O nas
Kontakt

Stan Unii: Jak odległe wybory mogą wpłynąć na Europę

Laura Kowalczyk

European Commission president Ursula von der Leyen speaks with Ukraine

W tym wydaniu „O stanie Unii” skupiamy się na tym, jak wybory w odległych miejscach, takich jak Tajwan i Stany Zjednoczone, mogą wpłynąć na Europę. Przyglądamy się także najnowszym doniesieniom dotyczącym wsparcia dla Ukrainy.

Choć wojna na Ukrainie zbliża się do dwóch lat, w tym tygodniu doszło do pewnego rodzaju walki z cieniem w związku z potencjalnymi rozmowami pokojowymi.

Podczas pobytu w Davos ukraiński prezydent Zełenski namówił rząd szwajcarski do zorganizowania w przyszłości konferencji pokojowej – bez zapraszania Rosji.

Następnie minister spraw zagranicznych Moskwy Ławrow ostro odpowiedział, że Ukraina nie będzie decydować, kiedy rozpocząć poważne rozmowy, a „Zachód” i tak nie jest zainteresowany negocjacjami.

Tymczasem wydawało się, że „Zachód” zebrał się w sobie, jeśli chodzi o dalsze wsparcie militarne.

Niektóre kraje UE zobowiązały się do wprowadzenia dodatkowych środków.

Ogólnie rzecz biorąc, UE jest teraz gotowa wkrótce zatwierdzić swój pakiet o wartości 50 miliardów euro, z udziałem Węgier lub bez Węgier, które blokują go od miesięcy.

„Bardzo ważna jest współpraca ze wszystkimi 27 państwami członkowskimi Unii Europejskiej, aby uruchomić kwotę 50 miliardów euro na cztery lata” – powiedziała TylkoGliwice w Davos przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen.

„Moim osobistym priorytetem jest osiągnięcie porozumienia do 27. Jeśli nie będzie to możliwe, jesteśmy przygotowani na osiągnięcie porozumienia do 26”.

Ponownie nabrało poczucia pilności, ponieważ pomoc dla Ukrainy od jej zdecydowanie największego darczyńcy, Stanów Zjednoczonych, jest uwikłana w konflikty polityczne w Waszyngtonie.

Istnieje także perspektywa powrotu Donalda Trumpa do Białego Domu w przyszłym roku, choć na razie jest to kwestia spekulacyjna, co może oznaczać całkowity koniec wsparcia USA dla Ukrainy.

Koszmar dla wielu w Europie – ale koszmar, na który według belgijskiej prezydencji UE istnieje doskonałe lekarstwo: po prostu obudź się!

„Jeśli rok 2024 ponownie przyniesie nam „Amerykę na pierwszym miejscu”, bardziej niż kiedykolwiek będzie to „samodzielną Europę”” – powiedział belgijski premier Alexander De Croo w przemówieniu przed Parlamentem Europejskim w Strasburgu.

„Jako Europejczycy nie powinniśmy bać się tej perspektywy. Powinniśmy ją przyjąć. Powinniśmy ją przyjąć, stawiając Europę na solidniejszych podstawach. Silniejsza, bardziej suwerenna i bardziej samowystarczalna”.

To prawda, że ​​Trump zwyciężył w tym tygodniu przeważającą większością głosów w wyborach w Iowa, ale do listopadowych wyborów jeszcze długa droga.

Wybory prezydenckie w USA nie są jedynymi, które w tym roku będą miały poważne konsekwencje dla Europy.

Tydzień temu mieszkańcy Tajwanu wybrali nowego prezydenta, który zasadniczo nie ugina się przed Pekinem, który uważa wyspę za uciekającą prowincję.

Europejska reakcja na to demokratyczne wyrażenie była raczej stonowana – czy Europa zbyt boi się negatywnych reakcji ze strony Pekinu?

Pytania do Mareike Ohlberg, starszej członkini Programu Indo-Pacyfiku German Marshall Fund i szefowej Stockholm China Forum, która dołączyła do TylkoGliwice z Berlina.

TylkoGliwice: Zatem wybory na Tajwanie były jednym z najchętniej obserwowanych wydarzeń geopolitycznych roku. Jednak w okresie poprzedzającym głosowanie Unia Europejska prawie tego nie zauważyła – czy Tajwan to za gorący ziemniak?

Ohlberg: Oczywiście nadal istnieje pewna niechęć i w pewnym stopniu komentowanie tego. Prawdopodobnie nadal istnieje pewna nerwowość związana z obrażeniem Chin w pewnym stopniu. Jest więc wokół tego trochę tańca. Ale ogólnie rzecz biorąc, ludzie tutaj zwracają teraz na to znacznie większą uwagę niż zaledwie kilka lat temu.

TylkoGliwice: Oficjalne stanowisko UE jest następujące: tak, dla dwustronnych powiązań z Tajwanem, ale bez uznania politycznego i dyplomatycznego. Czy w związku z tym widzi Pan szansę na bliższą współpracę po zakończeniu wyborów?

Ohlberg: Myślę, że możemy kontynuować część działań korporacyjnych, które już miały miejsce, lub ściślejszą koordynację, którą mieliśmy w ciągu ostatnich kilku lat. To znaczy odbyliśmy kilka wizyt, głównie delegacji Parlamentu udających się na Tajwan. To jedna rzecz, która się wydarzyła. Następnie zaobserwowaliśmy także ostrożne, bardziej ostrożne relacje na szczeblu ministerialnym, gdzie na przykład ministrowie udali się na Tajwan, aby porozmawiać ze swoimi tajwańskimi odpowiednikami. Myślę, że szczególnie te mniejsze kooperacje tworzą więzi i dbają o to, aby Europa inwestowała na Tajwanie, gdzie widzę największe korzyści.

TylkoGliwice: Delegacje parlamentarne i rządowe UE odbyły w zeszłym roku 28 wizyt na Tajwanie, co jest nowym rekordem – jak interpretuje Pan to zainteresowanie?

Ohlberg: Europa nie może zaoferować Tajwanowi zbyt wiele w zakresie bezpieczeństwa i konkretnej obrony. Myślę, że Europa nie jest w stanie tego zrobić. Ale jedno, co Europa może zrobić, to zasygnalizować zainteresowanie Tajwanem i spróbować zasygnalizować chińskiemu rządowi, że Europa ma żywotny interes w stabilności w Cieśninie Tajwańskiej i że Europa byłaby zdecydowanie przeciwna wszelkim próbom zmiany status quo za pomocą środków wojskowych lub przymusu.

TylkoGliwice: Nad tym wszystkim wisi oczywiście strach przed odwetem ze strony Pekinu. Czy UE ma odwagę wszcząć walkę z chińskimi komunistami nawet o symboliczne porozumienia z Tajwanem?

Ohlberg: Jeśli masz na myśli dwustronne umowy handlowe, to nie sądzę, że stanie się to wkrótce. Nacisk na to pojawił się na przykład w Parlamencie Europejskim. Zarówno po stronie Komisji, jak i po różnych innych stronach widać pewną niechęć. Nie spodziewam się, że tak się stanie. Uważam jednak, że istnieją inne sposoby i inne kanały intensyfikacji powiązań z Tajwanem, w tym handlowych. To może nie mieć takiego samego skutku, ale jest również pomocne w tym względzie.