Jarosław Kaczyński twierdzi, że woli spotkać się z wyborcami, niż rozmawiać z „kłamcą” Donaldem Tuskiem.
Jarosław Kaczyński, faktyczny władca Polski, całą swoją kampanię na rzecz reelekcji oparł na oczernianiu swojego głównego rywala, Donalda Tuska. Jednak mając możliwość powtórzenia ataków na lidera liberalnej opozycji w telewizji na żywo, twarzą w twarz, szef Prawa i Sprawiedliwości (PiS) wyskoczył.
Liderzy wszystkich głównych partii zostali zaproszeni na poniedziałkową wielką debatę w TVP, głównym polskim kanale państwowym. Byłoby to jedyne starcie wieloletnich rywali przed głosowaniem 15 października, w którym prawicowa partia Kaczyńskiego zabiega o bezprecedensową trzecią kadencję.
Kaczyński, powołując się na problemy z harmonogramem, powiedział, że nie przyjedzie.
I choć kanał – w dużej mierze zgodny z linią PiS – przeniósł debatę z godzin największej oglądalności na wczesny wieczór, lider Platformy Obywatelskiej potwierdził, że nadal będzie obecny.
„Mam nadzieję, że pan Kaczyński mnie usłyszy” – Tusk powiedział kibiców na czwartkowym wiecu.
„Jarosław Kaczyński, może masz odwagę chociaż przyjść do swojej telewizji, pod skrzydła swoich funkcjonariuszy… żeby wstać i ze mną dyskutować. Będę w telewizji o 18:00”
Zamiast tego to Kaczyński planuje pominąć program ze względu na konflikty w harmonogramie. Wysyła na jego miejsce premiera Mateusza Morawieckiego.
„Mam już zaplanowane spotkanie w Przysusze w sprawie bezpiecznej wsi” – powiedział w czwartek 70-letni lider PiS, odnosząc się do małego wiejskiego miasteczka położonego 100 kilometrów od Warszawy.
„Pytanie, co wybrać? Czy rozmawiać z kłamcą, tym bardziej z człowiekiem całkowicie zależnym od innych, wiadomo kim… No cóż, mimo wszystko wybrałem Przysuchę.”
Zarówno Tusk, jak i Kaczyński to postacie polaryzujące, ale o ile ten pierwszy potrafi wywołać masowe wiece, to drugiemu notorycznie brakuje charyzmy i magnetyzmu. Na jego wiecach rzadko gromadzi się więcej niż dziesiątki tysięcy ludzi i zwykle gromadzą się na nich jedynie najzagorzalsi zwolennicy PiS.
Ponieważ w sondażach ugrupowania opozycyjne zmniejszają przewagę PiS, partia konserwatywna nie może sobie pozwolić na publiczną gafę. A w przypadku Kaczyńskiego, który ma skłonność do błądzenia i odbiegania od schematu, nie ma gwarancji.
Debaty telewizyjne mogą budzić lub niszczyć ambicje polityczne – zwłaszcza w Polsce.
Ostatni raz Tusk i Kaczyński starli się w telewizji w 2007 roku, kiedy PiS po raz pierwszy rządził krajem. Kaczyńskiemu nie poszło najlepiej. Platforma Obywatelska Tuska wygrała wybory parlamentarne, a on zastąpił Kaczyńskiego na stanowisku premiera.
Później, w 1988 r., popularność przywódcy opozycji i przyszłego prezydenta Lecha Wałęsy i jego antykomunistycznego ruchu Solidarność wzrosła po debacie telewizyjnej, w której przeciwstawił się prorządowemu przywódcy związku zawodowego. Nawet członkowie komunistycznego rządu przyznali, że debata pomogła przygotować grunt pod pierwsze demokratyczne wybory w kraju rok później.
W wyborach prezydenckich w 2015 roku urzędujący poseł Platformy Obywatelskiej Bronisław Komorowski chciał zwiększyć swoje szanse, zgadzając się na debatę z Andrzejem Dudą z PiS przed drugą turą głosowania.
Komorowski oblał debatę i od tego czasu Duda jest prezydentem.