Szanse na powrót rozmów na właściwe tory maleją w miarę zbliżania się wyborów w UE i na dole.
BRUKSELA — „Niewystarczająco dobry” – brzmiała werdykt australijskiego ministra handlu Don Farrella na temat umowy handlowej oferowanej przez Unię Europejską, zanim po raz drugi w ciągu czterech miesięcy odszedł od stołu negocjacyjnego.
Canberze będzie jednak trudno osiągnąć lepszy wynik i być może będzie musiała czekać latami na sfinalizowanie transakcji po zerwaniu tego, co zapowiadano jako decydującą rundę rozmów, która odbyła się w weekend w Osace w Japonii.
Bruksela wysłała zespół składający się z około 10 negocjatorów i dwóch czołowych komisarzy – wiceprezydenta wykonawczego Valdisa Dombrovskisa odpowiedzialnego za handel i komisarza ds. rolnictwa Janusza Wojciechowskiego – w nadziei na sfinalizowanie porozumienia, nad którym pracowano pięć lat.
„Strona UE udała się aż do Japonii, gotowa zawrzeć ostateczną umowę, tylko po to, by usłyszeć jeszcze raz – zapomnij o tym!” John Clarke, do niedawna czołowy negocjator handlowy w departamencie rolnictwa Komisji, zamieścił post w serwisie X. „No cóż, nie zapomną tego!”
Teatralna afront obnażył Brukselę, że nawet rzekomo podobnie myślące kraje, takie jak Australia, mogą pokrzyżować ambicje UE dotyczące dywersyfikacji stosunków handlowych z dala od potężnych Chin i wrogiej Rosji. W ramach tzw. „Komisji geopolitycznej”, która ukształtowała się pod rządami prezydent Ursuli von der Leyen, polityka handlowa UE polegała z jednej strony na asertywności, a z drugiej na otwartości.
Nie rozwiązało to większego problemu w przypadku Canberry, która była zdeterminowana uzyskać lepszą ofertę dla swojego dużego sektora rolnego niż ta, którą UE zaoferowała Nowej Zelandii.
A ogólnie rzecz biorąc, Australia ma większą rybę do usmażenia: premier Anthony Albanese udaje się w ten weekend do Chin, aby spotkać się z prezydentem Xi Jinpingiem w ramach pierwszej wizyty australijskiego przywódcy od 2016 r., co oznacza odwilż w wcześniej chłodnych stosunkach. Chiny odpowiadają za 27 procent dwustronnego handlu Australii – trzy razy więcej niż UE.
Dombrovskis powiedział, że nadzieje na przypieczętowanie porozumienia w Osace były bardzo duże po tym, jak w rozmowach na szczeblu ekspertów osiągnięto już „znaczny postęp”. „Niestety” – dodał szef handlu UE – „nasi australijscy partnerzy nie byli w stanie nawiązać kontaktu na podstawie wcześniej zidentyfikowanych stref lądowania”.
Cykl wyborczy – wybory europejskie odbędą się w czerwcu przyszłego roku, a Australijczycy mają wybrać nowy parlament do 2025 r. – utrudni zawarcie porozumienia, gdy politycy przejdą w tryb kampanii.
Komisja dała jednak jasno do zrozumienia, że drzwi do negocjacji pozostają otwarte w nadziei na przypieczętowanie porozumienia przed końcem roku.
Runda w Osace miała zakończyć najdelikatniejszy aspekt porozumienia, czyli rolnictwo: zabezpieczenie dostępu do unijnego rynku wołowiny, mięsa baraniego i cukru było dla Canberry koniecznością, podczas gdy Bruksela była zainteresowana ogromnymi rezerwami australijskiego surowca minerały strategiczne dla zielonej transformacji.
W szczególności nadal istniały luki do uzupełnienia w zakresie kwot na mięso wołowe i baranie oraz tzw. oznaczeń geograficznych UE, które chronią produkowane w Europie towary rolne, takie jak Feta, Prosecco czy Parmigiano Reggiano, przed produkcją gdzie indziej i wprowadzaniem do obrotu pod tymi nazwami.
Urzędnik Komisji, wypowiadający się pod warunkiem zachowania anonimowości, powiedział, że Bruksela była pewna, że dotrze do strefy lądowania w Japonii.
Jednak rozmowy zakończyły się fiaskiem na nieformalnym spotkaniu Farrella i Dombrovskisa, mimo że Bruksela uważała, że złożyła rozsądną ofertę, przyznając dostęp do nowego rynku o wartości ponad 1 miliarda dolarów australijskich, dodał urzędnik Komisji.
Jednak Farrell wycofał się i ponownie przedstawił żądania australijskiego lobby rolniczego, którego przedstawiciele byli obecni w Osace. W Brukseli odczuto brak poszanowania wcześniejszych zobowiązań podjętych na poziomie technicznym.
Australijskie lobby cukrownicze, Canegrowers, pochwaliło posunięcie Farrella, mówiąc, że „odejście wymagało odwagi i determinacji”.
W obliczu zbliżających się wyborów obie strony prawdopodobnie jeszcze bardziej zaostrzą swój dostęp do rynku produktów rolnych – jest to drażliwa kwestia zarówno dla potężnego australijskiego lobby rolniczego, jak i dla krajów UE posiadających duże sektory rolne, takich jak Francja, Irlandia i Polska.
UE pragnie chronić swoje sektory mięsne i cukrowe, do czego nawołują europejskie grupy rolników.
„My także nie chcemy (porozumienia) za wszelką cenę” – powiedziała Ksenija Simovic, starszy doradca ds. polityki handlowej w Copa-Cogeca, która reprezentuje rolników z UE. „Nie sądzę, że ktokolwiek skorzysta na braku umowy, ale zależy to również od rodzaju umowy. Zdecydowanie chcemy, aby Komisja nie podtrzymała swojego stanowiska”.
„Udało nam się dojść do porozumienia w wielu kwestiach, ale nadal pozostaje wiele merytorycznych kwestii do sfinalizowania” – powiedział francuski urzędnik, któremu zapewniono anonimowość, aby móc szczerze wypowiadać się.
„Będziemy potrzebować tyle czasu, ile będzie trzeba. Chcemy podpisania porozumienia, ale trzeba je wyważyć”.
W lipcu australijskie lobby rolnicze zwróciło się do Farrella z prośbą o zakończenie rozmów handlowych z UE, jeśli Canberze zostanie zaproponowana umowa podobna do tej z Wellingtona.
Jeśli jednak Farrell sądzi, że UE ustąpi i wróci z lepszą ofertą, popełnia błąd, powiedział Justin Brown, były ambasador Australii przy UE.
„Podobnie jak wszystkie główne gospodarki, UE będzie postrzegać siebie jako mającą przewagę nad Australią pod względem dźwigni finansowej – na umowie może zyskać mniej niż Australia – i nie będzie czuła się zmuszona do zmiany” – napisał Brown w poniedziałkowym komentarzu.
Bartosza Brzezińskiego i Barbary Moens