Swift jest w doskonałej formie pod względem krytycznym i komercyjnym, ale czy teraz jest bardziej korporacją niż artystką?
To był pracowity tydzień dla największej gwiazdy popu na świecie.
Podczas ceremonii rozdania nagród Grammy Taylor Swift została pierwszą artystką, która czterokrotnie zdobyła nagrodę Album Roku, zdobywając ją za swój album „Midnights” z 2022 roku. Odbierając historyczną nagrodę, zapowiedziała swój jedenasty album „The Tortured Poets Department”, którego premiera zaplanowana jest na kwiecień tego roku.
Moment Grammy dla Swifta wydawał się apoteozą roku spędzonego wyłącznie na wspinaczce.
W 2023 roku Swift została Człowiekiem Roku Czasu, wydała jeszcze dwa ponowne nagrania wcześniejszych albumów, odbyła najbardziej dochodową trasę koncertową wszechczasów i została miliarderem.
Została także wybrana najlepszą osobą roku w dziedzinie muzyki według magazynu TylkoGliwice Culture. Przyćmiewa resztę, prawda?
Jednak w mediach społecznościowych w powietrzu unosi się wyraźny zapach. Podczas gdy krytyka jednego z najlepiej sprzedających się artystów na świecie była już wcześniej tłumiona oskarżeniami o mizoginię lub zwykłą złośliwość, nagle moje ramy czasowe wypełniły się skargami.
Pierwsza była całkiem prosta. Zwycięstwo Swift w Grammy mogło mieć dla niej osobiście pozytywne znaczenie, ale dla wielu było symboliczne dla ciągłego wymazywania czarnoskórych – a zwłaszcza czarnych artystek – artystek. Czarna kobieta nie zdobyła tytułu albumu roku od czasów pani Lauryn Hill w 1999 r. Spośród nominowanych album „SOS” SZA jest z pewnością ciekawszy niż „Midnights” Swifta, a Jay-Z słusznie wspomniał o ciągłym nadzorze nad twórczość jego żony Beyoncé.
Choć rozdanie nagród Grammy mogło niektórych zaniepokoić, większość jest świadoma, że jest to nagroda branżowa poświęcona marynarce wojennej, która nigdy nie była tak reprezentatywna pod względem jakości. Inaczej mówiąc, nie jest to aż tak istotne. Prawdziwe sedno ostrej reakcji, z jaką spotyka się obecnie Swift, wydaje się bardziej ogólnie wskazywać na jej nagłą pozycję kulturowego kolosa.
Przed 2020 rokiem Swift była megagwiazdą popu. Po przejściu od gwiazdy muzyki country do pełnej sensacji popu, co najbardziej charakteryzuje jej wypełniony hitami album „1989” z 2014 roku i udane wyjście poza incydent z PR-koszmarem, kiedy Ye (dawniej Kanye West) ukradł jej mikrofon na gali MTV Awards 2009 Swift był ogromny. Jej album „Lover” z 2019 r. stanowił poprawę, jeśli nie sam świetny, w stosunku do rozczarowującego „Reputation”, a jej oddana baza fanów przygotowywała się do gromadzenia się na odpowiednią trasę koncertową.
Potem przyszła pandemia. Swift wydała dwa albumy-niespodzianki „Folkmore” i „Evermore”. W połączeniu z akustycznym dźwiękiem na nowo rozpaliła to, co kochali jej fani OG. Zaczęła także ponownie nagrywać i wydawać wcześniejsze albumy, do których prawa posiadał jej były menadżer Scooter Braun.
W ciągu czterech lat, odkąd zmienił się świat, Swift wydała trzy nowe albumy studyjne i cztery albumy nagrane. Premiera albumu „The Tortured Poets Department” będzie oznaczać okres, w którym świat nigdy nie widział dłużej niż sześć miesięcy bez zakupu nowego albumu Taylor Swift.
Fani powinni to pokochać. Wielu tak. Ale jest też coś nie tak. W miarę jak majątek Swift przekraczał granicę miliarda dolarów, trudno było nie zauważyć, że coraz bardziej zaczyna czuć się bardziej korporacją niż prawdziwą artystką.
Podczas gdy na kilka pierwszych ponownych nagrań można spojrzeć przez feministyczny pryzmat artystki odzyskującej kontrolę nad swoją muzyką, nieustanne bombardowanie albumów, aby fani mogli KUPIĆ WIĘCEJ, bardziej przypominają sposób promowania produktów.
To nawet nie początek niekończącej się różnorodności wydanych przez nią albumów, a wszystko to jest niezbędne, aby fani zwiększyli swoje szanse na zdobycie nieuchwytnych biletów na jedną z najdroższych tras koncertowych wszechczasów dla fanów. Nie osiągniesz tak wysokich zysków, jeśli ktoś nie zapłaci rachunku.
Pozostaje jeszcze kwestia podróży lotniczych Swifta. Dzięki modułom śledzącym na X fani zauważyli, że muzyk regularnie korzysta z prywatnych odrzutowców, aby eskortować ją na kryminalnie krótkie odległości, co wiąże się z ogromnymi kosztami dla środowiska.
Na jej korzyść niedawna lista nie umieściła jej na liście 10 największych użytkowników prywatnych odrzutowców, a na pierwszym miejscu znalazł się Travis Scott. Jednakże Coldplay zorganizowała swoje trasy koncertowe tak, aby ograniczać podróże lotnicze, więc dlaczego ona nie może zrobić tego samego? Co więcej, zespół prawny Swift groził właścicielowi konta X śledzącego jej loty w tym tygodniu po sprzedaży jednego z jej prywatnych odrzutowców.
Jednak to nie ustawienie odrzutowca tak naprawdę zmieniło sytuację.
Prawdziwą rzeczą jest schizma w sercu tego, co Swifties zawsze w niej ceniła i w rzeczywistej rzeczywistości miliardera.
Dla swoich fanów Swift jest artystką, która rozkoszuje się dziewczęcymi emocjami, głównie złamanym sercem, samotnością i aspiracjami. Jednak po prawie 20 latach pracy nad tym tematem wyraźnie widać brak wzrostu.
Słusznie zauważono, że 34-letnia Swift zachowała dziewczęcy wizerunek zamiast kobiety, którą jest w rzeczywistości. Sugestia szczególnie wyraźna w porównaniu z Adele, która jest tylko o rok starsza i ma podobny okres kariery. I chociaż inni artyści również byli skłonni do składania oświadczeń politycznych, poza momentem skierowanym przeciwko Trumpowi pod koniec kariery, Swift zachowuje szczególne milczenie.
Podczas gdy podobne gwiazdy popu, takie jak Adele i Beyoncé, dojrzały i rozwinęły swój kunszt, aby tworzyć złożoną muzykę, która stanowi dla publiczności wyzwanie dźwiękowe i emocjonalne, Swift wydaje się uwięziona w tej bardziej młodzieńczej estetyce młodej dziewczyny.
Dlaczego? To proste. Sprzedaje się lepiej.
Wydaje się, że u podstaw każdej decyzji, którą podejmuje Swift, znajduje się jeden czynnik motywujący. Zysk. Jest w tym ekspertem. Od chwil takich jak wydanie singla z Ice Spice kilka dni po tym, jak jej ówczesny chłopak Matty Healy został oskarżony o rasizm za wyśmiewanie się z niej, aż do ogłoszenia jej jedenastego albumu, nic, co robi Swift, nie wydaje się wynikać przede wszystkim z intencji artystycznych.
Co w końcu prowadzi nas do 11. albumu. „Wydział Torturowanych Poetów” brzmiałby jak autoironiczny żart, gdyby Swift nie był tak konsekwentnie szczery. Zamiast tego można to odczytać jako kolejny wpis w jej panteonie dóbr, na który inne młode dziewczyny takie jak ona mogą wydać pieniądze.
Nie możesz zarobić miliarda dolarów będąc torturowanym poetą, ale możesz to zrobić udając, że nim jesteś.