O nas
Kontakt

Dlaczego wybór Słowacji nie ma większego znaczenia

Laura Kowalczyk

Dlaczego wybór Słowacji nie ma większego znaczenia

Prorosyjska retoryka głównego kandydata Roberta Fico uruchomiła alarm. Może to wiele hałasu o nic.

Wrócił i szuka zemsty.

To, co może brzmieć jak lektor zwiastuna filmu klasy B, jest w rzeczywistości prawdziwym dramatem politycznym rozgrywającym się podczas kampanii wyborczej na Słowacji, podczas której były premier Robert Fico, zmuszony do rezygnacji w 2018 r. w wyniku powszechnego buntu, z zemstą powrócił na środek sceny.

Fico, lider lewicowej partii populistycznej znanej jako Smer (lub, bardziej oficjalnie, Kierunek – Socjaldemokracja) nieznacznie prowadzi w sondażach z ok. 20% przewagą przed niedzielnymi wyborami, nieco przed liberalną Postępową Słowacją. Przedterminowe wybory mają miejsce po upadku centroprawicowego sojuszu, który przejął władzę od Smeru w 2020 roku.

Były komunista, który po upadku żelaznej kurtyny zmienił nazwę na socjaldemokratę, 59-letni Fico, w ostatnich miesiącach wszczął alarm w zachodnich stolicach, obiecując zaprzestać wsparcia wojskowego dla Ukrainy i zablokować drogę temu krajowi do NATO. Przytaczał nawet uwagi prezydenta Rosji Władimira Putina, obwiniając za wojnę Kremla „ukraińskich nazistów i faszystów”.

Niektórzy urzędnicy w Brukseli martwią się tym, że Fico wydaje się żądny krwi. Choć jego partia należy do Grupy Socjalistów i Demokratów w Parlamencie Europejskim, sojusznicy Fico opuścili go w atmosferze zamieszania, które wybuchło w 2018 r. po morderstwach w stylu gangsterskim dziennikarza śledczego Jána Kuciaka i jego dziewczyny Martiny Kušnírovej. Kuciak badał dowody korupcji z udziałem partii Fico i współpracowników premiera w chwili jego śmierci.

„Okaże się, że jest twardym partnerem, żądnym zemsty” – prognozuje Milan Nič, słowacki analityk Niemieckiej Rady ds. Stosunków Zagranicznych. „Chodzi bardziej o psychologię”.

Podczas swoich dwóch poprzednich kadencji na stanowisku premiera – w latach 2006–2010 i 2012–2018 – Fico, znany ze swojego słonego języka i atrakcyjności człowieka pracy, okazał się pragmatycznym graczem na scenie europejskiej i transatlantyckiej, nie kwestionując ani zobowiązań kraju wobec UE ani NATO.

Wydaje się jednak, że jego obalenie w 2018 r. i inwazja Rosji na Ukrainę na pełną skalę skłoniły do ​​ponownego przemyślenia.

Nowo odkryta rusofilia Fico odbiła się echem w kraju, w którym wielu wyborców miało kontakt towarzyski w czasach sowieckich i którego cybersfera jest regularnie bombardowana siarkową propagandą Moskwy.

Jak wynika z badania zespołu doradców opublikowanego na początku tego roku, dzięki tej bezlitosnej kampanii dezinformacyjnej ponad połowa społeczeństwa uważa, że ​​Zachód jest odpowiedzialny za wojnę. Poparcie dla członkostwa w NATO spadło do zaledwie 58 procent.

We wtorek wiceprzewodnicząca Komisji Europejskiej Věra Jourová nazwała słowackie wybory „przypadkiem testowym” tego, jak podatne są wybory europejskie na „wartą wiele milionów euro broń masowej manipulacji”. Bruksela jest tak zaniepokojona, że ​​zagroziła karami finansowymi gigantom mediów społecznościowych Alphabet, TikTok i Meta, jeśli nie zrobią więcej, aby zaradzić problemowi.

Europejscy komentatorzy również trzymają się perły, a były redaktor „New Statesman”, John Kampfner, który sam pochodzi ze Słowacji, ostrzega w „Guardianie”: „Słowacja ma o wiele większe znaczenie, niż Europa zdaje sobie sprawę”.

Nie bardzo.

Jeśli Słowacja, kraj liczący około 5,5 miliona mieszkańców, ma tak duże znaczenie, to dlaczego tak wiele osób (m.in. Silvio Berlusconi i George W. Bush) myli ją ze Słowenią?

To, że Europa budzi się do politycznego powrotu Fico (widocznego od miesięcy) dopiero na kilka dni przed wyborami, dość dobrze świadczy o jego aktualności.

Rzeczywistość jest taka, że ​​Słowacja zawsze była czymś w rodzaju zaścianku, czy to w imperium Habsburgów, czy jako druga skrzypce Czechosłowacji podczas zimnej wojny. Syndrom małego człowieka w tym kraju zawsze rodził nieufność wobec sił zewnętrznych, czy to austriackich, czeskich, polskich, węgierskich czy amerykańskich.

Można nawet argumentować, że zakorzeniona uraza – umiejętnie wykorzystana przez Fico – tak the określającą charakterystykę jego polityki.

Biorąc jednak pod uwagę stopień uzależnienia tego kraju od UE, ostatecznie nie będzie to miało większego znaczenia.

Liderzy partii słowackich biorą udział we wtorkowej debacie telewizyjnej w Bratysławie | Władimir Simicek/AFP za pośrednictwem Getty Images

Na początku XXI w. okrzyknięty „tygrysem tatrzańskim” ze względu na szybki rozwój, dzisiejsza gospodarka Słowacji także podlega kryzysowi. PKB na mieszkańca plasuje ją na samym dole rankingów strefy euro, obok Łotwy i Chorwacji. Pod jednym względem znajduje się w czołówce rankingów – wielkością deficytu budżetowego, który według prognoz ma w tym roku wynieść prawie 7 proc.

Fico obiecuje swoim wyborcom poprawę sytuacji gospodarczej i większe wydatki socjalne. Dotarcie do tego celu nie będzie możliwe bez pomocy UE, w tym 6 miliardów euro z funduszu naprawczego, które Bruksela przeznaczyła dla tego kraju. Jakiekolwiek odejście od głównego nurtu kwestii fiskalnych spotkałoby się z reakcją inwestorów, co spowodowałoby wzrost kosztów finansowania zewnętrznego Słowacji. Jako członek strefy euro przywódcy krajów nie mogą zwracać się o pomoc do banku centralnego.

Wielu obserwatorów wskazywało na sympatię Fico do premiera Węgier Viktora Orbána i przewidywało, że może on pójść podobnie nieliberalną ścieżką.

Jednak w przeciwieństwie do Orbána, którego partia Fidesz rządzi bezwzględną większością głosów, Smer Fico będzie miał szczęście, jeśli uda mu się przekroczyć próg 20%. Aby utworzyć koalicję, będzie musiał zjednać ekstremistyczne partie prorosyjskie i swojego dawnego sojusznika, który stał się wrogiem Petera Pellegriniego, który przejął stanowisko premiera od Fico w 2018 r., by oddzielić się i utworzyć nową partię .

Taka konstelacja sugeruje, że polityka na Słowacji, która przez ostatnie pięć lat miała pięciu premierów, pozostanie niestabilna. A jeśli jest coś, co Słowacy pokazali w ostatnich latach – zwłaszcza młodszemu pokoleniu – to to, że są zdecydowanie proeuropejscy. Trudno sobie wyobrazić, że ci sami ludzie, którzy w 2018 r. wyszli na ulice i wypędzili Fico od władzy, będą po prostu stać i patrzeć, jak ich kraj podąża za wątpliwym przykładem Węgier.

Jeśli chodzi o obronę, dużym zaniepokojeniem Fico w Europie jest jego zobowiązanie, że „nie wyśle ​​ani jednej partii” amunicji na Ukrainę, jeśli zostanie wybrany. Jednak biorąc pod uwagę, że Bratysława dostarczyła już wszystko, na co było stać jej wojsko, nie stanowi to większego zagrożenia. Słowacja zajmuje 19. miejscet ogólnie pod względem pomocy dla Ukrainy plasuje się o jeden szczebel za neutralną Austrią.

Były premier Robert Fico przemawia podczas przedwyborczego spotkania swojej partii w Rimavskiej Sobocie 15 sierpnia | Władimir Simicek/AFP za pośrednictwem Getty Images

Jeżeli Fico nie zgodziłby się na tranzyt broni przeznaczonej dla Ukrainy przez terytorium Słowacji, byłoby to logistycznie uciążliwe, ale niewiele więcej. Wzbudziłoby to także gniew Stanów Zjednoczonych. Biorąc pod uwagę, że jego kraj zależy od Waszyngtonu, jeśli chodzi o bezpieczeństwo, Fico rozsądnie byłoby zachować ostrożność.

Główny powód, dla którego Europa musi przestać się martwić powrotem Fico, nie ma nic wspólnego z geopolityką ani wielką strategią. Co to wszystko Sturm i Drang Jeśli Fico spudłuje, istnieje spore prawdopodobieństwo, że nie wygra.

W ostatnich dniach sondaże zaostrzyły się, co wskazuje na późny zryw postępowców.

Jeśli postępowcy zdołają odnieść zwycięstwo, Fico zejdzie w cień (przynajmniej do kwietniowych wyborów prezydenckich w kraju) i wszyscy będziemy mogli wrócić do niepokojenia się słowacką polityką.