Minęło nieco ponad dziesięć lat, odkąd aplikacje randkowe zawładnęły ekranami naszych telefonów, ale oznaki sugerują, że większość ludzi jest zmęczona tradycyjnymi randkami cyfrowymi i zaczyna szukać miłości gdzie indziej, na przykład w aplikacjach, które odpowiadają obopólnym zainteresowaniom.
Filmy każą nam wierzyć, że zakochiwanie się ma miejsce w windach, salonach Ikei, na szczycie Empire State Building lub na pokładach skazanych na zagładę liniowców oceanicznych; Oczy się spotykają i życie zatrzymuje się, gdy wszystko nagle układa się na swoim miejscu w rytm mdlącej ścieżki dźwiękowej.
Choć świat rzeczywiście jest pełen przypadkowych połączeń, wiele współczesnych wspaniałych historii miłosnych ma nadzieję zacząć się pokornie od ekranu telefonu komórkowego.
Aplikacje randkowe, niegdyś intrygująca nowość, zyskały na popularności na początku 2010 roku, a dwa z nich, Tinder i Bumble, pojawiły się odpowiednio w 2012 i 2014 roku.
Żeby było jasne, nigdy nie korzystałem z aplikacji randkowej.
Będąc w długotrwałym związku, mając dwadzieścia kilka lat, zamiast tego obserwowałam ich awans z boku, słuchałam, jak moi przyjaciele z podekscytowaniem opowiadali o zapałkach i patrzyłam, jak przeglądają zdjęcia mężczyzn tak swobodnie, jak kontemplując czajniki w katalogu.
To była dziwna, ale odświeżająca rzecz.
Kiedy w połowie lat mój tata poznał moją macochę na Match.com, z rumieńcem na twarzy okłamywał ludzi, że wpadli na siebie na konferencji służbowej. Wszelkie dotychczasowe piętna zostały w dużej mierze usunięte dzięki wszechobecności aplikacji, których obecność jest obecnie oczekiwaniem dla singletonów.
W coraz bardziej izolowanej epoce cyfrowej, w której używamy telefonów do wszystkiego, od bankowości po zamawianie burgerów, aplikacje stały się głównym sposobem poznawania potencjalnych partnerów. relacje zbudowane na lawinie wiadomości błyskawicznych, chaotycznych notatek głosowych i „lajków”.
Jednak ta społeczna zmiana w sposobie umawiania się na randki i postrzegania związków ma swoją cenę. Teraz przepełnione użytkownikami i obciążone stereotypami, aplikacje już dawno straciły poczucie możliwości zabawy; nadzieję zastąpiono obowiązkiem nawiedzanym przez rozczarowanie i zmęczenie.
Zmęczony Tinderem, wypalony przez Bumble’a
„Niekończący się, frustrujący strumień pogawędek, duchów, podrywaczy, oszustów na sumy i znudzonych poliamorystów chcących powiększyć swoją parę lub grupę” – mówi Ria Fend, 38-letnia aktorka i grafik mieszkająca w Londynie. spędza czas w aplikacjach randkowych.
„Iluzja nieskończonego wyboru jest odczłowieczająca i zbyt łatwo ludziom brak odpowiedzialności i złe traktowanie”.
Ria nie jest osamotniona w poczuciu wypalenia. Powierzchowne mechanizmy aplikacji randkowych, które spłaszczają połączenie z serią wywołujących senność przesunięć i profili wypełnionych pozbawionymi wyobraźni cytatami z popkultury, straciły swój blask.
Następnie istnieje niekończąca się lista negatywnych doświadczeń, od botów i oszustów po „duch” i „sytuacje”.
Jak wynika z badania Pew Research z 2020 r., szczególnie kobiety często padają ofiarą niestosownych wiadomości, a jedna trzecia z nich nazywa się obraźliwymi imionami lub jest ścigana przez mężczyzn po odmówieniu. Doprowadziło to do powstania grup na Facebooku, w których kobiety mogą ostrzegać innych przed mężczyznami, którzy wykazują się złym zachowaniem.
Wszystko wskazuje na to, że niebezpiecznie zbliżamy się do urzeczywistnienia sceny z filmu z 1987 roku Amazonki na Księżycuw którym Rosanna Arquette drukuje całą historię randkową i seksualną swojej randki w ciemno: „Siedemnaście razy okłamałeś kobiety, mówiąc, że naprawdę lubisz sushi i filmy z Meryl Streep”.
Nic więc dziwnego, że coraz większa liczba użytkowników decyduje się przesunąć palcem w lewo. Badanie przeprowadzone w 2023 r. przez amerykański serwis informacyjny Axios i firmę badawczą Generation Lab wykazało, że 79 procent studentów wolało zamiast tego tradycyjne randki osobiste.
Ria się z tym zgadza: „Niedawno zdecydowałam się porzucić aplikacje i korzystać z nowych grup spotkań i serwisów społecznościowych, aby poszerzyć organiczne kontakty w prawdziwym życiu w nadziei, że znajdę kogoś prawdziwego, kto również chce związku”.
Podobnie jak w przypadku wielu platform mediów społecznościowych, jednym z głównych powodów, dla których aplikacje randkowe stały się tak nieatrakcyjne, są ich próby zmonopolizowania rynku poprzez bycie wszystkim dla wszystkich na raz i poświęcanie komfortu użytkownika na rzecz zachłannego pochłaniania danych, aż do momentu, w którym pękną.
Pisząc dla Wired, dziennikarz Cory Doctorow ukuł na to termin: „enszytyfikacja”. Pod wpływem kapitalizmu niegdyś tętniące życiem centra cyfrowe zawsze mają się stać centrami handlowymi opanowanymi przez zombie, zmierzającymi ku upadkowi.
Gdzie jest miłość?
W odpowiedzi ludzie nie tylko przechodzą w tryb offline, aby znaleźć romans – sięgają także po prostsze i bardziej szczegółowe aplikacje, z których wiele w ogóle nie jest przeznaczonych do randek.
Weźmy na przykład Duolingo: aplikację językową, w której irytująco entuzjastyczna zielona sowa namawia Cię, aby kontynuować naukę. Nie ma nawet funkcji przesyłania prywatnych wiadomości, a jednak dziennik „Wall Street Journal” doniósł niedawno, że ludzie są nieruchomi trouver l’amour tam.
Kiedy skontaktowałem się z Duolingo, aby dowiedzieć się więcej o tym, jak to możliwe, opowiedzieli mi historię o parze o imieniu Rob i Amanda, którzy poznali się, gdy jeden drugiemu pogratulował passy zwycięstw. Są teraz małżeństwem.
Inne aplikacje hobbystyczne wykorzystywane do romansów to monitor ćwiczeń Strava i filmowy Letterboxd, w którym w 2021 r. dwójka miłośników filmów zyskała popularność po nawiązaniu związku z powodu wspólnej miłości do „Manka” Davida Finchera.
Bardziej samotna konfiguracja tych aplikacji opartych na zainteresowaniach sprawia, że takie historie sukcesu stanowią wyjątek, ale ich wykorzystanie w ten sposób uwydatnia ogromną lukę na rynku.
Istnieje wyraźne zapotrzebowanie na bardziej niszowe przestrzenie, w których grono ludzi jest mniejsze, a zainteresowania są bardziej autentyczne i kierowane kreatywnością i aktywnością, a nie bezdusznymi CV, które tylko mówią, a nie pokazują.
Niektóre start-upy już wykorzystują ten pomysł, jak na przykład Turn Up, oparta na muzyce aplikacja randkowa, w której użytkownicy prowadzą swoje ulubione zespoły zamiast zwykłej gadki „o mnie”.
W zeszłym roku w „Shark Tank” pojawiła się nawet aplikacja randkowa dla miłośników kotów o nazwie Tabby, ale jej brak sukcesu sugerowałby, że ludzie nie są „kocimi” osobami (dlatego nigdy nie dostanę żadnych dopasowań).
Jaka jest przyszłość aplikacji randkowych?
Były bankier inwestycyjny Shahzad Younas uruchomił muzułmańską aplikację randkową Muzz w 2015 roku, gdy zauważył brak przyzwoitych opcji dostępnych dla jego religii. Od tego czasu stała się wiodącą muzułmańską aplikacją randkową, docierając do ponad 10 milionów użytkowników na całym świecie w 50 językach.
W dużej mierze sukces aplikacji wynika z tego, że aplikacja nie wstydzi się tego, czym jest – mówi Younas – ale także różnic kulturowych związanych z randkowaniem jako muzułmanin.
„Ogólnie rzecz biorąc, muzułmanie nie umawiają się na randki, pobieramy się” – Younas mówi TylkoGliwice Culture.
„W większości popularnych aplikacji są oczywiście ludzie, którzy podchodzą do tego poważnie, ale jest też mnóstwo ludzi, którzy po prostu chętnie się spotykają, chętnie spotykają się i tym podobne. Taka jest kultura aplikacji. Podczas gdy u nas jest zupełnie odwrotnie.”
Aplikacja ma bardzo specyficzne podejście do dopasowywania ludzi, pytając ich bezpośrednio, jak często się modlą, jak bardzo są religijni i kiedy chcą się pobrać.
W dużej mierze europejska grupa demograficzna, z największą publicznością w Wielkiej Brytanii i Francji, oznacza również, że użytkownicy są bardziej skłonni do podróżowania niż hiperlokalny charakter Tindera i spółki.
„Masz wiele osób (użytkowników aplikacji), które tak naprawdę nie mają zbyt dużego zasięgu w zakresie filtru odległości lub kraju. Chętnie podróżują i skutecznie przeciągają ludzi w różnych krajach Europy” – mówi Younas.
Ponieważ udziały Match Group (właściciel Tinder, Hinge, Match.com i innych) spadły w zeszłym roku o 40 procent, sukces aplikacji takich jak Muzz sugeruje, że przyszłość aplikacji randkowych leży w bardziej ukierunkowanym podejściu, które sprzyja bezpośredniości i zachęca do nie -zintegrowana komunikacja.
„Dla mnie to jest prawdziwy sposób patrzenia na ten rynek. Jak sprawić, by było to bardziej naturalne doświadczenie? Bo zastanawiam się, czy za dziesięć, pięć lat ludzie nadal będą machać? Nie wiem. Nie wiem, czy to najlepszy sposób. Zdecydowanie jest w tym element zmęczenia” – mówi Younas, który chce, aby randki online były mniej wymuszone.
„Ludzie często mówią, że Instagram to największa na świecie aplikacja randkowa, ponieważ ludzie przeglądają treści, wchodzą do czatów i poznają ludzi w ten sposób, co moim zdaniem jest nieco bardziej naturalnym sposobem niż dosłownie przesuwanie ludzi. Zatem jedną rzeczą, na którą się zastanawiamy, jest to, jak właściwie zbudować społeczność wykraczającą poza społeczność, która tylko chce się umawiać na randki i wychodzić za mąż?”
Co ciekawe, Younas odkrył również, że ich bezpłatna funkcja połączeń wideo i głosowych pomogła ludziom znaleźć udane pary poprzez odfiltrowanie wszelkich nieruchomych rozmów i przejście od razu do tego, kto mówi poważnie. Ponad połowa połączeń w Muzz jest inicjowana przez kobiety.
„Wiele kobiet nie chce udostępniać swojego numeru telefonu, więc pozwala im to czuć się bezpiecznie w aplikacji i móc rozmawiać. A jeśli nie są zainteresowani, świetnie. Lepsze wyobrażenie o kimś można uzyskać dzięki rozmowie głosowej lub wideo, co jest prawie jak pierwszy krok przed osobistym spotkaniem”.
Choć przyszłość aplikacji randkowych pozostaje niepewna, znaleźliśmy się w punkcie zwrotnym, w którym potrzeby większości ludzi nie są zaspokajane, co prowadzi do demoralizującego cyklu usuwania, ponownej instalacji i usuwania.
„To po prostu duży wysiłek. Poświęciłeś dużo czasu, aby po prostu umówić się na randkę. To jak praca na pełen etat” – mówi mi jeden ze znajomych.
Ale jesteśmy także gatunkiem beznadziejnie romantycznym i tak długo, jak pozostaje nadzieja, będziemy przesuwać palcem, mijając wszystkie uśmiechnięte zdjęcia grupowe i ironiczne pozy, chwytając się szansy nawiązania kontaktu z tą wyjątkową osobą. To nie jest Bezsenność w Seattleale przynajmniej nasze losy prawdopodobnie potoczą się lepiej niż Tytaniczny.
Osobiście będę wracać do Duolingo. Que Sera, Sera.