Wyraźne i obecne niebezpieczeństwo eskalacji nuklearnej, które kiedyś czaiło się nad głową cywilizowanego świata, rozpłynęło się w eterze, a nonszalancki sposób, w jaki świat przyjął wobec niego, rodzi wiele pytań, pisze Stewart Mackinnon.
Dokładnie 37 lat temu, z ponurej perspektywy na Atlantyk, dwóch pozostałych Wojowników Zimnych spotkało się w Reykjaviku i zaproponowało coś niemal nie do pomyślenia — uwolnienie świata od wszelkiej broni nuklearnej.
Ronald Reagan i Michaił Gorbaczow rozpoczęli dialog, który zapoczątkował serię szczytów, które ostatecznie nie doprowadziły do osiągnięcia tego śmiałego celu, ale zaowocowały tym, co wielu historyków określa jako początek końca zimnej wojny.
Pozostaje jednak pytanie: w jakim celu?
Broń nuklearna jest bardziej zabójcza niż kiedykolwiek
Choć zimna wojna dobiegła końca, zagrożenie wojną nuklearną nie zniknęło. Według Federacji Amerykańskich Naukowców światowy arsenał nuklearny osiągnął swój szczyt w 1986 r., kiedy w obiegu znajdowało się ponad 63 000 sztuk broni w porównaniu z 12 500 obecnie.
Jednak liczba rakiet jest nieistotna, ponieważ dzisiejsza broń jest pięć razy bardziej śmiercionośna niż Big Boy i Fat Man — dwie bomby zrzucone na Japonię pod koniec II wojny światowej.
Ponadto zasięg i mobilność obecnego arsenału znacznie się rozszerzyły, umożliwiając dotarcie do dowolnego miejsca – od Londynu, przez Moskwę, po Waszyngton – w ciągu kilku minut, natychmiast unicestwiając miliony ludzi.
Zabójczość tej broni znacznie wzrosła od czasu jej powstania w 1942 roku. Ten historyczny moment, tak trafnie uchwycony w z pewnością nagrodzonym filmie Oppenheimer, pokazał, jak opracowywano technologię „bomby”.
Jednakże, z wyjątkiem kilku symbolicznych scen w filmie, prawdziwy horror i dewastacja broni zostały w dużej mierze przemilczane. Stracona szansa.
Od Megadeath do wzajemnego gwarantowanego zniszczenia
W 1945 r. historia nieodwracalnie się zmieniła wraz ze zrzuceniem bomby atomowej na Hiroszimę, w wyniku czego zginęło 80 000 obywateli, a kolejne 30 000 zginęło później w wyniku narażenia na promieniowanie.
Termin „megadata” – jednostka używana do szacowania liczby ofiar w wyniku uderzenia bomby nuklearnej – stał się rzeczywistością, a straszliwe zniszczenia, jakich doznały jego ofiary, były niewyobrażalne.
Wielu ocalałych zostało spalonych nie do poznania i narażonych na działanie wysokiego poziomu promieniowania, które obciążało ich fizycznie i psychicznie przez resztę życia.
Późniejszy wyścig zbrojeń, który miał miejsce między Ameryką a Związkiem Radzieckim, doprowadził do powstania doktryny wzajemnego gwarantowanego zniszczenia, w skrócie MAD, która posłużyła do skucia obu stron w kajdanki w oparciu o założenie, że „jeśli strzelicie do mnie, ja strzelę do was”.
Z pewnością błędna koncepcja. Jednak strategia MAD (która w rzeczywistości jest) pozostaje dziś głównym środkiem odstraszającym w przypadku konfliktów nuklearnych.
Zaangażowanie nuklearne nie jest wykluczone
Do tego szaleństwa dochodzi nonszalancki sposób, w jaki duża część świata przyjęła wobec zagrożenia konfliktem nuklearnym.
Możliwość przesunęła się na tył naszej zbiorowej psychiki, pozwalając nam skupić się na ważniejszych kwestiach tłoczących się w naszym programie.
Dobrym przykładem jest ostatnia debata prezydencka w Partii Republikańskiej. Chociaż pojawiło się kilka pytań dotyczących Tajwanu i Ukrainy, nie było konkretnego odniesienia do „co by było, gdyby” w przypadku zaangażowania nuklearnego.
Niestety, takie wydarzenie nie jest wykluczone. Władimir Putin otwarcie groził użyciem taktycznej broni nuklearnej na Ukrainie.
Niedawno ujawnione dokumenty ujawniły plany przeprowadzenia w Rosji ogólnokrajowych ćwiczeń z zakresu wojny nuklearnej wraz z testowaniem broni nuklearnej w Arktyce w ramach pokazu siły wobec Zachodu.
Jego towarzysz broni Kim Dzong Un regularnie pobrzękuje nuklearną szablą, grożąc swoim sąsiadom z bliska i daleka oraz zachwalając postęp Korei Północnej w zakresie rakiet dalekiego zasięgu, zdolnych dosięgnąć zachodnich wybrzeży w niezbyt odległej przyszłości.
Miło było zobaczyć rozbrojenie nuklearne w porządku obrad Zgromadzenia Ogólnego ONZ kilka tygodni temu, mimo że nie jest to jeden z 17 celów zrównoważonego rozwoju.
Jednak kwestia ta została w dużej mierze przyćmiona przez inne problemy globalne, od zmian klimatycznych po sztuczną inteligencję. Rzeczywiście są to ważne tematy, którymi należy się zająć, ale stają się nieistotne w obliczu rozpoczęcia wojny nuklearnej, w której nie ma zwycięzców, są tylko przegrani.
Nadal nie mamy planu B?
Jako dziecko zimnej wojny wciąż pamiętam ćwiczenia przeciwlotnicze w mojej społeczności i chowanie się pod szkolną ławką.
To wyraźne i aktualne niebezpieczeństwo czaiło się nad głową cywilizowanego świata, ale od tego czasu rozpłynęło się w eterze.
Można mieć nadzieję, że bystre umysły w stolicach politycznych na całym świecie bawią się, jak uniknąć konfliktu nuklearnego.
Ale ta koncepcja przywołuje na myśl moment, kiedy prezydent Reagan, po zapoznaniu się z koncepcją wzajemnego gwarantowanego zniszczenia, postawił najprostsze pytanie: „Co to jest plan B?” na które jego doradcy nie mieli odpowiedzi.
A dzisiaj, gdy świętujemy ich słynne spotkanie na Islandii prawie cztery dekady później, nadszedł czas, aby ponownie zapytać naszych przywódców: „Jaki jest plan B?”