Według sondażu przeprowadzonego przez fundacje Open Society ponad jedna trzecia osób w wieku 18–35 lat opowiada się za reżimem wojskowym lub autorytarnym przywódcą. Jak do tego doszło?
Czy ludzie nadal wierzą w demokrację? – takie pytanie zadano w niedawnym sondażu Open Society Foundations, w którym drugi rok z rzędu wzięło udział ponad 36 000 osób w 30 krajach na całym świecie, aby poznać ich opinie i odczucia na temat praw człowieka, demokracji i innych ważnych kwestii stojących przed krajami na całym świecie. świat.
„Barometr społeczeństwa otwartego: czy demokracja jest skuteczna?” badanie, jedno z największych światowych sondaży, jakie kiedykolwiek przeprowadzono, przeprowadzono w okresie od maja do lipca 2023 r., a wyniki opublikowane w okresie poprzedzającym Międzynarodowy Dzień Demokracji są, delikatnie mówiąc, zaskakujące.
Pojęcie demokracji jest nadal bardzo popularne w każdym regionie świata: 86% respondentów twierdzi, że wolałoby żyć w państwie demokratycznym, a 62% uważa, że demokracja jest najlepszą możliwą formą rządów. We Włoszech wyniki wyniosły odpowiednio 91% i 69%.
Tylko 20% osób stwierdziło, że państwa autorytarne są w stanie lepiej sprostać żądaniom obywateli i skuteczniej rozwiązywać istotne problemy wewnętrzne i na arenie międzynarodowej.
Zaskakujący jest jednak fakt, że choć zaufanie do demokracji jest nadal powszechne, to grupą wiekową najbardziej sceptyczną co do jej skuteczności są osoby najmłodsze, czyli osoby w wieku 18–35 lat.
Jeśli spojrzymy na dane w podziale na grupy wiekowe, odsetek obywateli uważających demokrację za najlepszą możliwą formę rządów spada do 55% wśród najmłodszych, podczas gdy wśród osób w wieku od 35 do 55 lat i 69 lat wynosi 61,4%. % wśród osób powyżej 56. roku życia.
Co więcej, 42% osób w wieku 18-35 lat stwierdziło, że reżim wojskowy to dobry sposób rządzenia krajem, a 35% opowiada się za „silnym” przywódcą, który obejdzie się bez wyborów i parlamentu. We Włoszech odsetek ten spada odpowiednio do 24 i 32%.
Ale jak tu dotarliśmy i co to oznacza dla przetrwania demokracji?
„To naprawdę niepokojące, że najniższe wsparcie cieszy się najmłodszą grupą, czyli osobami w wieku od 18 do 35 lat, ponieważ dziś mamy największe pokolenie młodych ludzi. Połowa świata ma mniej niż 30 lat” – mówi Natalie Samarasinghe, globalna dyrektor ds. rzecznictwo w Open Society Foundations.
Jej zdaniem ważny jest kontekst. „To splot czynników. Stoimy przed pokoleniem, które doświadczyło szeregu wstrząsów: kryzysów gospodarczych, pandemii Covid-19, zmian klimatycznych i jest więcej niż udowodnione, że państwa autorytarne nie poradziły sobie dobrze z tymi kryzysami, ale żadne z nich nie poradziło sobie z tym demokracji. Kiedy dorasta się w epoce niestabilności i kryzysu, nie ma się zaufania do polityków. Myślę więc, że przekłada się to na sceptycyzm wobec systemu jako całości”.
Oprócz poczucia, że politycy nie poradzili sobie z największymi kryzysami ostatnich lat, pojawia się także wrażenie, że „są w gorszej sytuacji” niż ich rodzice pod względem warunków społeczno-ekonomicznych i wreszcie braku reprezentacji: „Ilu młodych ludzi czuje, że ma coś do powiedzenia w demokracji, podczas gdy kwestie, o które walczą, nigdy nie są na pierwszym planie?”, pyta Samarasinghe.
Ta niechęć do demokracji wynika zatem z ogólnego i ciągłego rozdźwięku między żądaniami obywateli a tym, co faktycznie zapewnia klasa polityczna. Średnio około jedna trzecia respondentów nie ufa politykom, że działają w ich interesach i zajmują się sprawami, na których im zależy. Przede wszystkim bieda, nierówność i prawa człowieka, zmiany klimatyczne i korupcja.
Odpowiedzialność innych pokoleń
Gianfranco Pasquino, emerytowany profesor nauk politycznych, zgadza się z Samarasinghe nie tylko co do trudności społeczno-gospodarczych, które naznaczyły ostatnie pokolenia, ale także co do odpowiedzialności klasy politycznej. „Partie stały się nieodpowiednimi strukturami. Partie uczą demokracji, praktykują ją i pokazują, jak ją praktykować. Wielki amerykański politolog napisał na początku lat czterdziestych XX wieku książkę, w której stwierdził, że partie rodzą się z demokracją, a demokracja rodzi się z partiami. W rezultacie demokracja umiera jeśli partie umrą, i zamiast tego rozkwitną, jeśli partie odrodzą się. Nie widzę jednak takiego wysiłku ze strony polityków” – wyjaśnia Pasquino.
Profesor przypisuje jednak część odpowiedzialności za niezadowolenie młodych ludzi z systemu demokratycznego także starszym pokoleniom, które są coraz bardziej prodemokratyczne. Spośród ponad 56 ankietowanych reżimy najbardziej autorytarne nie cieszą się szczególną popularnością: jedynie 20% jest otwartych na państwo wojskowe, a 26% na silnego przywódcę.
To znaczna różnica w porównaniu z młodszymi ludźmi, ale według Pasquino można ją łatwo wytłumaczyć: „Po prostu wielu z nich przeżyło część swojego życia w reżimie autorytarnym i wie, że nigdy nie będą chcieli wrócić. Zamiast tego pozytywne lub przynajmniej lepsze doświadczenia z demokracją niż młodzi ludzie. Byłoby jednak lepiej, gdyby przekazali te informacje, uczucia i emocje swoim dzieciom. Być może nie zrobili tego wystarczająco”.
Czy demokracji grozi wyginięcie?
Co zatem te dane mówią nam o zdrowiu i przyszłości demokracji? Czy naprawdę istnieje ryzyko, że system demokratyczny będzie stopniowo zanikał? Żaden z ekspertów nie uważa tego za choćby w najmniejszym stopniu możliwe.
„Demokracje wciąż powstają, a te ugruntowane nigdy nie upadły. Błędem jest właściwie twierdzenie, że jest kryzys demokracji, są problemy w funkcjonowaniu w ramach niektórych demokracji, np. Węgier, np. Polski, ale demokracja nie znajduje się w kryzysie” – mówi profesor Pasquino.
Samarasinghe idzie jeszcze głębiej: „Zawsze był i będzie trend w stronę większej wolności. Myślę, że to badanie również pokazuje, że istnieje takie pragnienie. Tyle tylko, że ludzie widzą teraz rozbieżność między tym pragnieniem a swoim życiem. Ale ja nie. uważają, że ich rozwiązanie jest „OK, zwrócimy się w stronę systemu autorytarnego”. Może to być rozwiązanie krótkoterminowe, ale nie długoterminowe. Wartości, które ludziom osobiście są bliskie, w tym prawa człowieka, są tak głęboko zakorzenione nawet w krajach, które mają obecnie bardziej autorytarne rządy, nie mogą one zniknąć”.
Problem jest raczej inny: co może się wydarzyć w okresie niewspółosiowości. „Myślę, że przywódcy polityczni, krajowi i międzynarodowi, powinni pamiętać, jakie są konsekwencje bierności. Nie chodzi tylko o powiedzenie: «OK, nie chcemy teraz rezygnować z produkcji węgla, bo mamy ten przemysł w lobby i możemy przegrać następne wybory. Tutaj stawką jest cały system.”