O nas
Kontakt

Politycy proeuropejscy potrzebują wyborców romskich

Laura Kowalczyk

Politycy proeuropejscy potrzebują wyborców romskich

W nadchodzących wyborach do Parlamentu Europejskiego przyszłość UE wisi na włosku. I choć uprawnionych do głosowania jest około 400 milionów, do zmiany władzy w parlamencie może wystarczyć zaledwie kilkaset tysięcy, a skrajna prawica jest gotowa zwiększyć swój udział w mandatach.

Jednak proeuropejscy kandydaci nadal mogą przeciwstawić się temu oczekiwanemu wzrostowi, jeśli zmobilizują poparcie wśród tych, dla których europejskie wartości – równość, wolność, solidarność, prawa człowieka i praworządność – naprawdę się liczą. Biorąc pod uwagę nasze liczby i dane demograficzne, romscy wyborcy w UE stanowią jeden z takich oczywistych elektoratów.

Populacja Romów w bloku, licząca 6 milionów osób, jest obecna w prawie każdym kraju UE i jest porównywalna pod względem wielkości do średniej wielkości państwa członkowskiego, takiego jak Dania. Romowie stanowią nawet około 10 procent populacji w niektórych krajach UE, w tym na Węgrzech, w Bułgarii i na Słowacji. Co więcej, Romów w wieku poniżej 15 lat – w niektórych krajach nawet trzykrotnie – jest dwukrotnie – w niektórych krajach – więcej niż wśród większości populacji, co oznacza, że ​​w społeczności tej występuje stosunkowo duża liczba osób głosujących po raz pierwszy.

Zatem, jeśli Romowie będą traktowani poważnie i sprawiedliwie, mogą odegrać ważną rolę w kształtowaniu przyszłości UE i wzmacnianiu jej podstaw demokratycznych. Niestety jednak prounijni politycy nie mogą domyślnie liczyć na ich głos.

Z kilkoma chlubnymi wyjątkami politycy po prostu popełnili zbyt wiele błędów, zniechęcając dużą część tego ważnego elektoratu.

Po pierwsze, wielu przywódców – zwłaszcza w następstwie kryzysu gospodarczego z 2008 r. – pozostawiło Romów w gorszych warunkach niż wiele populacji na globalnym Południu. Najnowsze dane pokazują na przykład, że podczas gdy biedni pracujący w UE stanowią 8,5 procent populacji, wśród Romów stanowią oni 39 procent – ​​prawie tyle samo, co w Afryce Subsaharyjskiej (38 procent).

Co więcej, ten poziom ubóstwa jest wykorzystywany do kupowania głosów i przymusu. I chociaż prawdą jest, że takie niedemokratyczne praktyki były również wykorzystywane do wywierania wpływu na biedną ludność wiejską i inną ludność, Romowie w całej UE byli na nie nieproporcjonalnie narażeni.

I wreszcie – co najważniejsze – proeuropejscy politycy zbyt często milczeli, gdy skrajna prawica atakowała Romów. Początkowy sukces konserwatywnej partii Jobbik na Węgrzech i Ligi we Włoszech wynikał przede wszystkim z uzbrojenia uprzedzeń antyromskich. Przykłady te sugerują również, że proeuropejscy przywódcy postrzegali skrajną prawicę bardziej jako aberrację zagrażającą marginalizowanym społecznościom niż wczesny sygnał ostrzegawczy poważnego zagrożenia dla nich samych i systemu demokratycznego – jakże się mylili!

Tak więc, kiedy około pięć lat temu węgierski premier Viktor Orbán użył antyromskiego rasizmu, aby pokonać sądy, ówczesna kanclerz Niemiec Angela Merkel milczała. Jej rząd, partia i europejska rodzina polityczna nadal współpracowały z rządem Orbána, a UE w dalszym ciągu przekazywała pieniądze jego reżimowi.

Aby wpłynąć na biedotę wiejską, stosowano również niedemokratyczne praktyki. | Georgi Licovski/EPA

Przywódcy ci prezentowali podobną postawę także w swojej polityce zagranicznej. Na przykład w 2018 r., kiedy osławiona ukraińska skrajnie prawicowa grupa C14 zorganizowała serię brutalnych ataków na osiedla romskie, które doprowadziły do ​​brutalnej śmierci 24-letniego Daniela Papa, przed ambasadami Ukrainy w całej Europie odbyły się protesty. A jednak proeuropejscy przywódcy postanowili nie stanąć po ich stronie.

Z podobnego rachunku geopolitycznego, podczas gdy Wysoki Przedstawiciel UE Josep Borell potępił zabójstwo George'a Floyda w USA, mniej więcej w tym samym czasie morderstwo Stanislava Tomáša – Romka w Czechach – nie wywołało znaczącej reakcji. Rosja natomiast wykorzystała okazję, by stanąć po stronie Romów, zwracając uwagę na niekonsekwencję moralną i polityczną UE.

Z biegiem czasu wszystko to podkopało zaufanie Romów do demokracji, zmuszając wielu do wstrzymania się od głosowania lub – co gorsza – wpychając ich w ramiona sił antyeuropejskich. Próbując wykorzystać tę sytuację, niektórzy ze skrajnej prawicy zabiegają o względy niezadowolonej części społeczeństwa. Na przykład w Rumunii, gdzie liczbę Romów szacuje się na 1,5 miliona – co stanowi największą populację Romów w UE – skrajnie prawicowa partia Sojusz na rzecz Unii Rumunów zwraca się do konserwatystów w tym okręgu wyborczym, którzy nie powinni być zaniżony rozmiar.

Oczywiście naprawienie wszystkich tych błędów w okresie poprzedzającym czerwcowe wybory jest nierealne, ale nadal można zrobić pewne rzeczy, aby coś zmienić w krótkim okresie. A jak one wyglądają w praktyce?

Zazwyczaj proeuropejscy politycy unikają kontaktowania się ze społecznościami romskimi w obawie przed utratą głosów większości społeczeństwa i zmobilizowaniem skrajnej prawicy. Muszą jednak zdać sobie sprawę, że istnieje skuteczny sposób mówienia o Romach w kampaniach publicznych. Muszą jasno powiedzieć, że nasze wykluczenie z edukacji i zatrudnienia szkodzi naszej gospodarce, powodując straty finansowe dla wszystkich. Ich przesłanie powinno być takie, że należy inwestować w każdego obywatela UE, aby zaradzić alarmującym niedoborom siły roboczej i kosztom życia w bloku.

Co więcej, Romowie zawsze byli lojalni. Dowodów na to nie trzeba szukać w historii: właśnie teraz – nawet gdy pamiętają, jak niesprawiedliwa była wobec nich Ukraina – Romowie walczą o Ukrainę, broniąc wartości europejskich. W odróżnieniu od polityki skrajnie prawicowej, która rozwija się poprzez atakowanie współobywateli, polityka romska opiera się na współistnieniu.

Niezależnie od bezpośredniego wyniku tych wyborów, proeuropejscy politycy mają przed sobą ważne zadanie. Muszą odzyskać wiarygodność i zaufanie wśród swoich wyborców – włączając w to klasę robotniczą, wyborców z obszarów wiejskich, kobiety, Romów i inne osoby, które ignorowały, rozczarowały i rozgniewały.

Naśladowanie argumentów skrajnej prawicy w kwestiach takich jak migracja w nadziei na dotarcie do tych grup jest daremne. Aby projekt europejski przetrwał, politycy ci muszą budować mosty z większą liczbą swoich obywateli, a nie je palić.