O nas
Kontakt

Dla mnie Italia 90 to nie tylko piłka nożna. Oto, jak zainspirowało to życie podróżnika

Laura Kowalczyk

Ross and his friends outside the San Siro stadium in Milan.

Planujesz europejską przerwę piłkarską tego lata? Oto moje wskazówki, jak najlepiej je wykorzystać.

Po sobotnim zwycięstwie Realu Madryt w Lidze Mistrzów uwaga fanów piłki nożnej skupia się na Monachium i Mistrzostwach Europy.

Chociaż nie mam tej obsesji, jaką miałem, gdy byłem młodszy, nadal ekscytują mnie najważniejsze mistrzostwa w piłce nożnej, niż powinienem.

Moim pierwszym turniejem był Italia 90 i na zawsze zajmie on szczególne miejsce w moim sercu. Jestem pewien, że to samo będzie prawdą dla milionów dzieci w całej Europie, które tego lata będą patrzeć na Euro 2024 (nawet jeśli przyszli partnerzy nie pozwolą im mieć poszewki na kołdrę Paula Gascoigne, a przyszłe dzieci będą nazywać książeczki z naklejkami Panini „ nudny').

Co to ma wspólnego z podróżami? Dla mnie Italia 90 to nie tylko piłka nożna. Tak, oglądałem prawie każdy mecz. Ale w międzyczasie chciałem dowiedzieć się jak najwięcej o drużynach i krajach biorących udział w zawodach – o ekstrawagancji Brazylii, zabawie i radości Kamerunu, tajemnicy ówczesnej drużyny Związku Radzieckiego.

Ale gwiazdą programu były niewiarygodnie fajne Włochy. Zaintrygowały mnie miasta, w których grały drużyny. A wraz z nieoficjalnym hymnem turnieju „Nessun Dorma” w wykonaniu Luciano Pavarottiego, dziewięcioletni ja obudziłem się w kulturze wyższej nawet niż „U Can” MC Hammera Dotknij tego”.

Nieświadomie uruchamiałem też tryby, podczas których wyjeżdżałem na miasto, żeby obejrzeć europejską piłkę nożną.

Moja pierwsza wizyta w Mediolanie i kultowym San Siro

Razem z grupą przyjaciół oglądaliśmy mecze na niektórych z najbardziej znanych stadionów w Europie, w pięknych lokalizacjach, takich jak Barcelona, ​​Madryt, Berlin, Rzym, Neapol i Norwich.

Jednak aż do zeszłego roku brakowało stadionu San Siro, na którym rozgrywane są mecze AC Milan i Interu Mediolan. W Italia 90 jednym ze stadionów gospodarzy był przebudowany San Siro. To też było najfajniejsze.

Kiedy usłyszeliśmy wiadomość, że mediolańscy giganci szukają nowego domu, wiedzieliśmy, że musimy tam dotrzeć, zanim się wyprowadzą. Pomogło również to, że był to Mediolan, który oferuje wiele do zobaczenia i zrobienia, gdy nie oglądasz piłki nożnej i nie cieszysz się życiem nocnym.

Planowanie rozpoczęło się latem wcześniej. Pierwszą przeszkodą było znalezienie wolnego weekendu (zdecydowanie najtrudniejsza część, o czym wie każdy, kto ma dzieci).

Następnie przyjrzeliśmy się terminarzom meczów. Zamieniając się w męską wersję Złotowłosej w średnim wieku, szukaliśmy meczu, który był na tyle dobry, że naprawdę chcieliśmy go zobaczyć, ale nie na tyle dobry, że mielibyśmy problemy z zdobyciem biletów.

W końcu wylądowaliśmy w Mediolanie na długi weekend wielkanocny z biletami na mecz AC Milan – Empoli.

Złapaliśmy mecz na kultowym stadionie San Siro w Mediolanie.

Jak planuję przerwy w europejskiej piłce nożnej

Zwykle planując przerwę na europejską piłkę nożną, moi przyjaciele i ja wskazujemy miasto, które chcielibyśmy odwiedzić, a w którym znajduje się również dobra drużyna piłkarska lub kultowy stadion.

Po sprawdzeniu naszej dostępności w odniesieniu do terminarza kolejnym wyzwaniem jest zabezpieczenie biletów.

Bilety na mecz w Mediolanie trafiły do ​​ogólnej sprzedaży, co ułatwiło nam sprawę. Bardziej popularne mecze często wymagają członkostwa, dlatego łatwiej jest celować w te, które są mniej podatne na nadsubskrypcję.

Bilety wydawały nam się tanie, ale to pewnie dlatego, że jesteśmy przyzwyczajeni do wyższych cen angielskiej piłki nożnej, jakie spotykamy u siebie.

Po dokonaniu rezerwacji z dużym wyprzedzeniem, loty i zakwaterowanie również były proste.

Nie oznaczało to jednak, że wszystko poszło gładko. Ryzyko planowania z tak dużym wyprzedzeniem polega na tym, że daty meczów mogą ulec zmianie ze względu na harmonogram programów telewizyjnych. Jak się okazało, mecz został przeniesiony z sobotniego popołudnia na piątkowy wieczór. Na szczęście udało nam się go jeszcze złapać, bo byliśmy w Mediolanie na długi weekend.

Sprowadzenie metra na ziemię było łatwe i dotarliśmy na miejsce kilka godzin przed rozpoczęciem, podobnie jak wielu innych fanów. Dostępne były opcje jedzenia i napojów, które były całkowicie wystarczające i zdecydowanie stanowiły krok naprzód w porównaniu z wszechobecną furgonetką z burgerami na angielskich stadionach piłkarskich.

Pieta Rondanini Michała Anioła

Wciskanie się w zwiedzanie pomiędzy meczami piłki nożnej

Po przybyciu do Mediolanu w czwartkowe popołudnie, piątek spędziliśmy spacerując po Parco Sempione i przeglądając dzieła Michała Anioła i Leonarda da Vinci (lub, jak powiedział jeden z moich znajomych, „50 procent Wojowniczych Żółwi Ninja”) w Castello Sforzesco.

Następnie udaliśmy się do centrum miasta na bardzo późny lunch przed meczem piłkarskim. Chociaż sama gra była, szczerze mówiąc, okropna, wrażenia były niezapomniane.

Zaletą przełożenia meczu było to, że mieliśmy teraz wolną sobotę na grę. Wykorzystaliśmy fakt, że jesteśmy nieco ponad godzinę jazdy pociągiem od Turynu i zamiast tego kupiliśmy bilety na mecz Turyn vs Roma, co dało nam szansę na szybkie rozejrzenie się po stolicy Piemontu i podziwianie spektakularnej stacji Milano Centrale wzdłuż droga.

Następnie wskoczyliśmy do autobusu do Stadio Olimpico Grande Torino – starego stadionu odnowionego na potrzeby Zimowych Igrzysk Olimpijskich w 2006 roku, który jest obecnie siedzibą klubu piłkarskiego Torino.

Choć nie całkiem w cieniu Alp, widoki wciąż były niesamowite w słoneczne popołudnie.

Zmiana harmonogramu oznaczała, że ​​mogliśmy obejrzeć mecz Turyn – Roma.

Co jeszcze można robić w Mediolanie?

Po powrocie do Mediolanu udało nam się ożywić nasze porzucone plany na piątkowy wieczór, aby odwiedzić bary w Navigli.

Obudziliśmy się w niedzielę i na chwilę wpadliśmy w panikę, gdy ulica poniżej zamieniła się w ruchliwy targ. Przejście obok straganów z rybami niekoniecznie pomogło w walce ze skutkami sobotniego wieczoru.

Po drodze zwiedziliśmy słynną galerię handlową Galleria, zabytkową operę La Scala i oczywiście Duomo di Milan.

Duomo w Mediolanie

Zatrzymaliśmy się na lunch i trochę risotto alla Milanese, po czym rozejrzeliśmy się po interaktywnym muzeum Leonardo3 i zakończyliśmy dzień spritzem z psim Aperolem nad kanałem.

Żałuję tylko, że nie mogłem zobaczyć „Ostatniej wieczerzy” Leonarda DaVinci, ale spóźniliśmy się z rezerwacją biletów. Sprzedają je w trzymiesięcznych blokach, które są bardzo szybko wychwytywane.

Poza tym w ciągu czterech nocy na wyjeździe udało nam się połączyć trochę kultury, świetne jedzenie i napoje oraz mnóstwo śmiechu, mimo że w dwóch meczach widzieliśmy tylko jednego gola.