Bruksela zaczęła dostrzegać, że platformy mediów społecznościowych to nie tylko cyfrowe place miejskie, ale nakierowani na zysk sojusznicy wrogów demokracji. Najwyższy czas podjąć odpowiednie działania, pisze Domonkos D Kovacs.
26 stycznia rozeszła się wiadomość, że eksperci z zakresu kryminalistyki cyfrowej odkryli poważną rosyjską operację dezinformacyjną skierowaną przeciwko niemieckiemu rządowi.
W operacji wykorzystano 50 000 fałszywych kont i botów na platformie X (dawniej Twitter). Wysłali ponad milion postów w ciągu jednego miesiąca, począwszy od 10 grudnia, propagując wypróbowane i przetestowane narracje dezinformacyjne.
Niemieckie Ministerstwo Spraw Zagranicznych, które zleciło śledztwo, stwierdziło, że rządy muszą przeciwdziałać szerzącym się kampaniom dezinformacyjnym i mieć świadomość ich konsekwencji dla wyborów.
Choć rządy z pewnością muszą wzmocnić swoją obronę przed zagraniczną dezinformacją i ingerencją w wybory, niemieckie ministerstwo spraw zagranicznych wydaje się pomijać kluczową kwestię.
To nie przypadek, że media społecznościowe, a konkretnie X, stały się wektorem zagranicznej dezinformacji.
Firmy z branży mediów społecznościowych, kierując się swoim żywotnym interesem finansowym w propagowaniu dezinformacji, utworzyły bezbożny sojusz z państwami autorytarnymi i złośliwymi aktorami, pragnącymi ingerować w wewnętrzne procesy zachodzące w krajach demokratycznych.
Chociaż Unia Europejska zaczęła się z tym liczyć, musi zadbać o to, aby jej pierwsza salwa nie zawiodła.
Kolor pieniędzy
Naturalna walka człowieka o uznanie zawsze sprzyjała dziwności — im dalej wyrażenie znajduje się od mediany, tym bardziej reaktywne jest ono zaangażowane.
Jednak pojawienie się socjalizacji cyfrowej zniosło ograniczenia powstrzymujące dyskurs od schodzenia w stronę skrajności.
Media społecznościowe zachęcają do szybkiej interakcji, anonimowości i braku odpowiedzialności. Charakteryzuje się niską barierą tworzenia treści i trendami w kierunku przeciążenia informacyjnego.
Łącznie stworzyło to kontekst, w którym podżegające i sensacyjne treści rozprzestrzeniają się w niespotykany dotąd sposób.
Ponieważ dezinformacja ma zwykle charakter stronniczy, prowokacyjny i powodujący podziały, w tym środowisku kwitnie. Sam Mark Zuckerberg przyznał, że kłamstwa angażują bardziej niż treści zgodne z faktami.
Jednak charakter mediów społecznościowych jako żyznego gruntu dla dezinformacji to coś więcej niż nieodłączne warunki interakcji cyfrowej.
Model biznesowy korporacyjnych mediów społecznościowych nagradza i czerpie zyski z dezinformacji. Ponieważ firmy z branży mediów społecznościowych zarabiają na utrzymywaniu zaangażowania użytkowników, mają żywotny interes w dostosowaniu algorytmów do promowania treści, które wywołują zjadliwe wsparcie i głębokie oburzenie, weryfikują uprzedzenia użytkowników i zamykają ludzi w komorach echa, gdzie zapalne posty z większym prawdopodobieństwem staną się wirusowe .
Nic nie osiąga tego lepiej niż dezinformacja. Rzeczywiście badania wykazały, że algorytmy każdej firmy zajmującej się mediami społecznościowymi preferują dezinformację nad treściami opartymi na faktach.
Reklama monitorująca pozostaje szkodliwa
Mechanizm ten, wynikający z chęci zysku, jest odpowiedzialny, między innymi za wzmocnienie niedawnej rosyjskiej kampanii dezinformacyjnej przeciwko rządowi niemieckiemu.
Nie tylko algorytmy rekomendujące kierują użytkowników do określonych treści w oparciu o przeszłą aktywność w Internecie i wnioski wyciągnięte z dużych zbiorów danych, dzięki którym media społecznościowe umożliwiają dostawcom dezinformacji osiąganie zysków.
Ich model reklamy monitorującej – praktyka kierowania reklam w oparciu o ogromne ilości informacji zebranych o osobach na podstawie ich działań w Internecie i danych osobowych – umożliwia autorytarnym rządom dotarcie do bardzo określonych odbiorców.
Na przykład Meta zarobiła ponad 100 000 dolarów na umożliwieniu rosyjskim podmiotom powiązanym z państwem kierowania reklam dezinformacyjnych między innymi do populacji afroamerykańskiej w okresie poprzedzającym wybory w USA w 2016 r.
Walka z dezinformacją jest zasadniczo niezgodna z modelem biznesowym mediów społecznościowych. Niepowodzenie mediów społecznościowych w walce z dezinformacją nie jest jedynie odzwierciedleniem wyzwania technologicznego.
Dostępne są rozwiązania, ale w raportach wewnętrznych nazwano je „antywzrostowymi” i porzucono. Rzeczywiście, jak ujawniła sygnalistka Frances Haugen: „Facebook wielokrotnie wybierał maksymalizację zaangażowania w Internecie, zamiast minimalizować szkody dla użytkowników”.
X to „szambo dezinformacji”
Chociaż jest to problem mediów społecznościowych, jest to jeszcze bardziej problem X.
Jeszcze przed przejęciem władzy Elona Muska uczeni odkryli, że Twitter – spośród wszystkich platform mediów społecznościowych – w największym względnym wzmocnieniu dezinformacji i dezinformacji zamiast treści opartych na faktach.
Od czasu przejęcia firma X stała się bezpieczną przystanią dla dezinformacji i autorytarnej propagandy.
X wycofał się z unijnego Kodeksu postępowania w zakresie dezinformacji, którego celem jest zapobieganie spekulacji na dezinformacji. Przywróciła konta propagatorów dezinformacji i ograniczyła umiar.
Platforma sprzedawała plakietki weryfikacyjne terrorystom i superrozsiewaczom dezinformacji oraz usuwała etykiety z mediów kontrolowanych przez państwo. Rozwiązała także Radę Zaufania i Bezpieczeństwa.
Sam Musk używał swojego konta do kierowania użytkowników do profili udostępniających dezinformację i propagujących rosyjskie tematy.
Dotarliśmy do krytycznego momentu
UE wreszcie zdaje sobie sprawę z powagi problemu. W grudniu Komisja Europejska wszczęła postępowanie w sprawie uchybienia zobowiązaniom państwa członkowskiego X na podstawie ustawy o usługach cyfrowych w związku z rozpowszechnianiem propagandy i dezinformacji powiązanej z Hamasem.
Postępowanie może skutkować karami finansowymi w wysokości do 6% rocznych przychodów X.
Dziewiczy lot DSA to moment krytyczny. Chociaż UE jest na dobrej drodze, musi dopilnować, aby jej środki nie pozostały odosobnionym aktem postawy politycznej skierowanym na oczywisty cel, ale były stosowane systematycznie i rygorystycznie – w przypadku każdego sprawcy naruszenia i każdego naruszenia.
Komisja musi dopilnować, aby brak prawnego terminu na wszczęcie postępowania nie opóźniał w nieskończoność wykonania. Musi szybko nakładać kary i nie pozwalać na utknięcie spraw w sądzie.
Dopóki firmy z branży mediów społecznościowych będą mogły czerpać zyski ze wzmacniania operacji dezinformacyjnych, poprawki techniczne nie wystarczą.
UE powinna zdecydowanie przystąpić do nakładania kar finansowych na osoby naruszające przepisy w zakresie, w jakim pomaganie w operacjach dezinformacyjnych stanie się działalnością przynoszącą straty.
UE zaczęła dostrzegać, że platformy mediów społecznościowych to nie tylko cyfrowe place miejskie, ale nakierowani na zysk sojusznicy wrogów demokracji. Najwyższy czas podjąć odpowiednie działania.