Pomimo uporczywych plotek, że Beyoncé pojawi się w ostatnią noc Demokratycznej Konwencji Narodowej, nie doszło do żadnego takiego megagwiazdorskiego zamachu stanu. Ale czy to zła rzecz? I co Donald Trump publikował wściekły, gdy Harris przemawiała?
Krajowa Konwencja Demokratów dobiegła końca, a Kamala Harris przyjęła nominację na kandydatkę na prezydenta w listopadowych wyborach.
Demokratyczny Kongres Narodowy był wydarzeniem pełnym gwiazd dla Demokratów – do Chicago przybyli wszyscy, od Spike’a Lee i Steviego Wondera po Commona, Oprah Winfrey i Julię Louis-Dreyfus, aby wesprzeć Harris.
Jednak wczorajszy wieczór był ostatnim, podczas którego zabrakło jednego gościa, o którym plotkowano: mimo plotek o potencjalnym miejscu na koncercie, Beyoncé pojawiła się tylko raz, a jej obecność słyszano przez głośniki.
Przez wiele dni krążyły pogłoski o udziale muzycznych gwiazd, takich jak Taylor Swift i Beyoncé, której piosenkę „Freedom” wiceprezydent wybrał jako motyw przewodni swojej kampanii.
„Jeśli nie, to lepiej, żeby coś wymyślili” – powiedziała Savannah Guthrie z NBC News.
Plotki rozprzestrzeniały się w sieci do tego stopnia, że Mitt Romney, kandydat Partii Republikańskiej na prezydenta w 2012 r., napisał na X: „Wbrew fałszywym informacjom, nie jestem niespodziewanym gościem na DNC dziś wieczorem. Podejrzewam, że będzie to Beyoncé lub Taylor Swift. Tak rozczarowujące, wiem!”
Emmy Ruiz, dyrektor strategii politycznej i zasięgu Białego Domu, najwyraźniej umieściła emoji pszczoły na swoim koncie X wcześniej tego dnia. Czy to był sygnał dla „Bey-hive”? Szybko napisała: „Przepraszam, chłopaki, mój 6-latek zabrał mi telefon”.
Ostatecznie Hollywood Reporter opublikował artykuł około pół godziny przed wyjściem Harris na scenę — z „Freedom” lecącym z głośników — cytując przedstawiciela piosenkarki, który powiedział: „Beyoncé nigdy nie miała tam być. Sprawozdanie z występu jest nieprawdziwe”.
Zakończenie konwencji Demokratów było jednym z najbardziej tradycyjnych momentów: kandydatka, jej zastępca i ich rodziny pławiły się w wiwatach zwolenników, a z sufitu powiewały balony.
Może to i dobrze, bo gdyby Beyoncé lub Taylor Swift faktycznie się pojawiły, ich obecność mogłaby potencjalnie przyćmić kandydatkę Demokratów na prezydenta w najważniejszym dniu jej kariery zawodowej.
Przypominamy, że ani Beyoncé, ani Taylor Swift nie udzieliły jeszcze oficjalnie poparcia Harris, ale wszystko wskazuje na to, że ich poparcie może być wkrótce udzielone.
Wczoraj wieczorem Harris przemawiała przez 37 minut – co stanowi kontrast z jej przeciwnikiem Donaldem Trumpem, który przyjął nominację Partii Republikańskiej w zeszłym miesiącu, wygłaszając 92-minutowe przemówienie, które zakończyło się po północy czasu wschodniego.
Tymczasem Trump kontynuował bieżący komentarz na swoim koncie Truth Social, gdy Harris przemawiał. „Dużo gadania o dzieciństwie, musimy dotrzeć do granicy, inflacji i przestępczości!” – napisał wściekły.
Gdzie indziej Beyoncé rzekomo groziła podjęciem kroków prawnych przeciwko kampanii Donalda Trumpa za nieautoryzowane wykorzystanie jej piosenki „Freedom” w filmie zamieszczonym w mediach społecznościowych, kilka dni po tym, jak piosenkarka zatwierdziła tę piosenkę jako oficjalny hymn kampanii prezydenckiej Kamali Harris.
Według magazynu „Rolling Stone” wytwórnia płytowa piosenkarza wystosowała do kampanii Trumpa list z żądaniem zaprzestania działalności po tym, jak rzecznik prasowy byłego prezydenta Steven Cheung opublikował na portalu X usunięte już nagranie wideo przedstawiające Trumpa wysiadającego z samolotu z piosenką „Freedom” w tle.
Trump jest znany z używania muzyki na wiecach wyborczych bez zgody artystów. Wszyscy, od Toma Petty’ego, Neila Younga, The Rolling Stones po Adele, Bruce’a Springsteena i Sinead O’Connor, wydali politykowi nakazy zaprzestania i zaniechania.
Zaledwie tydzień temu spadkobiercy Isaaca Hayesa pozwali go o 134 naruszenia praw autorskich, a w tym miesiącu francuski artysta Woodkid i Céline Dion skrytykowali nieautoryzowane wykorzystanie ich piosenek na wiecach Trumpa.