Wiadomo, że w ataku zginęły co najmniej 52 osoby, a wśród 250 ocalałych krążą pogłoski, że zdrajca jest wśród 250 osób.
Kawiarnia Hroza w obwodzie charkowskim była zamknięta przez całą wojnę na Ukrainie, ale została ponownie otwarta specjalnie po zmarłym żołnierzu i prawie w każdym gospodarstwie we wsi wysyłano kogoś, aby opłakiwał swojego rodzimego syna.
Kiedy zgromadzenie ku czci Andrii Kozyra zostało trafione precyzyjnym pociskiem, który według ukraińskich urzędników został wystrzelony przez Rosję, prawie w każdym gospodarstwie domowym w Hrozy we wschodniej Ukrainie ktoś kogoś stracił.
Kawiarnia została zniszczona. Całe rodziny zginęły w jednej chwili. W sumie na 300 mieszkańców zginęły 52 osoby. Wielu mieszkańców wsi podejrzewa obecnie, że miejscowy mógł powiadomić siły rosyjskie.
Żona, matka i syn żołnierza zginęli w ataku
W piątek, dzień po strajku, firma zajmująca się robotami ziemnymi powiększyła cmentarz, aby zrobić dla nich miejsce miejsce. Wśród zabitych było małżeństwo, które pozostawiło czworo dzieci; sołtys i trzy pokolenia rodziny żołnierza, w tym jego żona, matka i syn, którzy również walczyli za Ukrainę i wnioskowali o pozwolenie na pogrzeb, który odbył się tuż przed stygną.
Mogą minąć miesiące, zanim DNA zidentyfikuje większość szczątków. Na razie nazwiska są wypisywane na tekturowych lub białych plastikowych kwadracikach, a sznurek wyznacza granice świeżych grobów.
Tylko sześć osób w kawiarni przeżyło, a miasto próbuje zrozumieć, dlaczego i w jaki sposób celem było stypa.
Podobnie jak większość regionu na wschód od stolicy obwodu Charkowa, Hroza znajdowała się pod okupacją rosyjską przez sześć miesięcy, do września 2022 r., kiedy wojska ukraińskie wyzwoliły ten obszar.
Miejscowi twierdzą, że jest to obszar wyłącznie cywilny. Nigdy nie było żadnej bazy wojskowej, ani rosyjskiej, ani ukraińskiej. Powiedzieli, że na pogrzeb i czuwanie przychodzą tylko cywile lub rodzina, a mieszkańcy byli jedynymi osobami, które wiedziały, gdzie i kiedy się odbywała.
Ukraińscy urzędnicy powiedzieli, że bronią był precyzyjny pocisk typu Iskander, który ma mieć celność od pięciu do siedmiu metrów.
Rzecznik prokuratora okręgowego Dmytro Czubenko powiedział, że śledczy badają, czy ktoś z okolicy przekazał Rosjanom współrzędne kawiarni, co jest zdradą wszystkich pogrążonych w żałobie w Hrozie.
„Dzieci zniknęły. To wszystko, już ich nie ma
Wielu podziela to podejrzenie, opisując strajk zaplanowany na śmierć maksymalnej liczby osób. Datę pogrzebu ustalono kilka tygodni temu, a terminem podzielono się w całej wiosce pod koniec ubiegłego tygodnia.
Valerii i Liubov Kozyrowie stracili w ataku córkę i zięcia, a także rodziców zięcia, których przyjaźnili się z dzieciństwa. To czyni ich jedynymi opiekunami trójki z czwórki wnuków w wieku od 10 do 19 lat. Powiedzieli, że 19-latek został wywieziony do Rosji podczas okupacji i tam został uwięziony.
Ich córka Olha wyszła za Anatolija Pantelejewa, gdy miała zaledwie 16 lat. Byli małżeństwem od dwudziestu lat i mieszkali obok jej rodziców. Ich zięć przyjaźnił się z Andrijem Kozyrem i choć mieli wspólne nazwisko, nie był on spokrewniony z zmarłym żołnierzem.
W piątek czerwona Niva pary nadal stała zaparkowana na podjeździe, ale ich dom był pusty. I poranny rytuał dzielenia się filiżanką kawy pomiędzy pokoleniami został zniweczony. W korytarzu wisiał portret Olgi, wykonany dwa lata temu w kawiarni, w której później umarła.
Kiedy Lubow usłyszała eksplozję, wybiegła na zewnątrz i spojrzała w stronę źródła dźwięku.
„Dzieci zniknęły. To wszystko, już ich nie ma” – powiedziała mężowi. Valerii pojechał do kawiarni na rowerze, ale nie pozwolił żonie towarzyszyć. To, co zobaczył, było nie do zniesienia – stwierdził.
Tej nocy dom za domem wzdłuż głównej ulicy wioski był pusty i nieoświetlony.
Nie wszystkich ciał udało się zidentyfikować. Valerii jednak udał się na cmentarz, aby zarezerwować miejsce, zaznaczając na tekturowej tabliczce „Rodzina Panteliejewów: 4 osoby”.
Para zebrała się w piątek na dziedzińcu z przyjacielem, który stracił dwójkę rodzeństwa w ataku rakietowym, a mężczyźni płakali i przeklinali wojnę. Następnie przypomnieli sobie każdą znaną im osobę, która zginęła w strajku. Lista była długa.
Kawałek dalej ulicy 15-letnia Ksiusha Mukhovata opuściła zajęcia, aby udać się ze starszym bratem na pobranie próbki DNA. Na przesłuchaniu byli ich rodzice i babcia ze strony ojca.
Biurko, przy którym ich ojciec uczył online od czasu zbombardowania jego szkoły, wciąż było zawalone jego papierami. Babcia Ksiuszki, Tetiana Łukaszowa, stwierdziła, że wciąż ma wrażenie, że zaciemnione domy ożyją, jakby wszystko zostało zatrzymane w czasie.
„Prawie nie płakałam” – 15-latka powiedziała o swojej pierwszej nocy bez rodziców. „Przeglądaliśmy zdjęcia na laptopie. Próbowałem się przespać.
Siedziała na podłodze otoczona fotografiami dokumentującymi dziesięciolecia historii jej rodziny i wioski. Co jakiś czas wyjmowała nowe zdjęcie i wskazywała uśmiechnięte twarze osób, które były w jakiś sposób powiązane z jej rodziną: „Ten umarł” albo „Ona też tam była”.
Kiedy doszło do eksplozji, Ksiusha uczęszczał do szkoły na zajęcia on-line. Od razu napisała wiadomość do swojej najlepszej przyjaciółki Aliny, bo zdziwiła się, że rodzice do niej nie zadzwonili, bo była sama w domu.
Początkowo na miejsce ataku udał się jej 23-letni brat. Poszła za nim z Aliną, której matka i siostra zginęły w wybuchu, a babcia jest w stanie krytycznym. Ksiusha szła wśród tłumu, starając się skupić swoją uwagę na twarzach tych, którzy przeżyli.
Gdy nastał wieczór, Ksiusza poszła spać do pokoju brata. Aby dotrzeć do swojego, musiała przejść przez pokój, w którym spali jej rodzice.
„Nie chcę tam spać” – powiedziała.
Po uderzeniu rakietowym obwód charkowski ogłosił okres żałoby i nakazał opuszczenie flag do połowy masztu.
Zapytany o atak na Hrozę, rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow powiedział, że rosyjskie wojsko nie atakuje ludności cywilnej, pomimo licznych dowodów świadczących o czymś przeciwnym w trakcie wojny.
„Uderzenia wymierzone są w infrastrukturę wojskową i lokalizacje wojsk” – powiedział Pieskow.
Liubov Kozyr wciąż próbuje dowiedzieć się, jaka przyszłość czeka ją i jej męża. Oczekiwali, że ich córka i zięć będą przy nich do końca ich starości, razem z jego rodzicami, którzy byli przyjaciółmi, a teraz są rodziną.
Na razie „trzymam się tabletek” – powiedziała. – Biorę je, uspokój się trochę. Krzyczę, krzyczę, a potem się uspokajam.
W Charkowie kolejna rodzina została rozdarta przez rosyjskie naloty. W piątek zginęli tam dziesięcioletni chłopiec i jego babcia, a trzydziestu innych zostało rannych.