„Niezbędne jest, aby UE, Wielka Brytania, USA i inne głosy demokracji pomogły Zimbabwe podnieść się i pokazać reszcie Afryki, że odwrót demokracji nie jest nieunikniony”, pisze Lord Oates.
Wieloletni obserwatorzy Zimbabwe odczują silne poczucie déjà vu przed środowymi wyborami parlamentarnymi i prezydenckimi.
Starzejący się lider zostaje uwięziony przez kryzys gospodarczy. Utrzymuje się przy władzy w obliczu głębokiej niepopularności, represjonując działaczy opozycji i dławiąc wolność mediów.
Narastają obawy, że prezydent odmówi odejścia ze stanowiska nawet w przypadku porażki i będzie próbował ukraść wybory poprzez szerzenie dezinformacji i zastraszanie wrogów politycznych.
Kiedy sześć lat temu Emmerson Mnangagwa zastąpił Roberta Mugabe w pałacowym zamachu stanu, wspieranym przez armię, ci, którzy nie znali – lub woleli ignorować – przesiąkniętą krwią historię Mnangagwy, mieli duże nadzieje, że doprowadzi on do reform politycznych.
Zamiast tego przestrzeń demokratyczna została jeszcze bardziej zamknięta, ponieważ represyjne rządy prezydenta pogłębiają cierpienia zwykłych mieszkańców Zimbabwe.
To nie pierwszy raz, kiedy to się dzieje
W obliczu trzycyfrowej inflacji, spadającej waluty i miliardowego zadłużenia zagranicznego Mnangagwa ledwo jest w stanie opłacić nauczycieli i pielęgniarki oraz zapewnić żywność prawie połowie zagrożonej głodem ludności zamieszkującej obszary wiejskie.
Na swoją rosnącą niepopularność zareagował nękaniem i zatrzymywaniem działaczy opozycji, związkowców i dziennikarzy.
Opozycja, Obywatelska Koalicja na rzecz Zmian (CCC), obawia się powtórzenia ostatnich wyborów prezydenckich z 2018 r., kiedy powszechnie przewidywane zwycięstwo opozycji rozsypało się w pył.
Upolityczniona komisja wyborcza Zimbabwe w tajemniczy sposób opóźniła ogłoszenie oficjalnych wyników o pięć dni.
W tej mgle zamieszania Zanu-PF otrzymało setki tysięcy głosów więcej, niż obserwatorzy wyborów widzieli w lokalach wyborczych.
Kiedy wyborcy wyszli na ulice, aby zaprotestować, siły bezpieczeństwa Mnangagwy otworzyły ogień do losowo wybranych cywilów, zabijając sześciu osób.
Tym razem UE wysłała 150 obserwatorów wyborów, a Centrum Cartera w USA oddelegowało 30 obserwatorów, aby obserwowali przebieg głosowania, liczenie i zestawienia głosów w dniu wyborów.
Ta obecność w połączeniu z ogólnokrajowym systemem, w którym wolontariusze będą liczyć oddane głosy, powinna utrudnić próby kradzieży wyborów.
„Prawo patriotyczne”, zastraszanie i przemoc
Na drodze opozycji stoją jednak ogromne przeszkody. Mnangagwa nałożył niedawno „Prawo Patriotyczne”, które grozi karą śmierci każdemu, kto zostanie uznany za „umyślnie szkodzącego suwerenności i interesom narodowym Zimbabwe”.
Miało to wpływ tłumiący wolność słowa, powodując, że politycy i aktywiści opozycji obawiali się nawiązywania kontaktów z międzynarodowymi mediami.
Na mocy innego nowego prawa organizacje pozarządowe mogą również zostać doraźnie zdelegalizowane lub zmienić ich kierownictwo, bez konieczności zwracania się do sądu.
Kampania wyborcza charakteryzowała się powszechnym zastraszaniem i przemocą wobec zwolenników opozycji, zakazem i utrudnianiem zgromadzeń politycznych oraz wypalaniem domów kandydatów.
Niedawno brutalnie zamordowano działaczkę opozycji Tinashe Chitsunge.
Największą barierą w wyborze alternatywnego rządu jest przejęcie Komisji Wyborczej przez Zanu-PF.
Obecnie jest wypełniona zwolennikami partii, a kieruje nią emerytowany generał armii, który został oskarżony o przekazywanie Zanu-PF danych wyborców, których używali do wysyłania wyborcom SMS-ów związanych z kampanią.
Informacje takie, rzecz jasna, nie są dostępne opozycji. Nastąpiło to w połączeniu z próbami wyrejestrowywania kandydatów opozycji, mniejszą liczbą lokali wyborczych w okręgach, w których opozycja jest silna, oraz kontrolowanymi przez państwo mediami, które ledwo oferują opozycji czas antenowy.
Można zadać pytanie: jeśli demokracja jest poddawana tak ciągłym atakom, w jaki sposób reszta świata może wspierać naród Zimbabwe?
Ignorowanie problemów nie zdobędzie przyjaciół w Afryce
Po pierwsze, musimy wywierać presję na rządy zachodnie, aby nie ustępowały i nie legitymizowały skradzionych wyborów.
Chiny wykupują kopalnie litu w Zimbabwe – największym producencie tego minerału na kontynencie – aby dostarczać komponenty do akumulatorów w samochodach elektrycznych.
Ona i inne państwa autorytarne robią to z tą korzyścią, że unikają oskarżeń o to, że pouczają Afrykanów na temat praw człowieka.
Zachód, któremu również zależy na dostępie do tych zasobów, może ulec pokusie odzwierciedlenia tego zachowania.
Ale to stworzyłoby straszny precedens. Zimbabwe i jego mieszkańcy nie będą mogli żyć lepiej, dopóki nie zostaną przywrócone rządy prawa i nie będą mogły odbyć się zgodnie z prawem wolne i uczciwe wybory.
Ignorowanie niedociągnięć demokracji nie zdobędzie przyjaciół Zachodu w Afryce ani nie zapewni mieszkańcom Zimbabwe lepszej przyszłości.
Kraje zachodnie, co zrozumiałe, denerwują się oceną polityki afrykańskiej, biorąc pod uwagę ich historię kolonializmu.
Jednakże ignorowanie pozasądowych zabójstw, tortur, arbitralnych aresztowań, procesów doraźnych, cenzury, zakazów zgromadzeń i oczywistego fałszowania głosów przez Zanu PF nie będzie odpokutowaniem za przeszły ucisk wyrządzony pod rządami kolonialnymi.
Głosy Demokratów muszą wkroczyć
Wybory dają milionom mieszkańców Zimbabwe nadzieję na lepszą przyszłość. I jest powód do optymizmu.
W sąsiedniej Zambii opozycji politycznej udało się niedawno zwyciężyć i zapewnić przemiany demokratyczne.
Taka ścieżka istnieje dla Zimbabwe w przypadku wolnych i uczciwych wyborów, które przyniosą zmiany demokratyczne.
Aby jednak tak się stało, konieczne jest, aby UE, Wielka Brytania, USA i inne głosy demokratyczne zaproponowały szybki plan złagodzenia części międzynarodowego zadłużenia kraju i pomocy w transformacji demokratycznej.
W ten sposób mogą pomóc Zimbabwe podnieść się na duchu i pokazać reszcie Afryki, że upadek demokracji nie jest nieunikniony.