O nas
Kontakt

Putin obnaża mit o byciu ofiarą Austrii

Laura Kowalczyk

Putin obnaża mit o byciu ofiarą Austrii

Uwaga wysłannika UE Martina Selmayra, że ​​Wiedeń płaci Rosji „krwawe pieniądze”, powinna wywołać w Austrii większą autorefleksję.

WIEDEŃ — Nikt nie radzi sobie z byciem ofiarą tak dobrze, jak Austria.

W ciągu ostatniego stulecia ten środkowoeuropejski kraj prezentował się światu zewnętrznemu jako niewinny świadek na wyspie gemütlichkeitrobiąc, co w jego mocy, aby przetrwać w zdradzieckim środowisku globalnym.

„Austria zawsze była apolityczna” – upiera się Herr Karl, archetypowy austriacki oportunista, powołany do życia w 1961 roku przez Helmuta Qualtingera, największego satyryka w kraju. „Nigdy nie byliśmy ludźmi politycznymi”.

Wspominając współpracę Austrii z nazistami, Herr Karl, tęgi handlarz, który mówi w wiedeńskim dialekcie klasy robotniczej, był pełen użalania się nad sobą: „Zebraliśmy trochę pieniędzy — musieliśmy zarobić na życie… Jak walczyliśmy o przetrwanie !”

Wojna Rosji z Ukrainą gorzkim przypomnieniem, że Austria pozostaje krajem Herr Karlsa, grającego na wszystkie strony i wyznającego oddanie zachodnim ideałom, nawet jeśli po cichu szukają sposobów dalszego czerpania korzyści z przyjaznych stosunków kraju z Moskwą.

Najbardziej rażącym przykładem tej hipokryzji jest ciągłe uzależnienie Austrii od rosyjskiego gazu ziemnego, który odpowiada za około 55 procent całkowitego zużycia tego kraju. Choć na początku 2022 r. odsetek ten był niższy niż 80 proc., Austria, w przeciwieństwie do większości innych krajów UE, pozostaje zależna od Rosji.

Skonfrontuj ten fakt z austriackim urzędnikiem rządowym, a usłyszysz długie lamenty na temat tego, jak kraj ten, jeden z najbogatszych na świecie, stara się radzić sobie z bocznymi wiatrami gospodarczymi wywołanymi wojną. Następnie nastąpi litania przykładów tego, jak wiele innych krajów UE jest winnych znacznie bardziej rażącego zachowania w stosunku do Moskwy.

Niewypowiedziany, choć nieunikniony wniosek: prawdziwą ofiarą jest tutaj Austria.

Mit austriackiej ofiary od dawna jest motyw przewodni z wściekłych tabloidów w kraju, które regularnie serwują czytelnikom informacje na temat sposobów, w jakie świat zewnętrzny, zwłaszcza Bruksela i Waszyngton, je podważa.

Na początku tego miesiąca przedstawiciel UE w Austrii, Martin Selmayr, znalazł się na celowniku tabloidów – i rządu – za wypowiedzenie niewygodnej prawdy, że miliony, które Wiedeń płaci Rosji co miesiąc za gaz, to „krwawe pieniądze”.

„Zachowuje się jak oficer armii kolonialnej” – złościł się Andreas Mölzer, prawicowy komentator „Kronen Zeitung”, najlepiej sprzedającego się austriackiego tabloidu, z radością zauważający, że obaj dziadkowie Selmayra byli niemieckimi generałami podczas wojny.

Kilka tygodni przed swoimi uwagami o „krwawych pieniądzach” Selmayr powiedział wiedeńskiej gazecie, że „armia europejska to NATO” | Patricka Seegera/EPA

„Eurokraci mają takie podejście, że mogą po prostu powiedzieć Austriakom, co mają robić” – podsumował Mölzer.

Jeśli jednak historia Austrii od upadku imperium Habsburgów w 1918 r. cokolwiek pokazała, to tego, że kraj potrzebuje zewnętrznego nadzoru. Pozostawieni samym sobie, najgorsze instynkty Austriaków biorą górę.

Aby zrozumieć konsekwencje, nie trzeba patrzeć dalej niż na rok 1938. Nie brakuje jednak innych przykładów: entuzjastyczne poparcie wyborców dla byłego Sekretarza Generalnego ONZ Kurta Waldheima jako prezydenta w 1986 r., pomimo wiarygodnych dowodów na to, że kłamał na temat swojej służby w czasie wojny jako oficer wywiadu dla nazistów; zwlekanie państwa z wypłatą odszkodowań dla niewolniczych robotników wykorzystywanych w czasie wojny przez austriackie firmy; opór mający na celu zwrot wartościowych dzieł sztuki zrabowanych Żydom przez nazistów ich prawowitym właścicielom.

Nie oznacza to, że Austriacy uczą się na błędach. Do dziś Austriacy rzadko zwracają uwagę na lepsze anioły ze swojej natury, chyba że świat zewnętrzny ich do tego zmusza, zawstydzając ich do uległości lub brutalnej siły.

To powiedziawszy, Zachód jest niemal w takim samym stopniu winny moralnych niedociągnięć Austrii, jak sami Austriacy.

Magna Carta dla austriackiego kultu ofiary można znaleźć w tak zwanych Deklaracjach Moskiewskich z 1943 r., w których mocarstwa sprzymierzone ogłosiły ten kraj „pierwszym wolnym krajem, który padł ofiarą hitlerowskiej agresji”. Chociaż w tekście podkreśla się również, że Austria ponosi odpowiedzialność – „której nie może uchylić się” – za współpracę z nazistami, Austriacy po wojnie przylgnęli do etykiety „ofiary” i nie oglądali się za siebie.

W ciągu następnych dziesięcioleci kraj polegał na swoim oszałamiającym naturalnym pięknie i wyblakłym imperialnym uroku, aby przekształcić swój międzynarodowy wizerunek w alpejską Shangri-La, śnieżną kulę wypełnioną paradującymi lipicarzami i wesołymi ludami bawiącymi się Sznycel wiedeński I Tort Sachera.

Kluczowym elementem tej zwiewnej fantazji była neutralność kraju, narzucona mu w 1955 roku przez Związek Radziecki jako warunek zakończenia powojennej alianckiej okupacji Austrii. Austriacy postrzegali wówczas neutralność jako zło konieczne w kierunku odzyskania pełnej suwerenności.

Jednakże w czasie zimnej wojny neutralność nabrała charakteru niemal religijnego. W powszechnym mniemaniu to neutralność w połączeniu ze zręcznym podejściem Austriaków do przywódców sowieckich pozwoliła krajowi uniknąć losu sąsiadów z Układu Warszawskiego (robiąc jednocześnie interesy z blokiem wschodnim).

Dziś austriacka neutralność to niewiele więcej niż wygodna wymówka, aby uniknąć odpowiedzialności.

Austriacki rząd kierowany przez centroprawicę upiera się, że wobec Ukrainy jest neutralny jedynie pod względem działań wojskowych, a nie ze względów politycznych. Innymi słowy, nie wyśle ​​broni do Kijowa, ale popiera unijne sankcje i pozwala na przejazd przez terytorium Austrii dostaw broni przeznaczonej dla Ukrainy.

Jednocześnie wiele austriackich firm w dalszym ciągu prowadzi ożywione interesy z Rosją, za co nie spotykają się z niewielką krytyką w kraju.

Andreas Babler objął stanowisko lidera Socjaldemokratów w czerwcu ORAZ ma długą historię sprzeciwiania się nie tylko NATO, ale i Austrii udziałowi we wszelkich inicjatywach obronnych UE | Helmut Fohringer/APA/AFP za pośrednictwem Getty Images

W całej populacji Austrii dziesięciolecia fetyszyzującej neutralności utwierdziły wielu w przekonaniu, że nie opowiadanie się po żadnej ze stron jest ich prawem z urodzenia. Większość jest w błogiej nieświadomości unijnej klauzuli wzajemnej obrony, zgodnie z którą państwa członkowskie zgadzają się przyjść sobie z pomocą w przypadku „agresji zbrojnej”.

Taka mentalność wyjaśnia, dlaczego austriackie partie polityczne – z godnym uwagi wyjątkiem liberalnego Neos – nie chcą dotykać neutralności kraju i jej konsekwencji dla bezpieczeństwa, a nawet debatować nad nią.

W marcu, gdy prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski rozpoczął za pośrednictwem wideo przemówienie do austriackiego parlamentu, parlamentarzyści Partii Wolności umieścili na biurkach tabliczki z napisami „Neutralność” i „Pokój”, po czym zgodnie wstali i opuścili salę obrad.

Skrajna prawica nie była osamotniona w swojej dezaprobacie dla Zełenskiego. Aby uniknąć zdenerwowania Rosji, ponad połowa parlamentarzystów z Partii Socjaldemokratycznej również zbojkotowała to wydarzenie.

Andreas Babler, który w czerwcu objął stanowisko lidera Socjaldemokratów, ma długą historię sprzeciwiania się nie tylko NATO, ale i Austrii udziałowi we wszelkich inicjatywach obronnych UE.

W 2020 r. scharakteryzował UE jako „najbardziej agresywny sojusz wojskowy, jaki kiedykolwiek istniał”, dodając, że „jest gorszy od NATO”.

To niezwykłe stwierdzenie, biorąc pod uwagę, że NATO jest jedyną rzeczą, która powstrzymała Związek Radziecki przed połknięciem Austrii podczas zimnej wojny. Sojusz obronny, do którego austriaccy przywódcy na krótko przyłączyli się w latach 90. XX w., pozostaje filarem bezpieczeństwa kraju z prostego powodu: jedynym sąsiadem Austrii spoza NATO jest Szwajcaria.

Neutralność Austrii i szczęście geograficzne sprawiły, że nie wydawała ona prawie nic na obronę. Na przykład w ubiegłym roku wydatki spadły do ​​zaledwie 0,8 procent PKB z 0,9 procent, co plasuje go na samym dole tabeli ligi UE z takimi krajami jak Luksemburg, Irlandia i Malta.

Kilka lat temu minister obrony kraju zaproponował nawet całkowite zniesienie „obrony narodowej”, aby armia mogła skoncentrować się na takich wyzwaniach, jak pomoc w przypadku klęsk żywiołowych i zwalczanie zagrożeń cybernetycznych. Pomysł ostatecznie odrzucono, ale fakt, że w ogóle go zaproponowano – w nie mniejszym stopniu przez osobę nadzorującą wojsko – pokazuje, jak poważnie Austria traktuje swoje potrzeby w zakresie bezpieczeństwa.

W ubiegłym roku rząd zobowiązał się do zwiększenia wydatków na obronność, jednak plany te są nadal znacznie niższe od tego, co kraj byłby zobowiązany zapłacić, gdyby był w NATO.

Mówiąc prościej, Austria za darmo obciąża swoich sąsiadów i Stany Zjednoczone i będzie to robić nadal, dopóki nie zostanie zmuszona do zmiany kursu.

Dlatego właśnie potrzeba więcej szczerych rozmów ze strony ludzi takich jak Selmayr, a nie mniej.

Na kilka tygodni przed swoimi uwagami o „krwawych pieniądzach” dyplomata powiedział wiedeńskiej gazecie, że „armia europejska to NATO”, zauważając, że przystąpienie Szwecji i Finlandii do sojuszu pozostawi poza namiotem jedynie Austrię i kilka małych państw wyspiarskich .

Neutralność Austrii i szczęście geograficzne sprawiły, że Austria nie wydała prawie nic na obronność | Joe Klamar/AFP za pośrednictwem Getty Images

Rzeczywistość rozwiała nadzieję Austrii, że uda jej się uniknąć płacenia swojego udziału w obronności UE, czekając, aż Bruksela utworzy własne siły.

Mimo to sama retoryka nie przekona Austrii do zmiany kursu. Prawie 80 procent Austriaków popiera neutralność, ponieważ jest taka wygodna. UE i USA muszą sprawić, że będzie to niewygodne.

W tej chwili większość Austriaków widzi jedynie zalety neutralności; ale dzieje się tak tylko dlatego, że Zachód odmówił nałożenia na kraj jakichkolwiek kosztów freeride’u. To musi się zmienić.

Krytycy bardziej agresywnego podejścia do Wiednia argumentują, że jedynie wzmocni to determinację społeczeństwa do utrzymania neutralności i wzmocnienia skrajnej prawicy. Może to być prawda na krótką metę, ale historia nacisków zagranicznych na Austrię, zwłaszcza ze strony Waszyngtonu – czy to izolacja, z jaką borykała się Austria podczas afery Waldheima, czy też naciski na wypłacenie odszkodowań dla niewolniczych robotników z powodu wojny – pokazuje, że interwencje ostatecznie przynoszą skutek.

Jeśli Austriacy będą zmuszeni wybierać pomiędzy pozostaniem w zachodniej części kraju a izolacją, zawsze wybiorą to pierwsze.

Choć prawie żaden austriacki funkcjonariusz bezpieczeństwa nie powie tego publicznie, niewielu ma złudzenia co do konieczności radykalnej zmiany. Z badania opublikowanego w tym miesiącu przez Austriacki Instytut Polityki Europejskiej i Bezpieczeństwa wynika, że ​​ponad jedna trzecia przyznaje, że neutralność kraju nie jest już wiarygodna. Kolejna jedna trzecia twierdzi, że udział kraju we wspólnej polityce zagranicznej i bezpieczeństwa UE ma „silny wpływ” na wiarygodność jej twierdzeń o neutralności (prawdopodobnie nie w dobrym tego słowa znaczeniu).

Prawie 60 procent uważa, że ​​kraj musi poprawić swoją interoperacyjność z NATO, aby w przypadku konfliktu zbrojnego walczyć u boku swoich sojuszników z UE.

Problem w tym, że nikt ich nie zmusza.

Jeśli partnerzy Austrii w dalszym ciągu będą unikać konfrontacji, kraj prawdopodobnie będzie nadal opadał w stronę orbánizmu.

Partia Wolności, która chce zawiesić pomoc UE ​​dla Ukrainy i znieść sankcje nałożone na Rosję, na zaledwie rok do następnych wyborów krajowych prowadzi w sondażach z coraz większą przewagą. Sąsiednia Słowacja podąża podobną drogą, a prezydent Rosji Władimir Putin może wkrótce zyskać znaczącą pozycję w sercu UE.

Jak dotąd UE i Waszyngton milczą na temat niepokojącego awansu Partii Wolności, licząc, że Austriacy się z tego otrząsną.

O ile nie wystąpią naciski zagraniczne, nie zrobią tego. Dlaczego mieliby? Swoimi populistycznymi receptami i retoryką piwiarni Partia Wolności zachęca Austriaków, aby postrzegali siebie jako osobę, którą najbardziej chcą być: ofiary.

Lub, jak to ujął Herr Karl: „Nic, o co nas oskarżali, nie było prawdą”.