Twierdzenie, że Europa znalazła się w momencie największej niepewności i nieprzewidywalności, jest niedopowiedzeniem.
Podczas gdy centrum miało szerokie poparcie w wyborach do Parlamentu Europejskiego w zeszłym miesiącu, nowa prawica również odnotowała wzrosty. Późniejsza decyzja prezydenta Francji Emmanuela Macrona o ogłoszeniu przedterminowych wyborów wpędziła jego kraj w kryzys polityczny. I pomimo niedawnego zatwierdzenia nowego pakietu pomocowego USA, a także zobowiązania G7 do wykorzystania zysków z zamrożonych rosyjskich aktywów do pożyczenia Kijowowi dodatkowych funduszy, wyzwania Ukrainy na pierwszej linii frontu pozostają ogromne.
Co więcej, UE jest ogromnie zaniepokojona możliwością powrotu byłego prezydenta USA Donalda Trumpa na urząd, lecz nie jest w stanie podjąć żadnej wyprzedzającej reakcji politycznej.
Pośród tego wszystkiego przywódcy UE pozostają na dryfcie, ale żaden z nich nie wątpi, że geopolityka powraca z impetem i że będzie ona wpływać na priorytety polityczne i gospodarcze bloku w ciągu najbliższych pięciu lat. Ambicja, podzielana w różnym stopniu w różnych stolicach, polega na uczynieniu Europy poważniejszym aktorem bezpieczeństwa poprzez bardziej proaktywną politykę przemysłu obronnego oraz poprzez polityczne i wojskowe wsparcie dla Ukrainy.
Państwa członkowskie chcą również, aby UE przyjęła bardziej strategiczne podejście do swojego sąsiedztwa – od Bałkanów Zachodnich po Turcję.
Ale promowanie tych priorytetów będzie kosztować pieniądze, a to samo w sobie wiąże się z politycznymi problemami. Mówiąc wprost, nie ma politycznie łatwego sposobu na znalezienie przestrzeni fiskalnej, aby sprostać wyzwaniom, przed którymi stoi UE. A polityczne realia Francji teraz pogłębiają problem.
W świetle orzeczenia niemieckiego Trybunału Konstytucyjnego z listopada ubiegłego roku, w którym stwierdzono, że strategia rządu w zakresie finansowania priorytetów politycznych jest niezgodna z konstytucją, rządząca koalicja podjęła trud obcięcia tegorocznego budżetu o 20 miliardów euro — w przyszłym roku konieczne będą oszczędności w wysokości kolejnych 30 miliardów euro.
Tymczasem w świetle łamiących się prognoz ekonomicznych, które wymusiły ponowną ocenę francuskiej trajektorii fiskalnej — z prawdopodobnym deficytem budżetowym wynoszącym 5,1 procent PKB w tym roku zamiast przewidywanych 4,4 procent — wyzwania fiskalne Francji były już poważne. Teraz najbardziej prawdopodobnym wynikiem wyborów w kraju będzie utworzenie zgromadzenia narodowego, które będzie niemożliwe do rządzenia i niezdolne do stworzenia solidnego sojuszu w celu utworzenia rządu. A jeśli populistyczna prawica zapewni większość, wynikiem będzie bardzo radykalny rząd, który będzie rządził bardziej z ekstremów.
Żaden z tych wyników nie pomógłby francuskim perspektywom fiskalnym — zwłaszcza po procedurze nadmiernego deficytu (EDP), którą Komisja Europejska zainicjowała 19 czerwca dla krajów członkowskich z deficytem przekraczającym 3 procent PKB. Zawieszony parlament prawdopodobnie doprowadziłby do impasu, z ograniczoną możliwością uchwalenia budżetu na rok 2025.
Ponadto, na podstawie zobowiązań fiskalnych w ich programie politycznym, rząd Zgromadzenia Narodowego faktycznie poszerzyłby deficyt fiskalny. Jednak EDP oznacza, że Bruksela oczekuje teraz zacieśnienia fiskalnego — nie tylko umiarkowania ekspansji fiskalnej, którą zamierzają podjąć zarówno prawica (jak i lewica).
W tym kontekście przedterminowe wybory Macrona mogą w najlepszym wypadku osłabić jego pozycję w Europie, a w najgorszym – okazać się zabójcze dla idei, którą od dawna promuje.
Wiarygodność Macrona w UE będzie zależeć od tego, czy Francja uporządkuje swoje finanse. Jednak żadne z oczekiwanych rezultatów — czy to zawieszony parlament, czy skrajnie prawicowa większość — prawdopodobnie nie będzie w stanie zapewnić korekty kursu fiskalnego, której Komisja będzie teraz żądać. A to z pewnością wywoła alarm w północnej Europie.
Ale jest jeszcze bardziej bezpośrednie wyzwanie. Chociaż prawdą jest, że jako głowa państwa Francji, Macron ponosi odpowiedzialność za Europę, sprawy zagraniczne i politykę obronną i że to on miałby reprezentować Francję w Radzie Europejskiej, to ministrowie z jego rządu reprezentowaliby kraj we wszystkich formacjach Rady — czy to w sprawach gospodarczych i finansowych, sprawach zagranicznych, Europie itd., itd.
Gdyby był to rząd Zgromadzenia Narodowego, liderka partii Marine Le Pen i jej kandydat na premiera mieliby możliwość blokowania wszystkich priorytetów politycznych i legislacyjnych UE, niezależnie od stanowiska Macrona.
Co więcej, każda inicjatywa UE wymagająca zgody parlamentu w kraju zostałaby zablokowana. Prawie na pewno dotyczyłoby to bardziej wspólnego finansowania agendy bezpieczeństwa i obrony UE — dokładnie tego, za czym opowiada się Macron. Co więcej, zdolność UE do negocjowania swojego kolejnego budżetu, który obejmuje lata 2028–2035, również wymagałaby zgody parlamentu i mogłaby zostać zakwestionowana.
Fiskalny bałagan w kraju i potrzeba parlamentarnej zgody na wszelkie duże inicjatywy finansowe UE mogą doprowadzić do upadku kluczowej części mandatu kolejnej Komisji, zanim jeszcze się zacznie. Jak ironiczne byłoby, gdyby to Macron — obrońca silniejszej Francji i silniejszej UE — był odpowiedzialny za osłabienie obu.