Atawizm geopolityczny stał się modny, politycznie korzystny i niekontrolowany przez główne mocarstwa, które są albo rozproszone, albo współwinne. Dziś świat jest usiany ukrytymi lub obecnymi sporami irredentystycznymi, piszą Mark Medish i Alex Rondos.
Historia z hukiem powróciła, by rzucić wyzwanie naszemu poczuciu globalnego porządku.
Dopóki system międzynarodowy po II wojnie światowej cieszył się szerokim szacunkiem, mogliśmy udawać, że utrzymujemy pokój, maskując jednocześnie sprzeczność między zasadami suwerenności i samostanowienia zapisanymi w Karcie ONZ.
System zakładał, że dominujące mocarstwa świata powstrzymają tę sprzeczność poprzez połączenie odwoływania się do reguł normatywnych i hojnego stosowania pragmatyzmu, co mogło urazić niejednego purystę.
Zachowanie równowagi już nie obowiązuje. Wkraczamy w nową, bardzo niebezpieczną erę, która stała się jeszcze bardziej niebezpieczna ze względu na nacjonalistyczną wrzawę i bezczelną nieznajomość szczegółów historycznych, które powinny przykuć uwagę głównych mocarstw.
Musimy zrozumieć, skąd bierze się irredentyzm
Bezpośrednim objawem geopolitycznego złego samopoczucia jest irredentyzm. Termin wziął swoją nazwę od włoskich roszczeń z końca XIX wieku do przyległych „nieodkupionych ziem” – Włochy irredenta — w imperiach austro-węgierskim, francuskim i brytyjskim.
Widzieliśmy, jak ten demon podnosił głowę już wcześniej, w latach trzydziestych XX wieku, a także ponownie wraz z upadkiem Jugosławii w latach dziewięćdziesiątych. Teraz ten wzór powraca ze zdwojoną siłą. Musimy go lepiej zrozumieć w jego współczesnym otoczeniu.
Zasadniczo chodzi o konflikt wynikający z niepełnej dekolonizacji. Kluczowymi graczami są dawne imperia, które niechętnie przyznają, że się skończyły, oraz te, które wierzą, że koniec imperialnej kontroli pozbawił je nowego narodowego odkupienia.
Dekolonizacja doprowadziła do losowego wytyczenia granic w Afryce, na Bliskim Wschodzie i w innych miejscach.
Biurokraci imperiów brytyjskiego i francuskiego narzucili fantazyjne dziedzictwo kształtowi dziesiątek byłych kolonii. Nasiona irredentyzmu są rozproszone po całym świecie. To, czy przerodzą się one w nowe konflikty i jak zarządzać tym ryzykiem, jest głównym wyzwaniem naszych czasów.
Niezakończone spory uderzają w świat
Atawizm geopolityczny stał się modny, politycznie korzystny i niekontrolowany przez główne mocarstwa, które są albo rozproszone, albo współwinne. Dziś świat jest usiany ukrytymi lub obecnymi sporami irredentystycznymi.
Agresja Rosji na Ukrainę, podczas której Władimir Putin twierdzi, że ponownie jednoczy główne terytoria Rosji, oraz wojna w Gazie wszczęta przez bezpaństwowe grupy palestyńskie przeciwko Izraelowi to krwawe przykłady tej tendencji.
Długotrwały spór Chin z Tajwanem w Cieśninie jest odmianą motywu irredentystycznego.
Po tym, jak siły azerbejdżańskie zajęły niedawno enklawę Górskiego Karbachu od osadników ormiańskich, prezydent Ilham Alijew ogłosił: „Zwróciliśmy nasze ziemie, przywróciliśmy naszą integralność terytorialną (…) przywróciliśmy naszą godność”. Nie jest to odbiegające od normy zachowanie, ale część wzorca nękającego pokój na świecie.
Seria „zamrożonych konfliktów” od Cypru po Kaszmir, po Morze Południowochińskie i Półwysep Koreański wyznacza miejsca na mapie, w których sporne roszczenia terytorialne tliły się od dawna, ale jak dotąd zostały powstrzymane głównie dzięki manewrom dyplomatycznym po impasie wojskowym.
Duch czasów pachnie II wojną światową
Niewiele regionów jest odpornych. Jesteśmy świadkami podobnych uskoków w Rogu Afryki. Konflikt w Sudanie i Etiopii zagroził bezpieczeństwu żeglugi morskiej na Morzu Czerwonym.
Etiopia kwestionuje legalność granic ustalonych ponad sto lat temu między cesarzem Etiopii a ówczesnymi potęgami kolonialnymi i wzywa do stałego dostępu do morza.
Lokalne siły regionalne – tak zwane „mocarstwa średnie” – uważają, że mogą stworzyć strefy wpływów w celu kontroli projektów lub ochrony swoich interesów bezpieczeństwa. W przypadku Rogu są to przede wszystkim potęgi Półwyspu Arabskiego.
Konsekwencje muszą być dobrze rozumiane. Jest to moment przypominający okres poprzedzający II wojnę światową. Wielkie mocarstwa trawiły konkurencyjne ambicje i wzajemne podejrzenia.
Porządek międzynarodowy – w stopniu, w jakim Liga Narodów go reprezentowała – uległ strzępieniu i przed lekkomyślnymi i bezwzględnymi otworzyła się droga do tworzenia nowej rzeczywistości poprzez przemoc.
W świecie, w którym normy nie są przestrzegane ani egzekwowane, ambicje i obawy krajów sprowadzają się do politycznej manipulacji terytorium i tożsamością. Multilateralizm zostanie zastąpiony regionalnymi rakietami ochronnymi.
Niekontrolowana dynamika ta będzie generować nowe rodzaje konfliktów. Fragmentacja terytorialna, czystki etniczne i spory graniczne będą się nasilać. Lokalne władze regionalne będą szukać pełnomocników, a lokalni powstańcy lub osłabione rządy będą szukać patronów.
Zwoływanie, a nie zmuszanie – oto właściwa droga
Jak wsadzić dżina z powrotem do butelki? Wobec braku rządu światowego wyposażonego w narzędzia egzekwowania prawa, marzenie o liberalnym porządku świata bez gorących sporów terytorialnych jest chimerą.
Jednakże wzajemne zainteresowanie unikaniem chaosu przemawia za pragmatycznym zarządzaniem. Zamrożone konflikty są lepsze niż gorące.
Siła militarna nie może zapewnić trwałych rozwiązań, zamiast tego zwykle kładzie grunt pod żniwo nowych skarg. Dyplomacja jest kluczowa. Jeśli konflikty irredentystyczne będą nadal wybuchać, nie powinno to wynikać z braku wysiłków dyplomatycznych ze strony zainteresowanych stron i uczciwych pośredników.
Rozmowy zakulisowe i negocjacje między stronami wojującymi nie są oznaką słabości. Pragmatyzm wymaga, aby kraje w regionach objętych sporem przyzwyczaiły się do bezpośredniej rozmowy.
Jeśli tego nie zrobią, zostaną pochłonięte przez ingerencję ich bogatszych i potężniejszych sąsiadów lub przez znacznie bardziej radykalne lub przestępcze ruchy, które nie dbają ani o granice, ani o państwa.
Aby zapobiec dominacji rakiet ochronnych, do wielkich mocarstw, takich jak Stany Zjednoczone, Unia Europejska, Wielka Brytania i inne podmioty o podobnych poglądach, które nie chcą chaosu, należy wykorzystanie ich potężnych zdolności dyplomatycznych do zwoływania – a nie stosowania przymusu – partii w kierunku nowych regionalnych reżimów integralności terytorialnej i nieingerencji.
Alternatywą dla pragmatyzmu jest otchłań. Jak powiedział kiedyś Sekretarz Generalny ONZ Dag Hammarskjold, nie chodzi o to, aby „nie zabrać ludzkości do raju, ale ocalić ją od piekła”.