O nas
Kontakt

Belgijski agent chaosu

Laura Kowalczyk

Belgijski agent chaosu

DWORP, Belgia — Poznaj człowieka, który wstrząsa Belgią do głębi.

Belgijską politykę rozpraszają „nonsensy związane z płcią, szaleństwo klimatyczne i…”O nie' – koniec świata!” – ryknął Tom Van Grieken, przywódca skrajnie prawicowej partii Vlaams Belang we Flandrii podczas przemówienia wyborczego w pubie w mieście na południe od Brukseli.

„To, czym coraz więcej Flamandów niepokoi się” – powiedział na małym pasie Flandrii wciśniętym między stolicę a francusko-flamandzką granicę językową z Walonią – to „nie koniec świata, ale koniec miesiąca !”

Van Grieken obrał antymigracyjną, antyekologiczną i przeciwną przebudzeniu ścieżkę wojenną, która zakończy się miażdżącym zwycięstwem w niedzielnych wyborach krajowych, regionalnych i europejskich.

Awans jego partii rzuca cień na przyszłość małego kraju Beneluksu, gdzie władza jest podzielona pomiędzy rząd federalny, trzy wspólnoty językowe (flamandzką, francuskojęzyczną i niemiecką) oraz trzy regiony (Flandrię, Walonię i Brukselę). Flandria to bogatszy region, który dzięki mechanizmom federalnym, takim jak zabezpieczenie społeczne, wnosi do budżetów krajowych większy wkład do budżetów krajowych niż pozostałe.

Struktura państwa bizantyjskiego w Belgii oraz podział polityczny między społecznościami francuskojęzycznymi i flamandzkimi utrudniają rządzenie. Obecny rząd federalny składa się z siedmiu partii. Jest już rekordzistą świata w najdłuższym okresie bez rządu – w latach 2010–2011 potrzebowała 541 dni na osiągnięcie porozumienia koalicyjnego.

Tym, co odróżnia Vlaamsa Belanga od innych skrajnie prawicowych partii rosnących w całej Europie, jest ostateczny cel tej partii: oddzielenie północnego regionu Flandrii od francuskojęzycznego, lewicowego południowego regionu Walonii.

Zwolennicy Vlaamsa Belanga tłumnie pojawili się, aby zobaczyć Van Griekena w Dworp. Ich entuzjazm był zapowiedzią tego, czego wielu spodziewa się w niedzielę: według przewidywań Vlaams Belang stanie się największą partią w Belgii, zdobywając około 26 procent głosów flamandzkich.

Tom Van Grieken, przywódca skrajnie prawicowej partii Vlaams Belang we Flandrii, skupia się na przeciwdziałaniu migracji. | Simona Wohlfahrta/Getty Images

Oprócz sprzeciwu wobec imigracji jej kampania odwoływała się do niezadowolenia z kwestii bezpieczeństwa i rosnących kosztów. Zdaniem Vlaamsa Belanga ta skrajnie prawicowa, ultrakonserwatywna platforma jest powiązana z programem separatystycznym, który ma na celu podzielenie Belgii na pół.

„Flamandzkie pieniądze powinny przede wszystkim trafiać do flamandzkich rodzin!” powiedział Van Grieken – to atak zarówno na wydatki publiczne na pomoc imigrantom, jak i na wsparcie Walonii. Jego publiczność wiwatowała.

Belgia, będąca członkiem założycielem Unii Europejskiej, jest siedzibą głównych instytucji UE, a także siedzibą Organizacji Traktatu Północnoatlantyckiego (NATO).

Rola międzynarodowego centrum politycznego będzie zagrożona, jeśli spełnią się marzenia Vlaamsa Belanga o secesji. Podział kraju wywołałby także falę uderzeniową w całej Europie, gdzie w ciągu ostatniej dekady regiony od Szkocji po Katalonię próbowały odłączyć się, ale próby zakończyły się ślepymi zaułkami prawnymi, proceduralnymi i politycznymi.

W swojej platformie partyjnej Vlaams Belang oparł się na podręczniku podziału Czechosłowacji na Czechy i Słowację w 1992 roku.

Chce „uporządkowanego podziału” Belgii, powiedział TylkoGliwice Tom Vandendriessche, poseł do Parlamentu Europejskiego i główny ideolog partii.

Punktem wyjścia byłaby „deklaracja suwerenności” w regionalnym parlamencie flamandzkim. To zmusiłoby regionalny rząd Walonii do rozpoczęcia negocjacji w sprawie separacji, powiedział Vandendriessche, przedstawiając sposób podziału wszystkiego, od majątku armii po dług publiczny kraju.

Vlaams Belang chce dać walońskim odpowiednikom pięć lat na osiągnięcie porozumienia. W przypadku braku porozumienia Flandria jednostronnie ogłosi niepodległość.

Problem? Bardzo niewielu polityków i analityków spoza Vlaams Belang wierzy w ten plan.

Jednostronna deklaracja niepodległości oznaczałaby zerwanie przez Flandrię więzi z Brukselą. | Kenzo Tribouillarda/Getty Images

„To science fiction” – powiedział Carl Devos, wybitny analityk polityczny i profesor na Uniwersytecie w Gandawie. „Z długiem publicznym, z ubezpieczeniem społecznym, z Brukselą… Pomysł, że można to zrobić w ciągu pięciu lat, jest oczywiście całkowitym bzdurą”.

Najbardziej oczywistym partnerem Van Griekena w urzeczywistnieniu secesji jest Sojusz Nowej Flamandzkiej (N-VA), jedyna poza flamandzką partią opowiadającą się za niepodległością. Sondaże wskazują, że N-VA i Vlaams Belang łącznie mogliby zdobyć blisko 50 procent flamandzkich głosów. Jednak przywódca N-VA, Bart De Wever, potępił plany Vlaamsa Belanga, ostrzegając, że wywołają one „kataloński scenariusz” chaosu i zamieszania.

Jednostronna deklaracja niepodległości oznaczałaby zerwanie przez Flandrię więzi z Brukselą – stolicą kraju, a nawet regionu – i opuszczenie UE, powiedział De Wever Van Griekenowi w niedawnym programie telewizyjnym. „To szalone. Nikt w to nie wierzy” – stwierdził. Zamiast tego N-VA proponuje średnioterminową transformację kraju w państwo „konfederacyjne” z minimalnymi uprawnieniami na szczeblu krajowym.

Vanendriessche Vlaamsa Belanga odrzucił ostrzeżenia, że ​​secesja doprowadzi do chaosu. „Katalonia jest mniejszością na peryferiach Europy. Stanowimy większość w sercu Europy” – powiedział.

Mimo prowadzenia w sondażach Vlaams Belang jest niemal całkowicie zablokowany przed dojściem do władzy.

Wszystkie inne główne partie polityczne w Belgii mają długą tradycję zwaną kordon sanitarny uniemożliwiający partii dojście do władzy ze względu na jej skrajne stanowisko (i skazanie jej poprzedniczki za rasizm w 2004 r.).

I tu wkracza Van Grieken.

Podobnie jak lider Zjednoczenia Narodowego Francji Jordan Bardella, Van Grieken – mając zaledwie 28 lat, kiedy został przewodniczącym partii – sprawia, że ​​partia wydaje się bardziej wytworna, energiczna i młodsza.

Jego włosy są zawsze starannie uczesane, a z chłopięcym uśmiechem na twarzy Van Grieken przekazuje często radykalne przesłania swojej partii z figlarnym błyskiem w oku. Wyborcy uważają go za sympatycznego, powiedział, nawet jeśli wyrażali niechęć do jego partii.

„To, co naprawdę uważam za swoją zasługę, jeśli można to skromnie ująć, to to, że przedarłem się przez społeczny kordon,” – powiedział TylkoGliwice.

Kiedy przechodził przez wyprzedaż garażową na parkingu supermarketu Colruyt – co było jego pierwszym przystankiem w ramach kampanii tego dnia – trzy młode kobiety zatrzymały go, żeby zrobić sobie selfie. Starszy mężczyzna odciągnął go na bok, aby przeprowadzić krótką pogawędkę: „Zdecydowanie będę na ciebie głosował” – powiedział mężczyzna.

Kampania Van Griekena, której główne hasło brzmi „Flandria znów nasza”, spodobała się młodym wyborcom, zwłaszcza mężczyznom. Partia przewyższa wszystkie inne partie belgijskie w mediach społecznościowych, często zamieszczając konserwatywne komunikaty na tematy takie jak migracja i ostrzeżenia przed „przebudzoną” lewicą.

Powoli, ale skutecznie, przywództwo Van Griekena oznacza, że ​​tabu dotyczące głosowania na partię skrajnie prawicową zanika.

Mimo prowadzenia w sondażach Vlaams Belang jest niemal całkowicie zablokowany przed dojściem do władzy. | Hatim Belga/Getty Images

Vlaams Belang jest „prawicowy, ale nie za bardzo” – powiedział jeden ze zwolenników podczas innego przystanku kampanii, w północnej wiosce Berendrecht, gdzie miejscowi zebrali się, aby obejrzeć wyścig kolarski.

W kwestiach kulturowych Vlaams Belang mocno kłóci się z przeważnie liberalnymi normami Belgii. Jest mocno konserwatywny w kwestiach takich jak aborcja i adopcja przez osoby tej samej płci.

W ostatnich tygodniach radykalne stanowisko tej partii w kwestiach LGBTQ+ jeszcze bardziej odizolowało ją od innych partii. „Prawdziwymi ekstremistami są ludzie, którzy zaprzeczają, że są tylko mężczyźni i kobiety” – powiedział niedawno Van Grieken, odpowiadając na obraźliwe oświadczenie posła Vlaams Belang na temat Petry De Sutter, wicepremier Belgii i transpłciowej kobiety. W tym tygodniu lokalne media podały, że bojownicy partiowi rozpoczęli kampanię internetową, w której krytykują De Sutter memami kpiącymi z jej tożsamości płciowej.

Partia od dawna boryka się z pytaniami dotyczącymi swoich powiązań z zagranicznymi reżimami autorytarnymi, na które Van Grieken nie odpowiedział w odpowiedni sposób.

Z dochodzenia przeprowadzonego przez lokalne media wynika, że ​​Filip Dewinter, niegdyś czołowy polityk tej partii, w ostatnich miesiącach spotkał się z oskarżeniami o ścisłą współpracę z chińskim szpiegiem. Partia w grudniu ubiegłego roku wydaliła swojego byłego senatora Franka Creyelmana w związku z oskarżeniami, że został zwerbowany przez chińskie tajne służby.

W przeszłości obawy budziły także stosunki partii z Rosją. W 2014 r. trzech członków parlamentu regionalnego tego kraju udało się na Krym, aby „obserwować” pozorowane referendum w sprawie jego statusu. Niedawno poseł do Parlamentu Europejskiego Vandendriessche pojawił się w filmach z internetowego kanału Voice of Europe, który czeski i belgijski wywiad uznał za prorosyjskie narzędzie propagandowe wtrącające się w sprawy europejskie.

Kontrowersje i skrajne stanowiska zamknęły drzwi Vlaamsowi Belangowi w próbach sprawowania rządów. Wszystkie pozostałe partie odrzuciły rządzenie Van Griekenem po głosowaniu 9 czerwca – na jakimkolwiek szczeblu rządowym.

Van Grieken postawił sobie za cel przełamanie kordon sanitarny. Na razie oznacza to jeszcze większe powiększenie skrajnie prawicowego bloku wyborczego, aby mieć pewność, że jego partia będzie kontrolować proces polityczny w Belgii. Fakt, że udało się tego sojusznikowi w Holandii, Geertowi Wildersowi, jest „znakiem nadziei” – stwierdził Van Grieken.

W rozmowie ze zwolennikami w Dworp przewodniczący partii podkreślił swoją misję: „Tylko wtedy, gdy nasza partia stanie się największą partią, tylko wtedy Flamandowie zostaną wysłuchani… i Flandria znów będzie nasza”.

„Flandria!” krzyknął Van Grieken.

„Nasz!” – ryknął tłum.