Wybory w Bawarii i Hesji uwypukliły frustrację wobec federalnej koalicji rządzącej, ponieważ Alternatywa dla Niemiec odniosła duże zyski.
W dwóch niemieckich wyborach stanowych, które są postrzegane jako czynnik wpływający na nastroje narodowe, skrajnie prawicowa Alternatywa dla Niemiec, czyli AfD, zyskała na popularności, podczas gdy trzy partie tworzące koalicyjny rząd federalny poniosły znaczne straty.
Siły konserwatywne odniosły wyraźne zwycięstwa w obu krajach związkowych: Bawarii i Hesji. Przewiduje się, że w Bawarii Unia Chrześcijańsko-Społeczna (CSU), siostrzana partia centroprawicowej Unii Chrześcijańsko-Demokratycznej (CDU), zdobędzie 36,6% głosów, nieco mniej niż wynik tej partii w ostatnich wyborach stanowych w 2018 r. W Hesji CDU zdobędzie 34,6 proc.
Jednak największym zwycięzcą wieczoru była prawdopodobnie AfD – partia, która od czasu jej powstania w 2013 r. staje się coraz bardziej ekstremalna. Przewiduje się, że AfD zajmie drugie miejsce zarówno w Bawarii, jak i w Hesji, co będzie historycznym zwycięstwem tej partii.
Dobre wyniki AfD poza jej tradycyjnym bastionem w krajach byłej NRD sugerują, że partia skutecznie rozszerzyła bazę poparcia. Rozwój ten wywołał już ponowną falę poszukiwań duszy wśród przywódców partii głównego nurtu.
„Wzrost wyników AfD może tylko niepokoić każdego demokratę w tym kraju” – powiedziała w telewizji publicznej Ricarda Lang, współprzewodnicząca Zielonych. „Chciałbym, abyśmy odeszli od wytykania palcami i aby każda partia demokratyczna zastanowiła się teraz, co możemy zrobić, aby (wyniki wyborów) w przyszłości znów wyglądały inaczej”.
Zarówno w Bawarii, jak i w Hesji, poparcie dla trzech partii tworzących koalicję rządzącą kanclerza Niemiec Olafa Scholza – centrolewicowych Socjaldemokratów (SPD), Zielonych i liberalnych Wolnych Demokratów (FDP) – odnotowało spadek poparcia. Wynik ten pokazał powszechne niezadowolenie z rządu federalnego w okresie rosnącej niepewności gospodarczej i społecznej.
Niemiecka gospodarka utknęła w długotrwałej rutynie, częściowo spowodowanej wzrostem cen energii, który nastąpił po inwazji Rosji na Ukrainę. Gwałtowny wzrost liczby osób ubiegających się o azyl przybywających w tym roku do Niemiec oraz rosnący niedobór niedrogich mieszkań również podsyciły niezadowolenie wyborców.
AfD najwyraźniej potrafiła wykorzystać to niezadowolenie. Robert Lambrou, lider grupy parlamentarnej AfD w Hesji, gdzie partia miała zdobyć 18,5 proc. głosów, nazwał występy partii w kraju „zapierającym dech w piersiach”. Wiele osób – dodał – „uważa, że konieczna jest zmiana polityki. Mamy wysoką inflację, wysokie ceny energii, wysokie czynsze. Mamy całkowicie niekontrolowaną masową imigrację. Jest tu wiele do zrobienia.”
W Bawarii przewidywano, że AfD zdobędzie 15,7% głosów, tuż przed Wolnymi Wyborcami, prawicową partią początkującą, która rządzi w koalicji z CSU w stanie.
Rząd federalny koalicji rządzącej w Niemczech był już często nękany konfliktami wewnętrznymi, szczególnie między Zielonymi a FDP – partiami pod wieloma względami ideologicznymi. Słaby wynik partii koalicyjnych może pogłębić niezgodę, ponieważ każda ze stron będzie dążyć do wzmocnienia swojej bazy poparcia.
W Hesji, dawnej bastionie SPD, socjaldemokraci ponieśli zawstydzającą porażkę, zdobywając według prognoz zaledwie 15,1% głosów. Strata jest tym bardziej dotkliwa dla partii, że jej kandydatką w tym stanie jest federalna minister spraw wewnętrznych Scholza, Nancy Faeser, która w przemówieniu określiła wynik jako „bardzo rozczarowujący”.
Przy tak słabym wyniku wielu spekuluje, czy Faeser uda się utrzymać na stanowisku ministra spraw wewnętrznych. Kanclerz Scholz prawdopodobnie znajdzie się pod presją wprowadzenia radykalnych zmian, które odwrócą losy jego partii i koalicji.
Wynik wyborów był szczególnie katastrofalny dla FDP, młodszego partnera w koalicji Scholza. Według prognoz partia zdobyła zaledwie 2,9% głosów w Bawarii i 5% w Hesji. Partii grozi wypadnięcie z obu parlamentów stanowych, jeśli nie osiągnie wymaganego progu 5%.
Dla przywódców koalicyjnego rządu federalnego Niemiec wynik wyborów już wywołał głośny sygnał alarmowy. Pytanie tylko, czy w koalicji jest wystarczająca jedność, aby odwrócić losy wydarzeń.
„Oczywiście nie jesteśmy głusi i ślepi” – powiedział w niemieckiej telewizji publicznej sekretarz generalny SPD Kevin Kühnert po ogłoszeniu wstępnych wyników wyborów. „Wszyscy w tej koalicji powinniśmy rozpoznać sygnały”.