O nas
Kontakt

Europoglądy. Możemy na nowo odkryć sposób, w jaki społeczności lokalne angażują się w rozwój infrastruktury

Laura Kowalczyk

Construction workers in downtown Brussels, illustration

Lokalne systemy dywidend mogłyby pozytywnie zmienić koszty projektów infrastrukturalnych i harmonogram ich ukończenia, ale także ożywić zaangażowanie społeczności w ich własną przyszłość w sposób, który nigdy wcześniej nie był możliwy, pisze Taavi Kotka.

NIMBY, czyli „nie na moim podwórku”, to akronim ukuty na początku lat 80. XX wieku w celu opisania sąsiadów, którzy prowadzą kampanię przeciwko planowanej infrastrukturze lub lokalnym zabudowie mieszkaniowej.

To, co zaczęło się wówczas jako kampania społeczności lokalnej przeciwko drapieżnym projektom komercyjnym, przekształciło się w potężną przeszkodę w rozwoju społecznym, pogłębiając segregację, pogłębiając nierówności majątkowe i okradając przyszłe pokolenia sprawiedliwych szans.

To ogromny problem, który jako całość nie jest poświęcany zbyt wiele czasu antenowego – poszczególne protesty są omawiane w mediach, ale nigdy nie podsumowują łącznych konsekwencji wszystkich wynikających z tego zablokowanych projektów dla określonego obszaru geograficznego, np. UE .

Istnieje sposób na nawiązanie kontaktu z osobami głośno krzyczącymi

W większości krajów rozwiniętych i demokratycznych każdy projekt dotyczący budownictwa mieszkaniowego, transportu publicznego lub infrastruktury energetycznej może spotkać się z silnym oporem.

A wpływ tego oporu rośnie: jak pokazują badania Brooksa i Liscowa z 2019 r., wzrost „głosu obywatelskiego” w podejmowaniu decyzji przez rząd jest główną przyczyną zwiększonych wydatków i potwierdza, że ​​siła głośnego krzyku staje się coraz bardziej bardziej efektywny.

Szczególnie, że większość ludzi, którym zależy na tym, aby pojawić się na spotkaniu społeczności dotyczącym projektu infrastrukturalnego, to często ci sami, którzy są temu przeciwni.

Źródłem sprzeciwu NIMBY często są całkowicie uzasadnione i zrozumiałe obawy: strach przed spadkiem wartości nieruchomości, degradacją środowiska, zwiększonym natężeniem ruchu drogowego i tak dalej.

Demonstranci noszą na głowach domy z tektury podczas protestu przeciwko kryzysowi mieszkaniowemu w Portugalii, Lizbona, styczeń 2024 r.
Demonstranci noszą na głowach domy z tektury podczas protestu przeciwko kryzysowi mieszkaniowemu w Portugalii, Lizbona, styczeń 2024 r.

Źródłem sprzeciwu NIMBY często są całkowicie uzasadnione i zrozumiałe obawy: strach przed spadkiem wartości nieruchomości, degradacją środowiska, zwiększonym natężeniem ruchu drogowego i tak dalej.

Jednak te obawy, w połączeniu z naturalnym oporem ludzi wobec zmian, doprowadziły do ​​znacznych opóźnień, zwiększonych kosztów, a czasem do całkowitego anulowania ważnych projektów, które w dłuższej perspektywie mogły przynieść tym samym społecznościom ogromne korzyści.

Wraz ze wzrostem populacji i wydłużaniem się życia rośnie także konieczność i pilność rozbudowy infrastruktury – co oznacza, że ​​podmiot taki jak UE, który wyznacza program regulacji tych projektów, stoi przed poważnym wyzwaniem: zrównoważeniem coraz bardziej wpływowych problemów lokalnych z wrażliwymi na czas potrzebami społecznymi.

Myślę, że istnieje rozwiązanie. Zapożyczając koncepcje ze świata startupów, jestem przekonany, że możemy na nowo odkryć sposób, w jaki lokalne społeczności angażują się w te projekty w sposób, który stworzy bardziej spójną, zrównoważoną i sprawiedliwą przyszłość.

Oto jak: tworząc zachęty finansowe dla społeczności lokalnych, dopasowując ich interesy do interesów projektów.

Na ratunek przychodzą lokalne dywidendy i wirtualne akcje

Na chwilę obecną jedynie deweloperzy czerpią korzyści finansowe z projektów komercyjnych.

Ale co by było, gdybyśmy mogli podzielić się choćby ułamkiem tych korzyści z ludźmi, którzy odegrają kluczową rolę w uzyskaniu zatwierdzenia projektu? A co, jeśli ich tolerancję można w jakiś sposób zrekompensować? A co, jeśli istnieją sposoby na zaangażowanie takich mieszkańców w projekt, na wzór akcjonariuszy?

Mogłoby to przybrać formę systemu „lokalnej dywidendy”, w ramach którego część zysków z projektu jest dzielona ze społecznością lokalną, dostosowując jej interesy do powodzenia projektu.

Taki system nie tylko rekompensuje potencjalne niedogodności, ale także sprzyja poczuciu odpowiedzialności i inwestowaniu w wynik projektu.

Dobrze wykonane wirtualne udostępnianie może być łatwym do wdrożenia narzędziem, które przekształca lokalną opozycję w społeczność czerpiącą korzyści z projektu i głosującą za nim.

Dwóch rzemieślników pracuje na budowie nowego tunelu kolejowego w Rastatt, sierpień 2022 r
Dwóch rzemieślników pracuje na budowie nowego tunelu kolejowego w Rastatt, sierpień 2022 r

Wierzę też, że technologia może w tym pomóc — za pośrednictwem wirtualnych udostępnień. Dobrze wykonane wirtualne udostępnianie może być łatwym do wdrożenia narzędziem, które przekształca lokalną opozycję w społeczność czerpiącą korzyści z projektu i głosującą za nim.

Akcje te dawałyby ich posiadaczom zestaw praw, takich jak prawo wyjścia, umożliwiające im sprzedaż swoich akcji spółce przejmującej lub otrzymanie zapłaty pieniężnej w wysokości odpowiadającej wartości ich akcji w ramach procesu nabycia, prawa do dywidendy, uprawniające ich do do przywileju otrzymania części zysków spółki w formie dywidendy i nie tylko, jak prawa do umorzenia czy prawa do likwidacji.

Instrument ten traktowałby wirtualnych akcjonariuszy w taki sam sposób, jak faktycznych akcjonariuszy, jedynie z ograniczonymi prawami, w szczególności w kwestiach związanych z zarządzaniem – na przykład wirtualni akcjonariusze nie mogliby wybierać członków zarządu spółki.

Jeśli jednak chodzi o dzielenie się sukcesem finansowym, wirtualni akcjonariusze byliby traktowani tak samo jak faktyczni akcjonariusze.

Takich akcji wirtualnych nie można było kupić; zamiast tego lokalni mieszkańcy mogliby zarobić na swoim udziale w projekcie poprzez prowadzenie działań wspierających projekt, takich jak udział w spotkaniu społeczności lokalnej, organizacja spotkania społeczności lokalnej, zamieszczanie postów popierających projekt w mediach społecznościowych itp.

Dowód jest w budyniu

Pełne ujawnienie: to coś, co zbudowaliśmy w mojej firmie — ale na razie jest to głównie wykorzystywane przez założycieli startupów jako mechanizm umożliwiający założycielom startupów nagradzanie społeczności pierwszych użytkowników i „mistrzów” za pośrednictwem wirtualnych akcji, gdy przyczyniają się oni do rozwoju firmy.

Działa niesamowicie dobrze jako sposób na zaangażowanie szerszego, bardziej zróżnicowanego grona ludzi we wspólny cel: sukces finansowy wykraczający poza kapitalistyczną gospodarkę akcjonariatu.

Wierzę, że tę ideę można przenieść na projekty infrastrukturalne, niezależnie od tego, czy będziemy ją prowadzić my, czy inni. Przykład tego, co jest już możliwe, można zobaczyć tutaj.

Niezależnie od tego, w jaki sposób podmioty takie jak UE zdecydują się je wdrożyć, lokalne systemy dywidend mogą pozytywnie zmienić koszty projektów infrastrukturalnych i harmonogram ich ukończenia, ale także ożywić zaangażowanie społeczności w ich własną przyszłość w sposób, który nigdy wcześniej nie był możliwy.