O nas
Kontakt

Polscy konserwatyści potrzebują głosów wiejskich, aby utrzymać się przy władzy. Czy to wytrzyma?

Laura Kowalczyk

Polscy konserwatyści potrzebują głosów wiejskich, aby utrzymać się przy władzy.  Czy to wytrzyma?

Rządząca partia Prawo i Sprawiedliwość boryka się z rosnącą konkurencją o wyborców wiejskich, starając się o rekordową trzecią kadencję.

KOLBUSZOWA, Polska — Serce Europy nie znajduje się w Brukseli, lecz w małym miasteczku Kolbuszowa w południowo-wschodniej Polsce — tak przynajmniej można wierzyć premierowi Mateuszowi Morawieckiemu na słowo.

„Często rozmawiam z potęgami tego świata, w Europie, w Ameryce – uważają się oni za pępek świata” – powiedział podczas niedawnego wiecu politycznego w tym kraju. „Dla mnie najważniejszy jest nie Berlin, Bruksela czy Moskwa, tylko takie miejsca jak Kolbuszowa”.

Pomimo majestatu wydarzenia – część z 2000 widzów przybyła w zeszłym miesiącu dwie lub trzy godziny wcześniej w oczekiwaniu na wizytę Morawieckiego, wielu ubranych w niedzielny strój i niosących polskie flagi – wybaczono by wam, że nie słyszeliście o Kolbuszowej.

Położone 30 kilometrów na północ od stolicy regionu Rzeszowa, otoczone pagórkowatymi polami uprawnymi i skrawkami lasów, miasto nie posiada większego przemysłu. Wielu z 9 000 mieszkańców pracuje w produkcji mebli i budownictwie lub zajmuje się drobnym rolnictwem.

To właśnie takie miejsca mogą okazać się decydujące 15 października, kiedy Polacy wybiorą nowy rząd.

Cztery lata temu Morawiecki i jego prawicowa partia Prawo i Sprawiedliwość (PiS) zdobyli ponad połowę głosów na wsi w całym kraju, kompensując straty w dużych obszarach metropolitalnych i zdobywając drugą kadencję. W Kolbuszowej i okolicach PiS zdobył ponad 72 proc. głosów. Koalicja Obywatelska, główne ugrupowanie opozycyjne pod przewodnictwem byłego przewodniczącego Rady Europejskiej Donalda Tuska, zajęła trzecie miejsce z 10 proc.

Tym razem może nie być tak łatwo.

Aby przyciągnąć wyborców, PiS od dawna odwołuje się do tradycyjnych wartości religijnych i konserwatywnych – choć liczba ta spada, 84 procent Polaków nadal identyfikuje się jako katolicy – ​​i wydaje miliardy na zasiłki socjalne.

Przy pomocy państwowej telewizji, radia i stron internetowych, które dzień i noc nadają jej komunikaty, jej celem są niemal wyłącznie wsie i małe miasteczka, takie jak Kolbuszowa, liczące mniej niż 20 000 mieszkańców. Wszystko to w bardzo folkowym stylu.

Strategia okazała się skuteczna – aż do teraz.

Zdaniem socjologa Marcina Palade’a w Polsce nie da się wygrać wyborów bez wsparcia wsi.

„To właśnie pokazało nam ostatnie 30 lat” – stwierdził, odnosząc się do okresu od pierwszych częściowo wolnych wyborów w 1989 r., które zakończyły rządy komunistyczne.

Premier Mateusz Morawiecki pozdrawia tłum w Kolbuszowej | Bartosz Brzeziński/TylkoGliwice

Dziś na wsi mieszka około 40 proc. Polaków, a coraz więcej osób przeprowadza się na wieś, co wiąże się z tendencją do przedmieścia. Podczas gdy w ciągu ostatniej dekady duże miasta straciły średnio 3 procent swojej populacji, obszary wiejskie zyskały 1 procent.

Ale od czasu dojścia PiS do władzy wieś również przeszła tektoniczną zmianę demograficzną.

Po pierwsze, nie jest już zdominowany przez rolników, wyjaśnił Palade.

Spośród 15,3 mln Polaków zamieszkujących obszary wiejskie około 1,3 mln określa siebie jako rolników. Spośród nich około 200 000 prowadzi gospodarstwa profesjonalne zaopatrujące rynek, a pozostali posiadają małe gospodarstwa rolne o powierzchni do 15 hektarów, które – według oficjalnych statystyk – często wykorzystują jako uzupełnienie swoich głównych dochodów pozarolniczych. Tylko około 10 procent ludności wiejskiej w Polsce utrzymuje się głównie lub wyłącznie z rolnictwa.

Przybysze ze wsi również zazwyczaj wyznają bardziej liberalne wartości, mają wyższy poziom wykształcenia i zamiast pracować na roli, dojeżdżają do pracy umysłowej w pobliskich miastach.

W okresie poprzedzającym wybory rząd PiS w dużej mierze ignoruje tę grupę, koncentrując swoją kampanię na narracjach „my kontra oni” i archetypowych problemach wsi, a także obietnicach łatwiejszego dostępu do dopłat rolnych, większego wsparcia finansowego na posiadanie dzieci i lepsze emerytury.

„To wygląda mniej więcej tak: My rzucamy w Was pieniędzmi, a Wy się cieszycie i głosujcie na nas, bo jak przyjdzie zły wilk Tusk, to wam je zabierze” – Radosław Markowski, politolog z Społecznej Szkoły Wyższej i Humanistycznych w Warszawie – poinformował polski portal informacyjny Money.pl.

Według Markowskiego strategia PiS polegająca na uleganiu konserwatywnym wartościom i zapewnianiu hojnych dotacji przy jednoczesnym bagatelizowaniu bardziej strukturalnych problemów obszarów wiejskich nie zmienia się od ponad dekady.

„I to jest ogromny błąd” – stwierdził.

Dwie godziny jazdy na północny wschód od Kolbuszowej rolnik Wiesław Gryn (65 l.) wraz z synem Andrzejem (33 l.) buduje silos zbożowy.

Gryn, mieszkający na 870-hektarowym gospodarstwie we wsi Rogów, przewodził na początku tego roku fali protestów w związku z niekontrolowanym importem ukraińskiego zboża. Protesty obaliły ministra rolnictwa Henryka Kowalczyka.

„Takie są czasy” – powiedział Gryn, uśmiechając się z dumą. „Musimy walczyć o siebie, bo związki rolnicze, na których polegaliśmy, to tylko banda działaczy scenicznych”.

Obawiając się, że niepokoje społeczne wstrząśną tradycyjną bazą wiejską, rząd PiS zamknął w kwietniu granicę dla ukraińskich produktów. Posunięcie to naruszyło wspólne zasady handlowe UE i wbiło klin między Kijów a Warszawę, która jest jednym z największych zwolenników walki Ukrainy z agresywną wojną Rosji.

PiS próbował wykorzystać tę sytuację, a kierownictwo partii twierdziło, że na pierwszym miejscu stawia interesy polskich rolników.

„Daj mi spokój” – zadrwił Gryn. „Rolnicy tacy jak ja przetrwają pomimo rządu, a nie dzięki niemu”.

Gryn planuje głosować w wyborach powszechnych na opozycję Koalicji Obywatelskiej pod wodzą Tuska – jak to nazywa, „mniejsze zło”.

„Pod rządami Tuska i jemu podobnych polska wieś zmieniła się znacznie lepiej niż na przykład Rumunia czy Bułgaria” – stwierdził.

Ale Tusk, który był premierem Polski w latach 2007–2014, nie mógł pozbyć się reputacji osoby zaniedbującej obszary wiejskie – dodał Gryn, czego przykładem jest jego niedawny sojusz z kontrowersyjnym przywódcą protestów Michałem Kołodziejczakiem, którego wielu rolników postrzega jako niedoszłego. politykiem, a nie ich prawdziwym głosem.

W rezultacie wielu innych protestujących Gryna nie pójdzie w jego ślady.

Zamiast tego planują głosować na Konfederację, skrajnie prawicową partię, której przywódcy opowiadają się za opuszczeniem UE i wypowiadają się przeciwko Ukrainie.

Wiesław Gryn, lat 65, przewodził protestom rolników, które w kwietniu doprowadziły do ​​obalenia polskiego ministra rolnictwa | Bartosz Brzeziński/TylkoGliwice

Zmiana następuje na terenach wiejskich Polski, gdzie mniejsze grupy, takie jak Konfederacja i centrowa Trzecia Droga, walczą o wyborców rozczarowanych ośmioletnimi rządami PiS, ale nieprzekonanych przez Koalicję Obywatelską.

W 2019 r. Konfederacja zajęła czwarte miejsce w południowo-wschodniej Polsce z 7,3 proc. głosów.

Według sondażu TylkoGliwice Poll of Polls, w tym roku odsetek ten wynosi około 14 procent w regionie, czyli więcej niż w całym kraju.

Pomimo pęknięć PiS jest nadal na dobrej drodze do zdobycia głosów na obszarach wiejskich w październikowych wyborach, choć z dużo mniejszą przewagą niż w poprzednich latach.

Eksperci twierdzą, że wielu grupom opozycyjnym nie udało się dotrzeć do kluczowego elektoratu partii; ludzie o konserwatywnych wartościach, którzy korzystają z państwa opiekuńczego.

Wydaje się, że pominęli także wielu jej mniej radykalnych zwolenników.

W Kolbuszowej nie wszyscy obecni uwierzyli w argumenty Morawieckiego.

„Nie przemawia do mnie taka polaryzująca retoryka” – stwierdził Marcin Przydział, 26-letni nauczyciel chemii, odnosząc się do ataków PiS na opozycję.

Przydział skarżył się, że obecny rząd nie zainwestował wystarczająco dużo w takie obszary jak edukacja.

„Niedawno zacząłem zarabiać płacę minimalną” – powiedział.

Mimo to zamierza głosować na PiS.

Powód jest prosty: Przydział jest także strażakiem ochotnikiem, a rząd PiS przyznał niedawno jego zespołowi pół miliona złotych na zakup nowego samochodu ciężarowego.

„Nie wyobrażam sobie, żeby Tusk zrobił to samo” – powiedział.