O ile mocno upolityczniona 74. edycja Berlinale zakończyła się ogłoszeniem śledztwa i oskarżeniami o antysemityzm, o tyle jedna mała lokalizacja starała się podczas festiwalu zrobić coś dobrego. TylkoGliwice Culture spotkało się z ludźmi stojącymi za inicjatywą Tiny Space.
Pośród blichtru, napięcia i kontrowersji tegorocznego Festiwalu Filmowego w Berlinie znalazła się mała chatka, położona rzut beretem od czerwonego dywanu.
Podejdź do niego, a na boku drewnianej chaty zobaczysz dość trafny napis: „Tiny Space”.
Projekt, wymyślony przez Shai Hoffmanna i Jouannę Hassoun, którzy mają odpowiednio izraelskie i palestyńskie korzenie, zaprosił uczestników festiwalu do dyskusji i debaty na temat kontrowersyjnej kwestii wojny w Gazie w kameralnym miejscu. Spotkania ze zmieniającymi się uczestnikami nie miały ustalonego początku ani końca, zamiast tego umożliwiały zainteresowanym wpadnięcie w dowolnym momencie, mając na celu zaangażowanie ludzi w społeczeństwo, w którym często oczekuje się spolaryzowanych postaw.
TylkoGliwice Culture spotkała się z Shai Hoffmannem i Ahmadem Dakhnousem, palestyńskim studentem i współzałożycielem programu „Connect! Syrian Diaspora”, aby omówić projekt Tiny Space i siłę dialogu we wprowadzaniu zmian.
TylkoGliwice Culture: Czy możesz opowiedzieć o formacie Tiny Space i dlaczego wybrałeś tę konkretną konfigurację zamiast większego forum do dyskusji?
Shai Hoffmann: Jako inicjator Tiny Space i rozmów trójstronnych, które prowadzimy w szkołach w Niemczech, mogę powiedzieć, że doświadczyliśmy, że naprawdę ważne jest tworzenie mniejszych przestrzeni, aby stworzyć przestrzeń do wyrażania emocji i rozmowy o to uczucie dezorientacji u wielu osób, które pojawiło się szczególnie po 7 października. Większa przestrzeń, w której przebywają setki osób, może utrudniać mówienie. Dlatego bardzo ważne jest, aby mieć bardziej intymną przestrzeń.
I dlatego wymyśliłem projekt rozmów trójstronnych, a w grudniu zdecydowałem się uruchomić także podcast, aby głosy Palestyńczyków i innych izraelskich Żydów były bardziej widoczne.
Zgłosili się do nas przedstawiciele Berlinale i zapytali, czy chcemy przeprowadzić trójstronny dialog, czyli ja, Palestyńczyk i goście. I dlatego stworzyliśmy ten format.
Jak popularna była inicjatywa podczas Berlinale?
Shai Hoffmann: Było tu mnóstwo ludzi. Właściwie było zapakowane jak nigdy dotąd. Rozmawialiśmy o bardzo kontrowersyjnych sprawach, ale były to dyskusje nie tyle o emocjach i uczuciach, ile o bardzo politycznym charakterze.
Mówi pan, że dyskusje miały raczej charakter polityczny niż emocjonalny. Czy były jakieś reakcje, które Cię zaskoczyły?
Ahmad Dakhnous: Odbyło się kilka bardzo gorących debat politycznych, co jest całkowicie w porządku. O to też chodzi w tym miejscu. Wczoraj rozmawialiśmy z osobą, która opowiadała o sporze w jej partnerstwie. Mieliśmy ludzi, którzy opowiadali o sytuacji w swoich rodzinach. Mieliśmy ludzi, którzy odczuwali presję w swoich grupach przyjaźni i konstelacji rodzinnej. Rzeczywiście było to bardzo emocjonalne, ale mieliśmy też osoby, które przychodziły z pytaniami i niepewnością w związku z tym tematem, ponieważ pracują w sferze publicznej. W szkole mieliśmy nauczycieli, którzy borykali się z pewnymi sytuacjami. Mieliśmy ludzi z branży kulturalnej i artystycznej…
Nie ma znaczenia, jaką mają myśl polityczną – wszyscy doceniali fakt, że mieli okazję o tym porozmawiać. Zajęli czas. Było spokojnie. Czasami nie było spokojnie, ale ludzie mieli okazję wysłuchać, porozmawiać i powiedzieć, co czują i myślą.
Jak przebiegła moderacja?
Ahmad Dakhnous: Nie mieliśmy słów ani tematów tabu, jak często można zobaczyć w sferze publicznej. Ta debata może być dość toksyczna. Tutaj naprawdę można wiele powiedzieć. Granice są bardzo szerokie. Ale oczywiście zdarzają się też sytuacje, w których nas to dotyka.
Shai Hoffmann: Niczego nie tabuizujemy ani nie skandalizujemy. Jednakże dialog kończy się, powiedzmy, jeśli ktoś odejdzie od podstawy naszej konstytucji. Jeśli więc ktoś propaguje lub usprawiedliwia przemoc, to ja, jako Żyd, którego rodzina cierpi, zakończyłbym dialog, jeśli ta osoba nie byłaby otwarta na wysłuchanie także mojego żalu z tego powodu.
Czy coś takiego wydarzyło się podczas Berlinale?
Ahmad Dakhnous: Były dwie lub trzy sytuacje, w których musiałem jasno stwierdzić, że się nie zgadzam. I wyjaśniłem, dlaczego się z tym nie zgadzam. Ale z szacunkiem i bez tabu. Generalnie podchodzę pedagogicznie do tematu i zadaję pytania, żeby spróbować zrozumieć i otworzyć dyskusję. W takich przypadkach musiałem złożyć jasne oświadczenie.
Czy możesz podać mi przykład?
Ahmad Dakhnous: Cóż, jedna osoba posłużyła się bardzo wyraźnymi stereotypami rasowymi i zaprzeczyła istnieniu tożsamości palestyńskiej i Palestyńczyków. On na to: „Co to jest Palestyńczyk? Co to znaczy? To tylko klany rodzinne. I to był dla mnie jasny moment, w którym musiałem powiedzieć, że się nie zgadzam. Inny próbował zrelatywizować cierpienie śmierci i ból współczesnego narodu palestyńskiego w Gazie. To był także moment, w którym mogłem coś powiedzieć. Były to przypadki, w których myślałem, że moim obowiązkiem jako moderatora jest działać i stawiać pewne granice.
Czy czujesz, że Berlinale zrobiło wystarczająco dużo lub że taki międzynarodowy festiwal filmowy to najlepsze miejsce i najlepszy czas, aby to zrobić?
Shai Hoffmann: Zapytałbym cię: co wystarczy? Ostatecznie myślę, że w ramach tego projektu osiągnęliśmy więcej na poziomie indywidualnym niż w 45-minutowej dyskusji panelowej. Tutaj ludzie przychodzą i zadają pytania. Mogą powiedzieć, co czują. Tutaj masz zupełnie inny dostęp do poziomu emocjonalnego ludzi.
Ahmad Dakhnous: Jedyną idealną rzeczą w tym kontekście jest powstrzymanie tej masakry i osiągnięcie politycznego rozwiązania, które to zakończy. Nie możemy tego zrobić. Nie jesteśmy politykami. Jedyne, co możemy zrobić, to rozpocząć dialog. W tym konflikcie nie da się tego zrobić idealnie. Ale to jest wystarczająco dobre, a wystarczająco dobre jest wystarczająco dobre!
Shai Hoffmann: Dodam coś do tego… Istnieje wymiar na poziomie społecznym. Obserwując, co dzieje się tutaj, w Niemczech po 7 października i jak politycy próbują dzielić w społeczeństwie nasze grupy mniejszościowe… Naszym obowiązkiem, przy przywilejach, jakie tu mamy, jest nie dzielić. I to jest najlepsze, co można pokazać. Wychodzimy też do szkół, a uczniowie często są zszokowani widokiem Palestyńczyka i Żyda stojących przed nimi! Nie mogą sobie wyobrazić teraz, po 7 października, że we dwoje możemy prowadzić dialog. Myślę, że to mocny sygnał pokazujący, że nigdy nie powinniśmy pozwalać, aby politycy, a także niektóre media w Niemczech próbujące walczyć z antysemityzmem za pomocą rasizmu, dzieliły nas.
Na czerwonym dywanie można było zobaczyć wyrazy solidarności ze strony niektórych artystów i gości – odznaka, znak zawieszenia broni… To dobra platforma, ponieważ Berlinale to tak międzynarodowy festiwal. Czasem jednak można odnieść wrażenie, że jest to performatywna, a nawet pusta solidarność. Jak reagujesz na mediatyzację aktywizmu przez celebrytów?
Shai Hoffmann: To bardzo dobre pytanie…
Ahmad Dakhnous: Ludzie, którzy mogą coś zmienić w tym konflikcie, politycy posiadający władzę, nic nie robią. I zastanawiam się, co możemy zrobić? Co każdy może zrobić? Społeczeństwo obywatelskie, ale także aktorzy i artyści… To znaczy, czemu nie? Istnieje prawo do protestu, a jeśli wybiorą do tego tę platformę przy takim zasięgu, to oczywiście – dlaczego nie?
Shai Hoffmann: To międzynarodowy festiwal filmowy i ogólnie rzecz biorąc, festiwale oferują platformę do wyrażania poglądów politycznych. Nie musi to koniecznie oznaczać, że sam festiwal filmowy musi mieć opinię polityczną, ale stanowi platformę dla twórców filmowych. Tak jak Żadnej innej krainy, na przykład. To bardzo krytyczny film. Taki jest potencjał festiwalu filmowego. A jeśli masz ludzi, którzy chcą wyrazić swoje poglądy polityczne za pomocą odznak itp. – świetnie. Pod warunkiem, że nie jest antysemicki i rasistowski.
Jak reagujesz na bardziej nienawistne komentarze lub przejawy złości ze strony osób, które nie są otwarte na dialog?
Ahmad Dakhnous: Kilka osób stało przed drzwiami i zapytało: „Po co dyskurs? Dlaczego dialog? Dialogiem niczego nie zmienimy. Potrzebujemy działań politycznych, musimy coś zmienić”. Otworzyliśmy przestrzeń i powiedzieliśmy: „Tak, opowiedz mi o tym więcej. Co przez to rozumiesz? Co możemy zrobić jako społeczeństwo obywatelskie?” Nie wiem, czy zmienili zdanie, ale angażując się w rozmowę, przeszli od krzyków za drzwiami do siedzenia tuż przede mną i aktywnego udziału w debacie.
Shai Hoffmann: Poszli za zaproszeniem do dialogu. Oczywiście spotykaliśmy się z krytyką, że to miejsce jest o wiele za małe dla tak dużego problemu. Ale jako społeczeństwo obywatelskie, jak mówi Ahmad, możemy zaoferować dialog. I to się sprawdziło.