O nas
Kontakt

Portugalska skrajna prawica wraca z rykiem

Laura Kowalczyk

Portugalska skrajna prawica wraca z rykiem

LIZBONA — Niecałe 50 lat po rewolucji goździków — powstaniu, które doprowadziło do upadku autorytarnej dyktatury Estado Novo — portugalska skrajna prawica po raz kolejny ma odegrać decydującą rolę w politycznej przyszłości kraju.

Niedzielne wybory krajowe wygrała centroprawicowa koalicja Sojuszu Demokratycznego, ale tej grupie i jej sojuszniczym partiom nie udało się zapewnić rządzącej większości miejsc w parlamencie. Podobnie zrobiła ustępująca Partia Socjalistyczna premiera António Costy, która poddała się wyborom, przyznając, że nie będzie w stanie zapewnić sobie mandatów niezbędnych do utworzenia sojuszu rządzącego ze skrajną lewicą.

Niejednoznaczne wyniki tworzą atmosferę, w której skrajnie prawicowa partia Chega jest gotowa sprawować niezwykłą władzę. Grupa antysystemowa, która przywłaszczyła sobie hasło „Bóg, ojczyzna, rodzina i praca” z Estado Novo, ugruntowała swoją pozycję trzeciej co do wielkości siły politycznej Portugalii i kontroluje obecnie co najmniej 48 z 230 mandatów w parlamencie.

Chociaż wszystkie pozostałe partie w sali posiedzeń obiecały, że nie będą współpracować z partią skrajnie prawicową, nie jest jasne, w jaki sposób ustawodawstwo zostanie przyjęte bez niej. W niedzielę Pedro Nuno Santos, następca Costy na stanowisku przywódcy socjalistów, powiedział, że nie będzie blokować propozycji lidera Sojuszu Demokratycznego Luísa Montenegro dotyczącego utworzenia rządu, ale nie pomoże mu też w uchwalaniu ustaw.

Rodzi to pytania dotyczące możliwości zarządzania Portugalią. Jeśli centroprawica nie będzie mogła uzyskać wsparcia z drugiej strony przejścia, jak długo będzie w stanie odrzucać sojusz z Chegą, która prowadziła kampanię na platformie antykorupcyjnej? A jak długo parlament może realistycznie wykluczać grupę, którą popiera niemal co dziesiąty uprawniony do głosowania?

Portugalska konstytucja stanowi, że musi upłynąć sześć miesięcy przed ogłoszeniem nowych wyborów, które mogą się odbyć dopiero 55 dni po tym terminie. Biorąc pod uwagę, że powołanie nowego parlamentu przed połową listopada jest zatem niemożliwe, kraj musi w międzyczasie znaleźć sposób na poradzenie sobie z przerwami w sali obrad.

Prace nad tym zadaniem rozpoczynają się w tym tygodniu, kiedy prezydent Marcelo Rebelo de Sousa spotyka się z przywódcami wszystkich partii, które zdobyły miejsca w parlamencie, zanim poprosi kandydata, który ma największe szanse na utworzenie rządu, o zostanie premierem.

O ile nie będzie większych niespodzianek, Czarnogóra i jego gabinet zostaną zaprzysiężeni w przyszłym miesiącu, ale nie wiadomo, co stanie się później. Rządowi Costy udało się uchwalić budżet na rok 2024 tuż przed rezygnacją przywódcy socjalistycznego w następstwie zeszłorocznego śledztwa w sprawie wpływów, ale nie jest jasne, czy centroprawica będzie chciała go utrzymać, czy też spróbuje go zmienić.

Jeśli Czarnogóra zdecyduje się na pracę w ramach istniejącego budżetu, jego rząd mniejszościowy mógłby mieć chwilę wytchnienia na działanie do października, kiedy trzeba będzie przedłożyć parlamentowi projekt budżetu na 2025 rok. Jeśli socjaliści nie zechcą negocjować tekstu fragmentarycznie, trudno sobie wyobrazić, jak Czarnogóra może go zatwierdzić bez wsparcia skrajnej prawicy.

Odrzucenie budżetu prawdopodobnie doprowadziłoby do nowych wyborów, tak jak miało to miejsce w 2021 r., kiedy partie skrajnie lewicowe odmówiły poparcia ustawy Costy. Wyborcy w tym przyspieszonym głosowaniu wyrazili pragnienie stabilności, przyznając socjalistom większość miejsc w parlamencie, a Czarnogóra może dążyć do podobnego wyniku, dokładając wszelkich starań, aby rządzić w tym roku i prosząc wyborców o przyznanie mu realnej władzy w następnym terminie odbędą się wybory.

Tymczasem Santos wykorzysta czas socjalistów w opozycji do umocnienia swojej władzy w partii.

Oczekuje się, że po ośmiu latach, podczas których wszystko skupiało się na Costie, Santos – postrzegany jako głos bardziej lewicowych sił partii – zastąpi lojalistów ustępującego premiera własnymi porucznikami i przekształci socjalistów w prawdziwą alternatywę dla prawicowy rząd, który nie potrafi rządzić.

Pedro Nuno Santos powiedział, że nie będzie blokował propozycji przywódcy Sojuszu Demokratycznego Luísa Czarnogóry dotyczącego utworzenia rządu, ale nie pomoże mu też w uchwalaniu ustaw | Patricia de Melo Moreira/AFP za pośrednictwem Getty Images

Poza granicami Portugalii niedzielna porażka źle wróży europejskim socjaldemokratom. Po utracie Lizbony socjaliści rządzą obecnie zaledwie w czterech z 27 krajów członkowskich UE.

Jeszcze w zeszłym miesiącu na konferencji partii Półwysep Iberyjski był postrzegany jako przedmurze rządów socjalistycznych. W sytuacji, gdy Portugalia skręca w prawo, wielu będzie się zastanawiać, jak długo uda się utrzymać kruchy rząd mniejszościowy Pedro Sáncheza w sąsiedniej Hiszpanii.

Z drugiej strony, biorąc pod uwagę, że Czarnogóra wydaje się być premierem z zaledwie kilkoma tysiącami głosów więcej niż jej socjaldemokratyczni rywale, nie jest jasne, jak bardzo Europejska Partia Ludowa (PPE) może świętować techniczne zwycięstwo.

Dziwny brak reakcji na zwycięstwo w całym bloku; w poniedziałek rano ani przewodniczący EPL Manfred Weber, ani główny kandydat tej partii, przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen, nie złożyli Czarnogórze gratulacji.

Dla odmiany skrajnie prawicowe postacie z całego bloku słynny Zwycięstwo Chegi, a grupy takie jak hiszpańska partia Vox uznały wyniki za znaczący postęp w obliczu wygasłego modelu dwupartyjnego. Oczekuje się, że podobnie myślące grupy wskażą sukces partii w gromadzeniu zwolenników przed czerwcowymi wyborami do Parlamentu Europejskiego.

Cień odrodzonej skrajnej prawicy w kraju i za granicą niewątpliwie zawiśnie nad przyszłomiesięcznymi obchodami Rewolucji Goździków.

Przed tradycyjną paradą w Lizbonie, podczas której uczestnicy niosą czerwone kwiaty, które stały się symbolem przejścia Portugalii do demokracji, parlament odbędzie tradycyjne, specjalne posiedzenie z okazji rocznicy powstania.

Jak co roku wydarzenie zakończy się powtórzeniem przez ustawodawców hasła rewolucji: Fascismo nunca mais („Nigdy więcej faszyzmu”).

Wywoła to niezręczny krzyk na sali obrad zajmowanej przez tak wielu otwarcie odczuwających nostalgię za starymi dobrymi czasami autorytarnego reżimu.