O nas
Kontakt

Tylko nawiązanie kontaktu z wyborcami może powstrzymać falę populizmu w Europie

Laura Kowalczyk

Tylko nawiązanie kontaktu z wyborcami może powstrzymać falę populizmu w Europie

Wiele napisano na temat tego, dlaczego wyborcy prawdopodobnie w nadchodzących wyborach zwrócą się w stronę populistów i będą unikać ugruntowanych partii głównego nurtu – w tym tych do Parlamentu Europejskiego.

Komentatorzy jako przyczynę podają niemal wszystko – od inflacji i spadku kosztów utrzymania po imigrację i rosnące dysproporcje w dochodach, od polityki tożsamości i niechęci białych mężczyzn po dezorientujące tempo zmian kulturowych i społecznych oraz wściekłość z powodu nędznej korupcji w części Europy i Ameryki Łacińskiej.

Ale chociaż wszystkie te czynniki mogą być czynnikami w różnym stopniu, wszystkie są nieodłączną częścią czegoś prawdopodobnie znacznie większego, czegoś bardziej elementarnego: sprzeciw zakorzeniony w ogólnej desperacji, spotęgowany percepcją wielu wyborców – zwłaszcza w sercu obszarów wiejskich i małych miasteczkach – że ich skargi są lekceważone. Co więcej, kiedy mają czelność je podnieść, patronują im wyrafinowani politycy, którzy bez entuzjazmu mówią o instrumentach, kompetencjach i rozmowach trójstronnych, co jeszcze bardziej pogłębia rozdźwięk.

Ci wyborcy czują, że są traktowani poważnie tylko wtedy, gdy wyjdą na ulice w wystarczającej liczbie, naciskając na swoje argumenty, zatykając autostrady, dusząc stolice i centra miast. Dopiero wtedy obecni politycy zaczynają się bać – jak w przypadku agitacji „żółtych kamizelek” we Francji.

Weźmy na przykład protesty rolników, które w ostatnich tygodniach rozprzestrzeniły się jak pożar na całym kontynencie. Rolnicy w Polsce blokowali tańsze zboże przybywające z sąsiedniej Ukrainy, ich odpowiednicy w Niemczech blokowali na tydzień autostrady, aby zaprotestować przeciwko zerowym obniżkom dopłat do oleju napędowego, a francuscy rolnicy oblegali Paryż, aby dać upust temu, że importuje tanią żywność i las przepisów, które stosują zmuszony do nawigacji. Podobne zamieszanie doświadczyły między innymi Włochy, Hiszpania i Rumunia.

„Aby utrzymać się w tym samym miejscu, trzeba wszelkich starań, aby utrzymać się w tym samym miejscu” – mówi Czerwona Królowa Alicji w „Po drugiej stronie lustra” Lewisa Carrolla. I rzeczywiście, wielu rolników ma poczucie, że zostali przerzuceni przez lustro. W rzeczywistości w przypadku europejskich rolników im szybciej biegną, tym szybciej wydaje się, że się cofają.

Podczas gdy w większości sektorów w latach 2022–2023 nastąpił gwałtowny wzrost płac, w rolnictwie nie. Według niemieckiej międzynarodowej firmy świadczącej usługi finansowe Allianz średni dochód europejskich drobnych rolników spadł raczej o 12–22 procent. „Rolnicy nie mają wystarczającej siły przetargowej. Jednocześnie stoją w obliczu rosnących przepisów i rosnących kosztów energii, nawozów, transportu, różnorodności biologicznej, jakości wody, klimatu i pracowników rolnych” – zauważył Johan Geeroms z Allianz.

Dodaj do tego fakt, że od rolników wymaga się pogodzenia niemożliwego: „Z jednej strony ekologizacja, a z drugiej otwarcie na zglobalizowany świat, który nie wszędzie podlega tym samym surowym przepisom dotyczącym ochrony środowiska” – stwierdził Geeroms.

Nie żeby Komisja Europejska to wszystko reklamowała. Zamiast tego beztrosko zdecydował się na analizę opublikowaną w listopadzie zeszłego roku, w której stwierdza: „Dochód gospodarstwa rolnego na pracownika stale rósł w miarę upływu czasu”, odnotowując, że w 2021 r. był o 56 procent wyższy w porównaniu z 2013 r.

I może tak, ale jest to głównie odzwierciedleniem dramatycznego spadku zatrudnienia w rolnictwie i nieustannego zanikania małych i średnich gospodarstw rolnych, co tylko pogłębia wyludnianie się obszarów wiejskich. Nie mogąc sprostać wyzwaniom, w latach 2005–2016 zniknęło ponad 4 miliony gospodarstw.

Co więcej, w 2019 r. departament ds. polityki parlamentarnej stwierdził, że w ciągu ostatnich piętnastu lat nastąpił „imponujący spadek o 30%” w rolniczych „jednostkach pracy” z 13,1 mln w 2003 r. do 9,1 mln w 2018 r. Choć może nie tak imponujący dla miliony pracowników rolnych, którzy stracili pracę w wyniku rosnącej dominacji ogromnych gospodarstw przemysłowych będących własnością wielkich konglomeratów agrobiznesu, które pochłaniają około 80 procent dopłat do płatności bezpośrednich. Te rozległe gospodarstwa mogą płacić swoim pracownikom wyższe pensje.

Zajmując się tą kwestią, w zeszłym miesiącu Komisja w końcu rozpoczęła „dialog strategiczny w sprawie przyszłości rolnictwa UE”. Ogłaszając te ćwiczenia we wrześniu, przewodnicząca Komisji Ursula von der Leyen stwierdziła, że ​​ich celem jest wspieranie „więcej dialogu i mniejszej polaryzacji” oraz zaangażowanie wszystkich „od małych tradycyjnych producentów żywności organicznej po dużych producentów pszenicy”. W dyskusjach należy rozważyć, w jaki sposób wspierać społeczności wiejskie i zapewnić im godziwy poziom życia, a także wspierać rolnictwo „w granicach naszej planety i jej ekosystemu” – zapowiedziała.

Wielu drobnych rolników stwierdziłoby, że taka dyskusja jest już dawno spóźniona, ale nadal mają wątpliwości, czy zostaną wysłuchani lub czy, jeśli tak się stanie, poprawi to ich los. A ich wątpliwości nie byłyby niewłaściwe.

Stąd niektórzy wyciągają wniosek, że to protesty przynoszą rezultaty.

Zniechęcona rozprzestrzenianiem się protestów rolników Komisja usunęła już kluczowe fragmenty nowej propozycji klimatycznej do roku 2040 dotyczącej ograniczenia emisji gazów cieplarnianych, usunięcia zaleceń dotyczących zmian w zachowaniach obywateli, takich jak zmniejszenie spożycia mięsa, a także dążenie do wyeliminowania paliw kopalnych dotacje. Kilka rządów krajowych również osłabło, próbując udobruchać rolników – choć to, czy będą to nadal robić po wyborach, to inna sprawa.

Jak można się było spodziewać i zrozumiałe, działacze klimatyczni protestują przeciwko takim zwrotom, lamentując nad cofaniem się. Na przykład, uznając trudną sytuację rolników, działaczka na rzecz ochrony środowiska i komentatorka Isabel Schatzschneider zwróciła uwagę na to, jak „skrajna prawica” podsyca agitację kłamstwami i dezinformacją.

„Ochrona europejskiej demokracji wymaga zdecydowanego stanowiska wobec skrajnej prawicy i jej sojuszu z pogrążonymi w trudnej sytuacji rolnikami. Tylko nadając priorytet działaniom klimatycznym Europa może mieć nadzieję, że zabezpieczy swoje wartości i uchroni się przed podstępnym wpływem skrajnie prawicowych ideologii, które żywią się dezinformacją, nienawiścią i rażącym lekceważeniem wyzwań środowiskowych, które zagrażają nam wszystkim” – napisała.

A jaskiniowanie jest w istocie ryzykowne – ma posmak paniki i tego samego nędznego oportunizmu, jaki populiści wykazują aż nazbyt często. Jednak dyskredytowanie rolników jako nieświadomych agentów skrajnej prawicy jest nieszczere – to także dokładnie ten rodzaj retoryki, która wzmocni głosy populistów.

Dlaczego więc politycy mieliby tak bardzo martwić się sektorem, który reprezentuje tak niewielką część gospodarki UE? Po pierwsze, dzieje się tak dlatego, że małe gospodarstwa rolne tworzą miejsca pracy i bogactwo dla swoich społeczności, pomagając im prosperować i zmniejszając presję na młodych ludzi do opuszczania kraju. Gdyby się w to wczuli i udzielono im pomocy, mogliby stać się wrażliwi na zmiany klimatyczne.

Rolnictwo ma również ogromny wpływ na wybory. Ubiegłoroczne wybory w Holandii dramatycznie to pokazały, kiedy Ruch Rolników-Obywatelów – założony niecałe cztery lata wcześniej – zdobył najwięcej mandatów w senacie. A premier Giorgia Meloni, która odpięła tak zwany czerwony pas we Włoszech – dawniej najbardziej wiarygodne regiony o lewicowych poglądach – miała wiele wspólnego z poczuciem pominięcia wyborców z obszarów wiejskich.

Wreszcie rolnicy są kanarkami w kopalni węgla. Zlekceważenie ich i ich społeczności odzwierciedla snobistyczną postawę, którą wielu z tych, którzy zostali lub pozostają w tyle gdzie indziej, jest postawą dominującą wśród uznanych polityków. Pęd do zera netto i wynikający z niego brak obliczenia i ograniczenia kosztów dla gospodarstw domowych, które już borykają się z trudnościami, wyczerpują wyborców.

Jak już wcześniej zauważono w tym felietonie, lekceważący centrowi politycy muszą łączyć, a nie protekcjonalnie lub dyskredytować. Jednak zbyt często nie widzą podstaw do rozmów trójstronnych.