LONDYN — Keir Starmer mówił o „promieniu nadziei”, świętując swoje miażdżące zwycięstwo w wyborach powszechnych w Wielkiej Brytanii.
Jednak na niebie pojawiła się chmura, która przyćmiła nieco blask nowego premiera: Nigel Farage i jego nowicjuszowska Partia Reform.
Wydaje się mało prawdopodobne, aby ogromne sukcesy Partii Pracy w wyborach, jakie odniosła, odsuwając od władzy konserwatystów Rishi Sunaka po 14 latach, nie były najważniejszym wnioskiem z wyborów w 2024 r.
Choć imponujące 400 miejsc, którymi dysponuje Starmer, może wyglądać obiecująco na papierze, to jednak, gdy przyjrzymy się im bliżej, nowi parlamentarzyści Partii Pracy zmierzający do Westminsteru postąpią mądrze, nie popadając w samozadowolenie i nie licząc na to, że uda im się tam pozostać na dłużej.
Nie ma wątpliwości, że wybory te były porażką konserwatystów, a nie zyskiem Partii Pracy. Nie było wzrostu entuzjazmu dla partii, tak jak miało to miejsce w 1997 r., gdy Tony Blair uchwycił nastroje kraju.
I choć to Starmer wkroczy na Downing Street 10 jako kolejny premier Wielkiej Brytanii, to reforma Farage'a zakończy kampanię, zapewniając legendarny polityczny rozpęd.
Źródło: BBC
Zróżnicowana grupa Farage'a być może zdobyła zaledwie kilka miejsc w Izbie Gmin, ale liczba głosów oddanych na Partię Reform oraz szerokość jej poparcia sprawią, że strategowie Partii Pracy i Partii Konserwatywnej będą przez wiele lat nie mogli spać.
Partia Reform, która powstała na gruzach UKIP i Partii Brexitu niecałe sześć lat temu, miała niszczycielską siłę przyciągania głosów konserwatystów, co tym razem przekreśliło szanse Sunaka na pozostanie premierem.
Jednak seria drugich miejsc partii Farage'a, szczególnie w okręgach tradycyjnie zdominowanych przez Partię Pracy, które w 2019 r. przypadły konserwatystom Borisa Johnsona, wywoła u nowego rządu dreszcze grozy.
Jeśli Starmerowi nie uda się wprowadzić obiecanych zmian i poprawić życia wyborców, kogo ukarzą wyborcy Ruchu Reform?
Farage jasno określił, kogo będzie wspierał w następnych wyborach, które muszą się odbyć do 2029 r. „Przychodzimy po Partię Pracy — nie miejcie co do tego wątpliwości” — powiedział w swoim przemówieniu zwycięskim w ośrodku wypoczynkowym Clacton. „To pierwsze kroki w kierunku czegoś, co was wszystkich zaskoczy”.
Partia Pracy będzie argumentować, że lepszy od oczekiwanego wynik Farage'a nie powinien umniejszać niezwykłemu sukcesowi partii, która powróciła po najgorszej porażce sprzed niecałych pięciu lat i osiągnęła najlepszy wynik od 1997 r. I rzeczywiście, było to wielkie zwycięstwo.
Gdyby rok temu ktoś powiedział zespołowi Starmera, że rządząca Partia Konserwatywna poniesie sromotną klęskę, tracąc dwie trzecie swoich posłów, szereg ministrów, w tym kilku ministrów gabinetu, i ogólnie rzecz biorąc, stając się pośmiewiskiem w całym kraju, parsknąłby śmiechem.
Można wybaczyć Starmerowi poczucie euforii po tym, jak udało mu się odmienić losy partii, która pod wodzą jej poprzedniego lidera, skrajnie lewicowego Jeremy'ego Corbyna, stała się praktycznie niewybieralna.
Ale nie może się zbyt długo zrelaksować. Głosowanie było falą gniewu skierowaną przeciwko Partii Konserwatywnej, która pod koniec okazała się przekupna i niekompetentna, tak rozdarta i niezdyscyplinowana, że jej odrzucenie było niemal przysługą.
Obawiając się do granic paranoi, że znów przegra po 14 latach na odludziu, Starmer tak mało mówił o tym, co zamierza zrobić z władzą, którą w końcu zdobył, że nie dał nic w postaci inspiracji. Elektorat odrzucił konserwatystów; jako druga główna partia w (jak dotąd) dwupartyjnym systemie, Partia Pracy nie została zaproszona do wyłomu, ale wślizgnęła się tam przez przypadek.
I są inne niepokojące sygnały dla Partii Pracy: oszałamiające zwycięstwo Corbyna jako niezależnego w okręgu Islington North, pomimo zakazu startu w wyborach przez Starmera za bagatelizowanie plamy antysemityzmu pod jego nadzorem; udział głosów na wykluczonego kandydata na tyle duży, że kosztował innego kandydata Partii Pracy miejsce, pozwalając byłemu liderowi Partii Konserwatywnej Iainowi Duncanowi Smithowi utrzymać się. Były też inne straty — dwóch ministrów gabinetu cienia uległo kontrkandydatom z lewicy.
Tak, Keir Starmer jest premierem i, jak powiedział Tony Blair w 1997 r., nastał nowy świt. Ale zamiast ciepłego słońca, którym cieszył się jego poprzednik, dziś jest raczej szaro i chłodno.