Rośliny hawajskie, motyle i ryby pustynne należą do najbardziej niedofinansowanych gatunków.
Od czasu uchwalenia ustawy o gatunkach zagrożonych 50 lat temu ponad 1700 roślin, ssaków, ryb, owadów i innych gatunków w USA uznano za zagrożone lub zagrożone wyginięciem. Jednak dane rządu federalnego ujawniają uderzające rozbieżności w wysokości środków przeznaczanych na ratowanie różnych królestw biologicznych.
Z około 1,2 miliarda dolarów (1,09 miliarda euro) rocznie wydawanych na gatunki zagrożone i zagrożone, około połowa jest przeznaczana na odnowę zaledwie dwóch rodzajów ryb: łososia i pstrąga stalowogłowego na zachodnim wybrzeżu. Dziesiątki milionów dolarów trafiają do innych powszechnie znanych zwierząt, w tym manatów, wielorybów biskajskich, niedźwiedzi grizzly i sów plamistych.
Jednak duże sumy przeznaczone na garstkę gatunków oznaczają, że inne są zaniedbywane, w niektórych przypadkach przez dziesięciolecia, gdyż balansują na granicy potencjalnego wyginięcia.
Na samym dole listy wydatków znajduje się mały ślimak górski frędzlowy z Wirginii, który według najnowszych dostępnych danych w 2020 r. wydał na jego rzecz 100 dolarów (91 euro). Według danych rządowych ślimaka żyjącego pod ziemią widziano tylko raz w ciągu ostatnich 35 lat, a mimo to jest o krok przed ponad 200 zagrożonymi roślinami, zwierzętami, rybami i innymi stworzeniami, które nie wydały żadnych pieniędzy na swoje potrzeby.
Które gatunki dostają najwięcej pieniędzy na ochronę?
Analiza danych za 2020 r. przeprowadzona przez agencję informacyjną Associated Press wykazała, że 67% wydatków przypada na ryby, z czego większość w przypadku kilkudziesięciu populacji łososia i stalowca w Kalifornii, Oregonie i Waszyngtonie. Ssaki znajdowały się na drugim miejscu z 7% wydatków, a ptaki z około 5%. Owady otrzymały zaledwie 0,5% pieniędzy, a rośliny około 2%. Do tych wartości procentowych nie wlicza się pieniędzy podzielonych pomiędzy wiele gatunków.
Gatunki, na które w ogóle nie wydaje się pieniędzy, obejmowały kamieniarki zagrożone zmianami klimatycznymi w Parku Narodowym Glacier w Montanie, krępą kalifornijską salamandrę tygrysią, która utraciła grunt pod wpływem rozwoju, oraz rośliny kwitnące, takie jak łubin zaroślowy wokół Orlando na Florydzie, gdzie rodzime siedlisko zostało przekształcone parki tematyczne.
Takie nierówności w wydatkach mają charakter długotrwały i odzwierciedlają połączenie realiów biologicznych i nacisków politycznych. Odbudowa populacji łososia i stalowca jest kosztowna, ponieważ są one szeroko rozpowszechnione i otoczone potężnymi tamami wodnymi. Mają także szeroki elektorat polityczny obejmujący plemiona indiańskie i interesy komercyjnego rybołówstwa, które chcą przywrócenia łowisk.
Kongres przez dziesięciolecia wysyłał ogromne sumy pieniędzy agencjom takim jak Bonneville Power Administration, które obsługują tamy na rzekach, do których kiedyś docierały ryby na tarło. Pieniądze pokrywają przepławki dla ryb wokół zapór, projekty odtwarzania siedlisk, monitorowanie przez naukowców i inne potrzeby.
Rośliny zostały prawie pominięte w ustawie o gatunkach zagrożonych
Ponad połowa gatunków chronionych na mocy ustawy o gatunkach zagrożonych to rośliny, ale całe królestwo roślin zostało prawie wyłączone z przełomowego prawa ochrony przyrody, kiedy zostało ono przyjęte w 1973 r., według Congressional Record i Faith Campbell, która przeprowadziła wywiady z osobami zaangażowanymi w prace nad tą ustawą fragment badania z 1988 r. opublikowanego w Pace Environmental Law Review.
Rośliny początkowo pominięto, gdy ustawa została przyjęta przez Senat, a opozycja pod przewodnictwem wpływowego republikańskiego senatora Teda Stevensa z Alaski. Według Campbella dodano je ponownie o godzinie 11 w wyniku nacisków botaników ze Smithsonian Institution i Lee Talbota, starszego naukowca w Radzie ds. Jakości Środowiska Białego Domu.
W tamtym czasie botanicy uznali ponad 2500 roślin za zagrożone przyszłym wyginięciem. Jednak większości nie udało się uzyskać ochrony, ponieważ urzędnicy federalni nie podjęli działań przed ostatecznym terminem Kongresu.
Obecnie ochroną objętych jest ponad 900 drzew, paproci, kwiatów i innych roślin. Łącznie otrzymali w 2020 roku około 26 milionów dolarów (23,6 miliarda euro).
„Liczbowo nadrabiają zaległości, ale jeśli chodzi o pieniądze i uwagę, nadal nie otrzymują należnej im części” – mówi Campbell, wieloletni działacz na rzecz ochrony środowiska, który obecnie pracuje w Centrum Zapobiegania Gatunkom Inwazyjnym.
„Zagrożenia są poważne, takie same jak zagrożenia dla zwierząt. Jednak nie mają one takiego wpływu politycznego jak, powiedzmy, kilkadziesiąt dużych gatunków zwierząt, które przyciągają przychylną uwagę lub wchodzą ludziom w drogę”.
Zdaniem ekspertów większość zakładów otrzymuje mniej pieniędzy, niż jest to zalecane w ramach planów naprawy. Naukowcy twierdzą, że ma to bezpośrednie konsekwencje: gatunki mają tendencję do wymierania, gdy przydziela się im mniej środków niż jest to potrzebne, natomiast mają większe szanse na wyzdrowienie, gdy otrzymają wystarczającą ilość środków.
Czy priorytetem powinny być niskobudżetowe plany odtwarzania przyrody?
Ponieważ zmiany klimatyczne zwiększają zagrożenie dla organizmów na całej planecie i zwiększają liczbę gatunków kwalifikujących się do ochrony na mocy ustawy o gatunkach zagrożonych, urzędnicy rządowi w wielu przypadkach mają trudności z wykonaniem działań naprawczych wymaganych przez prawo.
Niektórzy naukowcy opowiadają się nawet za zmniejszeniem wydatków na kosztowne wysiłki, które mogą nie zadziałać, i przekazaniem pieniędzy gatunkom posiadającym tańsze plany odbudowy, które popadły w ruinę.
„Za niewielką część budżetu przeznaczanego na sowy plamiste moglibyśmy uratować całe gatunki kaktusów, które są mniej charyzmatyczne, ale mają o rząd wielkości mniejszy budżet” – mówi Leah Gerber, profesor nauk o ochronie przyrody na Uniwersytecie Stanowym w Arizonie.
Gerber zasugerował przekierowanie części pieniędzy od gatunków, które otrzymały więcej, niż zakładały ich plany odbudowy – w tym pstrąga byka, żółwia susła i sowy plamistej – na te, które otrzymują niewiele lub wcale. Jej pomysły wywołały sprzeciw niektórych działaczy na rzecz ochrony przyrody.
Były dyrektor amerykańskiej służby ds. rybołówstwa i dzikiej przyrody Jamie Rappaport Clark twierdzi, że debata na temat przeznaczenia ograniczonych zasobów na ratowanie zagrożonych gatunków odwraca uwagę.
„Kwestią nie jest to, gdzie wydawane są pieniądze” – mówi Clark, obecnie prezes Defenders of Wildlife. „Problem w tym, że jest go zdecydowanie za mało”.
Gerber twierdzi, że nie chce, aby cokolwiek wyginęło, ale w obliczu niedoboru zasobów potrzebne jest strategiczne podejście.
„Niestety zegar tyka” – dodała. „Musimy podjąć działania”.
Gatunki historycznie niedofinansowane zyskują nowe fundusze
Urzędnicy zajmujący się dziką przyrodą twierdzą, że próbują właśnie to zrobić, przekazując pieniądze na rzecz zagrożonych gatunków zgodnie z ustawą klimatyczną podpisaną w zeszłym roku przez prezydenta Joe Bidena.
Obejmowały one 62,5 mln dolarów (56,7 mln euro), jak twierdzili urzędnicy, dzięki czemu będą mogli zatrudnić biologów do opracowania planów odbudowy, które będą wyznaczać kierunki przyszłych prac ochronnych, początkowo dla 32 gatunków, a w nadchodzących latach aż dla 300.
Wśród nich jest kolorowa ryba znana jako candy darter żyjąca w rzekach południowo-wschodnich Stanów Zjednoczonych, kwitnący krzew z Wysp Dziewiczych zwany marron bacora, rak panamski na Florydzie i kieszonkowy szczur kangur Stephensa w południowej Kalifornii.
Dodatkowe pieniądze mają zapewnić pewną ulgę po tym, jak według urzędników liczba pracowników agencji zajmujących się przeglądami środowiskowymi spadła o 20 procent w ciągu ostatnich dwóch dekad, mimo że w wykazie znajdowały się nowe gatunki. Według Lindsay Rosa, wiceprezes ds. badań ochronnych w Defenders of Wildlife, zwiększone finansowanie jest szczególnie ważne, ponieważ ponad połowa istniejących planów odbudowy agencji ma ponad dwadzieścia lat.
Ustawa przewidywała również kwotę 5,1 mln dolarów (4,6 mln euro) na projekty odbudowy, z których mogłyby skorzystać setki gatunków z czterech grup, które zdaniem urzędników w przeszłości były niedofinansowane: rośliny z wysp Hawajów i Pacyfiku, motyle i ćmy, małże słodkowodne i ryby pustynne w południowo-zachodniej części kraju NAS.
„Każdy z tych gatunków jest częścią większej sieci życia” – powiedziała w wywiadzie Martha Williams, dyrektor ds. rybołówstwa i dzikiej przyrody. „Wszystkie są ważne.”