Wybuch wojny między Etiopią a Somalią miałby katastrofalne skutki nie tylko dla regionu, ale dla całej Afryki, pisze Mohamed El-Bendary.
Podczas gdy świat wita nadejście nowego roku, a oczy skupiają się na wojnie w Gazie, napięcie w Rogu Afryki – regionie ogromnej niestabilności politycznej – stale rośnie.
Nastąpiło to po anulowaniu przez Somalię w dniu 6 stycznia paktu podpisanego pięć dni wcześniej przez Etiopię z separatystycznym terytorium Somalii – Somalilandem.
Umowa zapewniłaby śródlądowej Etiopii dostęp do somalilandzkiego portu w Zatoce Adeńskiej w celu utworzenia bazy sił morskich, której celem byłoby wzmocnienie między nimi więzi politycznych, gospodarczych i związanych z bezpieczeństwem.
Somaliland, który odłączył się od Somalii w 1991 r., graniczy z Morzem Czerwonym – ważnym punktem bezpieczeństwa i strategicznym korytarzem morskim nie tylko dla państw Afryki i Zatoki Perskiej, ale także dla światowych mocarstw, takich jak Stany Zjednoczone, Chiny i Rosja.
Umowa portowa zapewni Addis Abebie dostęp do szlaków żeglugowych Morza Czerwonego przez Cieśninę Bab al-Mandeb pomiędzy Dżibuti (w Rogu Afryki) a Jemenem (na Bliskim Wschodzie), która łączy Morze Czerwone z Zatoką Adeńską.
Kontrowersyjne porozumienie spotkało się z potępieniem ze strony innych sąsiadów Morza Czerwonego, w tym Egiptu i Erytrei, które obawiają się możliwego dostępu morskiego do Morza Czerwonego, do którego Etiopia utraciła prawo po secesji Erytrei w 1993 r.
Niewiele uwagi poświęcono jednemu z najbardziej niestabilnych regionów świata
Zamiast tego Etiopia wykorzystuje port w sąsiednim Dżibuti do kierowania przeważającej większości swojego importu i eksportu w zamian za hojne zyski finansowe.
Istnieje również obawa, że porozumienie może zwiększyć napięcie między Egiptem, Sudanem i Etiopią w związku z budową Wielkiej Tamy Etiopskiego Renesansu na Nilu Błękitnym.
Niestety, postrzeganie przez Zachód krajów Rogu Afryki jest słabe, a obecnie niewiele uwagi poświęca się rosnącym obawom Afrykanów, że umowa portowa może zaognić konflikt w jednym z najbardziej niestabilnych regionów świata.
Licząca blisko 120 milionów mieszkańców Etiopia jest największym śródlądowym krajem na świecie i jest postrzegana jako afrykański gigant po Nigerii.
Z drugiej strony Somaliland ma znacznie mniejszą populację i rozmiar, w związku z czym nie może przeciwstawić się gigantowi z sąsiedztwa, który oddał się aktom odwetu i zemsty.
Somaliland nie jest uznawany przez Organizację Narodów Zjednoczonych ani Unię Afrykańską za niepodległe państwo, co utrudnia jego rozwój gospodarczy i polityczny.
Trzeba jednak przyznać, że de facto niepodległa Republika Somalilandu osiągnęła w tych obszarach pewien postęp niż kilka uznanych państw Afryki Zachodniej i Środkowej.
Dziś jest postrzegany jako jeden z najbardziej demokratycznych krajów na kontynencie, a Kenia, Dania, Wielka Brytania i UE mają biura lub jakąś formę obecności w stolicy, Hargejsie.
Kolonializm i autokracja u podstaw konfliktu
Wielu Etiopczyków postrzega dostęp do Morza Czerwonego jako kwestię egzystencjalną, a Addis Abeba obiecuje uznanie Somalilandu za niepodległy kraj w najbliższej przyszłości.
Większość Somalijczyków nadal jednak uważa Somaliland za część swojego terytorium, w związku z czym napięcie prawdopodobnie wzrośnie.
A ponieważ Unia Afrykańska planuje wycofać swoje siły pokojowe z politycznie zbankrutowanej Somalii do końca 2024 r., prawdopodobnie będziemy świadkami nasilenia ataków Al-Shabaab – niepaństwowej grupy bojowników kontrolującej połowę terytorium Somalii – przeciwko Etiopia.
Jednak umowę portową Somaliland-Etiopia można również postrzegać jako próbę rządu Etiopii mającą na celu odwrócenie uwagi świata od trudności gospodarczych i konfliktów wewnętrznych, szczególnie w następstwie wojny w Tigray w latach 2020–2022, która pozostawiła setki tysięcy zabitych i wysiedlonych – oraz wybuch nowej wojny z bojówkami Amhary i Oromii.
Wojna w Tigray postawiła Etiopię na krawędzi katastrofy humanitarnej, co jeszcze bardziej uwypukliło jej potrzebę posiadania portu.
Porozumienie portowe rzeczywiście odsłoniło labirynt interesów i realiów politycznych w oblężonym Rogu Afryki – w regionie, w którym dziesięciolecia kolonializmu wraz z wprowadzonymi później rządami autokratycznymi głęboko zakorzeniły się w schizmach, rywalizacji i sporach terytorialnych.
Rosnący strach przed konfliktem, który pochłonie cały kontynent
Zerwanie stosunków etiopsko-somalijskich może mieć poważne konsekwencje dla regionu i krajów Morza Czerwonego jako całości.
Trwające amerykańsko-brytyjskie ataki na wspieranych przez Iran bojowników Houthi w Jemenie – położonym wzdłuż Zatoki Adeńskiej na skrzyżowaniu Morza Czerwonego i Morza Arabskiego – mogą również zagrozić operacjom żeglugowym przez Cieśninę Bab al-Mandeb.
Ochrona strategicznej cieśniny stanowi poważne wyzwanie dla współczesnych państw Zatoki Arabskiej, przy czym Arabia Saudyjska i Emiraty obawiają się ataków na szlaki żeglugowe w tej cieśninie i na Morzu Czerwonym.
Państwa Zatoki Perskiej zawsze postrzegały region Rogu Afryki jako strategiczną granicę, twierdząc, że Zjednoczone Emiraty Arabskie – które pilnie zwiększają swoją siłę gospodarczą w regionie – odegrały rolę w zawarciu umowy portowej.
Rośnie także obawa, że konflikt może rozszerzyć się na zagrożenie dla statków przepływających przez Kanał Sueski w Egipcie, łączący Morze Śródziemne z Oceanem Indyjskim przez Morze Czerwone.
Polityczne i gospodarcze problemy regionu Rogu Afryki są tak wielkie, że nie można ich rozwiązać w pojedynkę.
Wybuch wojny między Etiopią a Somalią miałby katastrofalne skutki nie tylko dla regionu, ale dla całej Afryki.
Obowiązkiem ONZ i Unii Afrykańskiej jest dążenie do spokoju i odgrywanie bardziej aktywnej roli w rozwiązaniu sporu.