O nas
Kontakt

Stan Unii: protesty rolników i obrona demokracji

Laura Kowalczyk

Farmers block the highway Wednesday, Jan. 24, 2024 near Strasbourg; eastern France.

Protesty rolników w całej Europie spowodowały wzrost popularności prawicowych partii populistycznych i uczyniły politykę rolną jednym z głównych tematów nadchodzącej kampanii przed wyborami do Parlamentu Europejskiego.

Polityka rolna od dawna jest drażliwą kwestią w Unii Europejskiej, a rolnicy mają na swoim koncie zakłócające protesty, zwłaszcza we Francji, największym producencie rolnym w UE.

W tym tygodniu, po podobnych protestach w krajach od Niemiec po Rumunię, ich francuscy koledzy uderzyli w barykady – a raczej zbudowali barykady.

Protesty zakończyły się serią długotrwałych skarg, w tym niskimi płacami, nowymi przepisami środowiskowymi i rosnącymi kosztami energii, które według rolników wywierają dużą presję na ich działalność.

Reakcje klasy politycznej były ostrożne i niezobowiązujące.

„Bardzo uważnie wsłuchujemy się w głos rolników i mogę zadeklarować, że uwzględnimy ten głos w naszej pracy” – powiedział unijny komisarz ds. rolnictwa Janusz Wojciechowski.

„Potrzebujemy podejścia opartego na «zasadzie czterech S»: bezpieczeństwie, stabilności, zrównoważonym rozwoju i solidarności. Należy je uwzględnić w przyszłości wspólnej polityki rolnej”.

Prawicowe partie populistyczne podchwyciły protesty, a rolnictwo stanie się obecnie w centrum ich kampanii przed wyborami europejskimi w dniach 6–9 czerwca.

Oczekuje się, że w tych wyborach rolę odegrają wrogie ingerencje zagraniczne, zagrożenia hybrydowe, a zwłaszcza dezinformacja, co, jak stwierdziła już Komisja Europejska, stanowi ryzyko dla demokracji.

„Niekontrolowane złośliwe treści rozprzestrzeniają się jak rak i zagrażają zdrowiu naszej demokracji” – powiedział w tym tygodniu szef polityki zagranicznej UE Josep Borrell. „Liberalne demokracje nie mogą żyć bez informacji, bez wiarygodnych informacji i bez zaufania do procesów demokratycznych”.

Stwierdzenie, z którym Daphne Caruana Galizia z pewnością by się zgodziła.

Nieustraszona dziennikarka z Malty została zamordowana ponad sześć lat temu za ujawnianie korupcji, nepotyzmu, mecenatu i prania pieniędzy.

W tym tygodniu Parlament Europejski uhonorował jej dziedzictwo.

Znicz niesie ze sobą jej syn Paul, który niedawno opublikował „Śmierć na Malcie”, książkę o swojej matce i jej walce o demokrację.

Powiedział Marii Psarze z TylkoGliwice, że wiele lat po jej śmierci „jest wiele innych osób zamieszanych w próbę zatuszowania jej morderstwa, którym jeszcze nie postawiono zarzutów”.

„Dla nas ważne jest również, aby wszyscy ludzie, o których pisała, cała korupcja, którą ujawniła, wszystkie te historie były ścigane. A jeszcze nic takiego nie widzieliśmy” – dodał.

Wyjaśnił również, że kiedy została zamordowana, toczyło się przeciwko niej 47 procesów o zniesławienie i że „zgodnie z prawem maltańskim te procesy o zniesławienie przeszły na nas, jako jej spadkobierców, właścicieli jej majątku”.

„Większość z nich została złożona przez członków rządzącej Partii Pracy i jej darczyńców. W tamtym czasie ze wstydem tego nie widzieliśmy, ale jeśli spojrzymy wstecz, widać, że nastąpiła eskalacja: molestowanie prawne wobec niej.

„Duża część naszej kampanii polegała zatem na zajęciu się tym problemem, na tym, w jaki sposób sądy są wykorzystywane i nadużywane, a nie na dążeniu do sprawiedliwości lub nie publikowaniu błędów, ale na nękaniu dziennikarzy w naszej sprawie” – powiedział.