O nas
Kontakt

W Armenii rozwija się kryzys uchodźczy. Prawdopodobnie szybko nastąpi kryzys polityczny

Laura Kowalczyk

W Armenii rozwija się kryzys uchodźczy.  Prawdopodobnie szybko nastąpi kryzys polityczny

Premier Nikol Paszynian stoi przed wyzwaniem zapewnienia uchodźców z Górskiego Karabachu przy jednoczesnym ograniczeniu ryzyka agresji Azerbejdżanu na suwerenne terytorium Armenii.

Chmury złapane na tle zachodzącego słońca w poniedziałkowy wieczór utworzyły nieziemską spiralę spalonej pomarańczy nad miastem Goris we wschodniej Armenii.

Dzień wcześniej samotnym autobusem przewieziono ostatniego z około 100 000 etnicznych Ormian uciekających przed jednodniową kampanią wojskową, w wyniku której siły azerbejdżańskie zapewniły sobie pełną kontrolę nad niegdyś autonomicznym regionem Górskiego Karabachu, położonym w granicach Azerbejdżanu.

Niewielu spośród nowo przybyłych darzy Nikola Pashinyana sympatią. Odczucie podzielane przez tysiące demonstrantów, którzy w zeszłym tygodniu wyszli do stolicy Armenii, Erewania, aby zaprotestować przeciwko sposobowi, w jaki premier prowadzi stosunki z Azerbejdżanem i Rosją, postrzeganym jako przyspieszające utratę miejsca uważanego przez wielu za duchową ojczyznę Ormian ludzie.

Choć początkowe niepokoje mogły od tego czasu ucichnąć, to, co niedawny rozwój długotrwałego konfliktu między narodami południowokaukaskimi może oznaczać dla utrzymania władzy Paszyniana, pozostaje otwartą i głęboko pełną napięcia kwestią.

„Najstraszniejsza rzecz na świecie”

„To najbardziej przerażająca rzecz na świecie, stracić wszystko w ten sposób”.

Mila Hovsepyan mówiła cicho, jak w oszołomieniu, w poniedziałkowe popołudnie ze schroniska w Goris niedaleko granicy ormiańsko-azerbejdżańskiej. Ona i jej matka Maro, która cierpi na poważną niepełnosprawność umysłową spowodowaną zaawansowaną arteriosklerozą mózgu, przyjechały zaledwie kilka dni wcześniej autobusem ze Stepanakertu, stolicy Górskiego Karabachu.

„Od razu pojechaliśmy do szpitala, ponieważ moja mama źle się czuje. Nie może chodzić i potrzebuje osobnej toalety i łazienki, żebym mogła ją z godnością umyć” – wyjaśniła Mila. „Potrzebujemy wózka inwalidzkiego, abym mógł ją przenosić, i specjalnego materaca, który zapobiegnie odleżynom, ponieważ prawie cały czas spędza w łóżku”.

„Nie mamy tu rodziny” – powiedziała. „To najbardziej przerażająca rzecz na świecie, stracić wszystko w ten sposób”.

Na tym etapie ich historia jest dość typowa. Zdecydowana większość uciekających w zeszłym tygodniu z Górskiego Karabachu do Armenii wdarła się obecnie w głąb kraju, bojąc się pozostać tak blisko granicy i stacjonujących tam sił azerbejdżańskich. Osoby pozostawione w Goris to w większości osoby starsze, niedołężne lub nie posiadające w Armenii krewnych, którzy w przeciwnym razie mogliby zapewnić pomoc.

Zajęcie przez Azerbejdżan górzystej enklawy, która od 1991 r. twierdziła, ale nie zapewniła międzynarodowego uznania niepodległości, nastąpiło błyskawicznie. W związku z gromadzeniem się wojsk azerskich w regionie rosyjskim siłom pokojowym stacjonującym w tym regionie nie udało się zapobiec rozpoczęciu totalnej ofensywy w dniu 19 września, która trwała niecałe 24 godziny, zanim władze w Stepanakert ogłosiły kapitulację.

Chociaż Artsakh, jak było znane jego etnicznie ormiańskim mieszkańcom, znajdowało się w tym momencie pod blokadą od ponad dziesięciu miesięcy, ograniczającą dostawy żywności i rozpaczliwie potrzebnych leków, zastępca burmistrza Goris Irina Yolyan twierdzi, że władze Armenii mogły niewiele zrobić zrobić, aby przygotować się na exodus na taką skalę.

„W tej chwili zaspokajamy ich najpilniejsze potrzeby – schronienie, żywność, odzież i lekarstwa” – powiedziała. „Jednocześnie rejestrujemy ludzi i staramy się zrozumieć, czego mogą potrzebować w najbliższej i średniej perspektywie, zwłaszcza gdy zbliża się zima”.

Zapytana o to, jak premier Armenii Nikol Paszynian poradził sobie ze stosunkami zarówno z Azerbejdżanem, jak i Rosją, która formalnie nadal jest mediatorem między od dawna walczącymi narodami Kaukazu Południowego, jej zachowanie nagle staje się chłodne.

„Tysiące rodzin jest obecnie bezdomnych. Azerbejdżan jest jak walec po asfalcie” – powiedziała. „Nic ich nie powstrzymuje, a ta sytuacja powoduje wielkie nieszczęście, wielkie niezadowolenie ze strat terytorialnych i ogromu ludzkiego cierpienia”.

„Rząd znajduje się obecnie w miejscu, w którym ma bardzo małe pole manewru”.

Rząd z „małym polem manewru”

Większość Ormian z zadowoleniem przyjęła nowy świt w polityce kraju, kiedy Nikol Paszynian objął władzę po prodemokratycznej i antykorupcyjnej rewolucji w 2018 r. Wielu Ormian jest obecnie coraz bardziej rozczarowanych próbami premiera odwrócenia się od historycznego uzależnienia od Moskwy jako gwaranta bezpieczeństwa, który będzie zabiegał o cieplejsze więzi z Zachodem. To rozczarowanie przerodziło się w zeszłym tygodniu w protesty na ulicach Erewania, podczas których rozwieszono plakaty i skandowano hasła potępiające Paszyniana jako „zdrajcę” interesów kraju.

Zdaniem Maximiliana Hessa, pracownika Instytutu Badań nad Polityką Zagraniczną w Pensylwanii, upadek Górskiego Karabachu postawił dyplomację Paszyniana pod poważnymi wątpliwościami. Legitymizacja premiera wydaje się obecnie opierać na pytaniu, w jaki sposób jego rząd sprosta wyzwaniom związanym z zarządzaniem rodzącym się kryzysem uchodźczym, ograniczając jednocześnie ryzyko azerskiej agresji na suwerenne terytorium Armenii.

Przed atakiem na Górski Karabach Azerbejdżan od dawna wyrażał żywe zainteresowanie perspektywą otwarcia korytarza przez Armenię do Nachiczewanu, autonomicznej enklawy azerbejdżańskiej w granicach Armenii. To z kolei umożliwiłoby przejście lądowe do Turcji, jeszcze bardziej umacniając wyłaniającą się pozycję Azerbejdżanu jako kluczowego węzła handlowego i tranzytowego dla Rosji w obliczu zachodnich sankcji nałożonych w odpowiedzi na wojnę Putina na Ukrainie.

„Rząd znajduje się obecnie w miejscu, w którym ma bardzo małe pole manewru” – powiedział Hess. „Kryzys uchodźczy to tak naprawdę kwestia potencjału państwa – nie jest to szczególnie bogaty kraj. Tym, co przyspieszy dalsze demonstracje, będzie pogarszająca się sytuacja wokół uchodźców, a także potencjał dalszego konfliktu z Azerbejdżanem”.

„Nie twierdzę, że kryzys polityczny koniecznie doprowadzi do rewolucyjnej zmiany rządu” – wyjaśnił. „Ale Paszynian będzie potrzebował pomocy międzynarodowej, aby nie doszło do dalszego pogłębienia tego kryzysu w wyniku agresji Azerbejdżanu, która zamieniłaby go w pytanie o przyszłość samej Armenii”.

W tej chwili wszystkie te szersze dylematy geopolityczne wydają się dość akademickie dla Bernika Lazaryana, który w zeszłym tygodniu uciekł z Górskiego Karabachu wraz z żoną, matką i córeczką. Twierdzi, że na kilka godzin w noc poprzedzającą wyjazd zaniósł do domu ciało przyjaciela z dzieciństwa zastrzelonego przez siły azerbejdżańskie i odkrył, że ich wioska już upadła.

„Nie mam pojęcia, co się z nami dalej stanie” – powiedział przed sowieckim hotelem Goris, w którym obecnie przebywa wraz z rodziną. „Musimy po prostu znaleźć sposób na życie”.