O nas
Kontakt

Dlaczego nie słuchamy 100 najlepszych albumów Apple

Laura Kowalczyk

The top six albums on the list

Apple właśnie uruchomiło listę 100 najlepszych albumów w historii muzyki. Oto dlaczego nie słuchamy…

Apple ujawniło listę 100 najlepszych albumów wszech czasów i niektóre wpisy mogą Cię zaskoczyć. Niektórym internautom nie podoba się to. Ale nie jesteśmy pewni kilku opcji…

Przepraszam, skończmy już z tymi wybrykami.

Mamy dość tych niekończących się, desperackich sztuczek mających na celu zaangażowanie w Internet. To nawet nie koniec roku, a my mamy do czynienia z niedopieczonymi listami 100 najlepszych, które zostały zaprojektowane z myślą o jednym: zwiększeniu zaangażowania w Internecie ze względu na stojące za nimi niewytłumaczalne decyzje.

Dobra, zajmę się tym.

Lista 100 najlepszych została stworzona przez Apple w porozumieniu z artystami takimi jak Pharrell Williams, Nile Rogers i Maggie Rogers, aby wybrać „płyty, które ukształtowały świat, w którym dzisiaj żyjemy i słuchamy”.

Na pierwszym miejscu znajduje się Lauryn Hill ze swoim klasykiem z 1998 roku „The Miseducation of Lauryn Hill”. To całkiem sprawiedliwy wybór na pierwsze miejsce, ponieważ jest to powszechnie uwielbiany album, który zapewnił światu wyjątkowe podejście Hill do gatunku RnB dzięki jej charakterystycznej szczerości.

Umieszczenie Hill na pierwszym miejscu dało Apple także szansę, aby powiedzieć jej to osobiście i uzyskać cytat z komunikatu prasowego. Nie byłoby to coś, co mogliby osiągnąć, gdyby zdecydowali się na drugie miejsce na liście Michaela Jacksona.

Lauryn Hill pozuje ze swoją nagrodą 100 najlepszych albumów, wykonaną z piaskowanego anodyzowanego aluminium, pochodzącego w całości z przetworzonych produktów Apple.

Reszta pierwszej dziesiątki również jest pełna całkiem zrozumiałych wyborów. Po „Thrillerze” Michaela Jacksona na liście znajdują się The Beatles, Prince, Stevie Wonder, Kendrick Lamar, Amy Winehouse, Nirvana i Beyoncé.

Wszyscy główni artyści, wszystkie główne albumy. Jasne, że można argumentować, że w pierwszej dziesiątce powinno znaleźć się coś z Pink Floyd czy Madonny, ale każdy z tych artystów wyraźnie zasługuje na to, by znaleźć się na szczycie.

Oprócz jednego.

Na piątym miejscu listy najlepszych albumów wszech czasów znajduje się „Blonde” Franka Oceana. Nie zrozumcie mnie źle, album Ocean z 2016 roku jest znakomity. Ale najlepsze w historii… naprawdę? Nie była to nawet najlepsza płyta wydana w tym roku.

To wybór „Blondynki” rozwiązuje problem z jakąkolwiek listą, która ma na celu wybranie najlepszych w historii. „Blondynka” wyraźnie to podkreśla. Na tej liście występują błędy związane z aktualnością i popularnością.

Frank Ocean występuje na scenie podczas 55. dorocznej ceremonii rozdania nagród Grammy w Los Angeles.

Biorąc pod uwagę fakt, że albumy takie jak „21” Adele plasują się na 15. pozycji przed „Blue” Joni Mitchell, nie jest to poważne podejście. Niewiele można zarzucić zdumiewająco mocnemu drugiemu albumowi Adele, ale blednie on w porównaniu z wstrząsającą twórczością Mitchella. Gdybyś ją zapytał, Adele prawdopodobnie również by się zgodziła.

Następnie pojawia się kwestia stronniczości popularności. Prawie wszystkie te albumy to bestsellery. Tak naprawdę niewiele z nich jest w jakikolwiek sposób niespodzianką. Co ma pewien sens. Wpływ z pewnością jest cechą uwzględnianą, więc jest w porządku, że większość tych albumów będzie miała poważny wpływ komercyjny.

Problemy pojawiają się jednak, gdy zauważa się, że popularność wzięła górę nad prawdziwym wpływem i wpływem artystycznym. Staje się to oczywiste po sposobie, w jaki 100 najlepszych flirtuje poza muzyką popularną.

Muzyka popularna to termin trudny do zdefiniowania. W 2024 r. nie będzie on już ograniczony do gatunku „pop” i będzie obejmował muzykę od rocka po rap dla odbiorców, którzy nie ograniczają się do subkulturowych sojuszy, jak miało to miejsce w XX wieku.

Mimo to zdecydowaną większość zestawienia stanowią albumy mieszczące się w jednym szerokim pojęciu popularnego. Są to anglojęzyczne albumy z gatunków rocka, RnB, hip-hopu i popu.

Miles Davis występuje w 1991 roku na Festiwalu Jazzowym w Montreaux w Szwajcarii.  Davis po raz pierwszy wystąpił na Newport Jazz Festival w 1955 roku

Tu i ówdzie dają o sobie znać inne gatunki. Soul otrzymuje odniesienie do utworu „What’s Going On” Marvina Gaye’a. Muzyka elektroniczna ma swój wyraz Daft Punk. Jest płyta Boba Marleya, która umieściła reggae na liście. Następnie, zaśmieceni artystami popowymi, Miles Davis i John Coltrane są jedynymi przedstawicielami jazzu.

To, że właśnie „Kind of Blue” i „A Love Supreme” są w stanie reprezentować jazz, pokazuje, jak wiele brakuje jakiejkolwiek liście takiej jak Apple. Jazz to cały wszechświat muzyczny, szeroki na swój wyspiarski sposób, ale także ekspansywny pod względem wpływu na inne gatunki.

Te dwa albumy są jednymi z najstarszych na liście, a ich włączenie jako ostatecznie dwóch najbardziej rozpoznawalnych albumów jazzowych całkowicie pomija to, w jaki sposób twórczość jazzowa Davisa i Coltrane'a, która go poprzedzała, umożliwiła powstanie większości pozostałych 100 albumów.

Ta sama historia dotyczy każdego z pozostałych gatunków, które otrzymują ukłony. Wszystkie są po prostu przykładami z każdego gatunku, z którymi może się zapoznać każdy, kto nie posiada żadnej głębszej wiedzy. Uwzględnienie ich nie dodaje kolorytu liście, sprawia, że ​​wydaje się blada.

Glenna Goulda w 1959 r

To nawet nie jest powód, żeby zaczynać od zaniedbań. Gdzie są dzieła niezachodniocentryczne? Z łatwością można by tu zaliczyć na przykład Felę Kuti. Gdzie są naprawdę wpływowi dziwacy, tacy jak Kapitan Beefheart? Czy na liście najlepszych albumów w ogóle nie ma muzyki klasycznej? Powiedz to każdemu posiadaczowi „Bach: Wariacje Goldbergowskie” Glenna Goulda.

Zamiast tego otrzymujesz tylko kompilację albumów, o których prawie każdy już słyszał, w kolejności na tyle losowej, że może ona wygenerować komentarze w Internecie. I oczywiście ten artykuł.