O nas
Kontakt

Film tygodnia: „Zabójcy kwiatowego księżyca” – nierówne amerykańskie wyliczenia Martina Scorsese

Laura Kowalczyk

Film tygodnia: „Zabójcy kwiatowego księżyca” – nierówne amerykańskie wyliczenia Martina Scorsese

Martin Scorsese powraca z fascynującą, choć nierówną amerykańską kalkulacją, która nie do końca może uzasadnić czas jej trwania.

Na podstawie bestsellerowej książki non-fiction z 2017 roku „Killers of the Flower Moon: The Osage Murders and the Birth of the FBI” Davida Granna, nowy film Martina Scorsese opowiada prawdziwą historię wyzysku i zdziesiątkowania rdzennej ludności Ameryki przez tych, którzy chcą przejąć swój majątek w drodze dziedziczenia.

Naszym punktem wyjścia w tę historię jest plastyczny i tępy Ernest Burkhart (Leonardo DiCaprio), który właśnie wrócił z I wojny światowej na ranczo swojego wuja w Oklahomie. Jego wujek, William „King” Hale (Robert De Niro), sprawuje władzę w społeczności i wydaje się być sojusznikiem ludu Osagów. Pod tą fasadą kryje się jednak okrutny człowiek, który zrobi wszystko, aby ustawić swoje pionki na szachownicy i zaprojektować serię morderstw, aby naród Osagów i ich bogata w ropę ziemia nie wymknęły się z białych rąk. Ten śliski gnojek organizuje tę złośliwą spekulację, albo zachęcając białych mężczyzn, takich jak Ernest, do wżebrania się w społeczność Osagów, aby w wygodny sposób stać się spadkobiercami wielkiego bogactwa („prawa głowy”), albo bezpośrednio dopuścić się najohydniejszego morderstwa.

W końcu jest to miejsce, w którym „bardziej prawdopodobne jest, że zostaniesz aresztowany za kopnięcie psa, niż zastrzelisz Hindusa”.

Bez wiedzy Ernesta plan Kinga już jest realizowany, a w jego centrum znajduje się Mollie Kyle (Lily Gladstone), członkini ludu Osagów, która stała się częścią najbogatszych Amerykanów w przeliczeniu na mieszkańca… A zatem jest to kluczowy cel do wykorzystania.

Lily Gladstone i Leonardo DiCaprio
Lily Gladstone i Leonardo DiCaprio

Po 206 minutach (tylko o trzy minuty krócej niż Irlandczyk), po prostu nie można temu zaprzeczyć Zabójcy Kwiatowego Księżyca jest o wiele za długi. To prawda, że ​​czas trwania wydaje się odpowiedni na kronikę epopei tej wielkości, ale tempo w nudnym pierwszym akcie jest karygodne. Zaangażowanie rzeczywiście nabiera tempa w środkowej części, a pod koniec – szczególnie z zabawnym i pełnym scen epilogiem programu radiowego, który dodaje trochę suchego poczucia humoru Scorsese – jesteś wciągnięty. Dodajmy do tego wciągające zdjęcia Rodrigo Prieto i aktualne echa współczesnego kapitalistycznego wyzysku kosztem wszelkiego cierpienia, a pewne nierówności filmu można wybaczyć.

Mimo to, gdyby Marty ogolił się o godzinę, efekt końcowy nie byłby tak nierówny i nie pozostawiłby widzów w poczuciu, jakby również zostali poddani długotrwałemu klapsowi wiosłem, podobnemu do tego, jakie Bobby D podaje Leo w pewnym momencie filmu .

Zabójcy Kwiatowego Księżyca Czas trwania filmu również został częściowo wykorzystany dzięki obsadzie, która dała z siebie wszystko, a Gladstone błyszczała najjaśniej w roli Mollie, pewnej siebie i stoickiej kobiety, będącej centralnym punktem pokręconej historii miłosnej. Ona daje ten western Chinatown jej bijące serce i miejmy nadzieję, że jej występ zostanie nagrodzony w sezonie nagród. Jeśli chodzi o De Niro, jako duchowy przodek swojego Ala Capone wykonał swoje najlepsze dzieło od lat Nietykalni. Na razie wydaje się, że wyścig między nim a Robertem Downeyem Jr. jest dwukierunkowy Oppenheimera dla najlepszego aktora drugoplanowego.

Potem przychodzi DiCaprio, który tutaj jest nieco bardziej trafiony; jego ryczenie i protezy zębów sprawiają, że wygląda jak wyszorowany gargulec, a pod koniec filmu aktor staje się nieco stary. To sprawia, że ​​chciałbyś poświęcić więcej czasu ekranowego idealnie obsadzonej Gladstone, której udaje się przekazać ogrom siły i agonii za pomocą drobnych gestów skrywających się za pancerzem o silnej woli.

Lily Gladstone w „Zabójcach kwiatowego księżyca”.
Lily Gladstone w „Zabójcach kwiatowego księżyca”.

Jednym z powodów, dla których Mollie w Gladstone nie poświęca się więcej uwagi, jest to, że Scorsese i scenarzysta Eric Roth przenieśli uwagę z części tytułu książki „Narodziny FBI” i postanowili skupić się mniej na śledztwie, a bardziej na chciwych ludziach stojących za zbrodnią. masakry. To nie jest thriller spiskowy, jaki mógłby być, ale raczej kolejny portret grzechu pierworodnego Ameryki, aby lepiej pokazać mitologizację siebie, która nęka teraźniejszość – podobnie jak w Gangi Nowego Jorku i później, Wilk z Wall Street. To działa, ale choć godne podziwu jest wyeliminowanie aspektu „zabójcy” i pominięcie perspektywy FBI, która wkracza na scenę, by uratować sytuację, pozostaje jednak pewne lekkie rozczarowanie, że film trafia w to samo miejsce, podążając za białymi sprawcami . Zwrócenie na nich uwagi, aby rzucić wyzwanie szerszemu współudziałowi Stanów Zjednoczonych, jest odważne, ale społeczność Osagów często czuje się zredukowana do gloryfikowanych statystów i zwłok.

W obecnej formie, Zabójcy Kwiatowego Księżyca to imponujące osiągnięcie i mistrzowsko opowiedziana historia o chciwości i ludobójczym spisku Stanów Zjednoczonych, który miał dalekosiężne konsekwencje dla historii Ameryki. Opisując trudną sytuację plemienia Osagów, należy pochwalić zaangażowanie filmu w dokładność historyczną i kulturową.

Ale czy to jeden z najlepszych filmów tego roku, jak wielu będzie trąbić? Może nie. Nawet po ponownym obejrzeniu jest to sporadycznie doskonałe przypomnienie, że długi i epicki nie zawsze są synonimami.

Zabójcy Kwiatowego Księżyca miał premierę na tegorocznym Festiwalu Filmowym w Cannes i jest już dostępny.