W południowych Włoszech kilkaset tysięcy ludzi żyje w kalderze wulkanicznej, w której ostatnio nastąpił wzrost aktywności sejsmicznej. Mieszkańcy są rozdarci między zaniepokojeniem a rezygnacją, a władze uważnie przyglądają się sytuacji.
Jestem niedaleko Neapolu, Wezuwiusza i Pompejów, w znacznie mniej znanym włoskim mieście Pozzuoli, które leży na ogromnej kalderze magmowej, która przez tysiąclecia stworzyła wulkaniczny krajobraz znany jako Campi Flegrei. Ostatnio ta niestabilna geologia wywołała tysiące małych trzęsień ziemi.
Zostałem zaproszony do śledzenia naukowców z Obserwatorium Wezuwiusza z Włoskiego Instytutu Geofizyki i Wulkanologii, którzy monitorują aktywność wewnątrz krateru, którego emisja gazów wydaje się szczególnie intensywna.
„Na tych obszarach emisje gazów pochodzą z głębi ziemi” – mówi Mauro Antonio Di Vito, dyrektor Instytutu, gdy spacerujemy wokół fumaroli (kominów na powierzchni Ziemi, przez które emitowane są gorące gazy i opary wulkaniczne).
„Obserwacja i zrozumienie, jak te emisje zmieniają się w czasie, jest ważne, aby scharakteryzować to, co dzieje się głęboko w komorze magmowej” – dodaje.
Dane w czasie rzeczywistym dotyczące emisji gazów, aktywności sejsmicznej oraz temperatury gleby i powietrza są monitorowane 24 godziny na dobę z ogromnej sterowni w siedzibie Instytutu.
„We wrześniu mieliśmy ponad 1000 trzęsień ziemi w ciągu miesiąca. Oczywiście większość trzęsień ziemi ma bardzo małą siłę, a kilka osiągnęło magnitudę 3,8, 4,0 lub nawet 4,2. Obecnie proces ten uległ spowolnieniu. Wiemy jednak, że może to spowodować Jedyne, co możemy zrobić, to w dalszym ciągu z największą uwagą monitorować obszar” – wyjaśnia Mauro Antonio Di Vito.
„Jesteśmy już prawie przyzwyczajeni do tego zjawiska, stało się ono naszym przyjacielem” – mówią miejscowi
Mieszkańcy wydają się być przyzwyczajeni do tej niepewności. Obszar ten, historycznie podatny na erupcje, wykazuje również cechę geologiczną zwaną „bradyseizmem”. Wypychana przez magmę i gazy gleba porusza się w górę i w dół, jakby oddychała. Czasami ruchy te powodują potencjalnie niebezpieczne wstrząsy dla budynków i ludzi.
W 1970 r. podczas jednego z takich wstrząsów ewakuowano jedną z dzielnic Pozzuoli. Od tego czasu został częściowo odbudowany, ale nikt już tu nie mieszka.
Lokalny malarz Antonio Isabettini zgadza się mnie oprowadzić. Był zaledwie nastolatkiem, kiedy jego rodzinę ewakuowano z okolicy.
„Mieszkało tu 3000 osób, które w ciągu dwóch dni zostały wysiedlone. Pamiętam, że było wielkie zamieszanie, to prawda, ponieważ od rana do wieczora byliśmy otoczeni przez wojsko, autobusy i policję” – Antionio odkrywa.
Teraz, w wieku 68 lat, Antonio nadal maluje wulkaniczne krajobrazy, które definiowały i przeciwstawiały się całemu jego życiu.
„Słyszeliśmy wstrząsy. Poczuliśmy je. Mówimy, że prawie przyzwyczailiśmy się do tego zjawiska, stało się naszym przyjacielem” – mówi, stojąc przed jednym ze swoich wulkanicznych pejzaży. „Ważne, że to nas nie skrzywdzi. Ale jestem pewien, że nigdy nas to nie skrzywdzi”.
„Nowe pokolenia ludzi często zapominają, że żyją na wulkanie”
Ale czy wykraczając poza myślenie życzeniowe, gęsto zaludniony obszar jest przygotowany na wypadek pogorszenia się sytuacji? Zadałem to pytanie regionalnemu wydziałowi ochrony ludności, który nadzoruje bezpieczeństwo 1,5 miliona osób, które są potencjalnie zagrożone.
Plany ewakuacji w związku z aktywnością wulkaniczną obowiązują od lat. Obecnie opracowywany jest także konkretny plan dotyczący bradyseizmu, mówi Italo Giulivo, dyrektor ds. ochrony ludności w regionie Kampania.
Trwa ocena przepustowości podstawowych usług i infrastruktury transportowej oraz opracowywanie strategii komunikacyjnych, wyjaśnia Giulivo.
„Fakt, że ostatnia erupcja miała tutaj miejsce w 1538 r., oznacza, że nowe pokolenia ludzi często zapominają, że żyją na wulkanie. To obniża poczucie ryzyka. Nie chcemy uspokajać ludności, chcemy pozwolić jej wiedzieć, na czym polega problem, aby byli tego świadomi” – wyjaśnia.
„Naprawdę możesz sobie z tym poradzić tylko wtedy, gdy jesteś dobrze przygotowany”
Niezależnie od tego, czy niepokoją ich niedawne trzęsienia ziemi, czy nie są nimi zaniepokojeni, mieszkańcy wzywają do dokładnych ocen naukowych, szczegółowych działań ograniczających ryzyko, wykonalnych planów ewakuacji i jasnych wytycznych komunikacyjnych.
Anna Peluso, matka dwójki dzieci, udostępnia na Facebooku aktualizacje na temat kapryśnej geologii tego obszaru. Od września trzykrotnie w wyniku wstrząsów ewakuowano szkołę jej syna.
„Zagrożenie wulkaniczne to coś, co możesz przewidzieć. Daje ci sygnały i możesz sobie z nim poradzić. Ale naprawdę możesz sobie z nim poradzić tylko wtedy, gdy jesteś dobrze przygotowany. Motto mojej grupy brzmi: „Estote Parati’, co po łacinie oznacza 'Bądź gotowy’.
„Wiele osób nie wykazuje żadnego zainteresowania tym zjawiskiem. Wiedzą, o której jutro drużyna piłkarska Napoli zagra, ale nie wiedzą nawet, gdzie znajduje się miejsce zbiórki w ramach ewakuacji”.
Oprócz planów ewakuacji obszar stoi przed kolejnym palącym problemem: opieką nad budynkami, które zaczynają wykazywać wyraźne oznaki kruchości. Aby zrozumieć, o co toczy się gra, spotykam się z burmistrzem Pozzuoli, Luigim Manzonim.
Burmistrz twierdzi, że nowe budownictwo jest zabronione, a budynki użyteczności publicznej zostały wzmocnione. Władze lokalne nie mogą bezpośrednio pomagać prywatnym właścicielom, twierdzi, ale niedawne rozporządzenie krajowe powinno pomóc w ocenie liczby, rozmieszczenia i stanu wrażliwych rezydencji.
„Dzięki temu dekretowi możemy dokonać oceny podatności na zagrożenia budynków znajdujących się w częściach strefy bradyseizmu. W sumie dotyczy to około 15 000 budynków, z czego około 9500 znajduje się w mieście Pozzuoli, 2000 w Bacoli i 3000 w Neapolu.” – mówi Manzoni.
Branża turystyczna obawia się „destrukcyjnych” skutków podniesionego poziomu alarmowego
W stolicy Rzymie władze dyskutowały niedawno o ostatecznym podniesieniu poziomu alertu z obecnego żółtego ostrzeżenia niskiego ryzyka do znacznie bardziej restrykcyjnego pomarańczowego ostrzeżenia.
Posunięcie to zostało ostatecznie odrzucone, z ulgą dla sektorów turystyki i usług.
Podniesienie poziomu alarmowego bez niekwestionowanego naukowego uzasadnienia doprowadziłoby region z powrotem do stanu zastoju w stylu Covid-19, mówi mi Gennaro Martusciello, wiceprezes Lokalnego Stowarzyszenia Menedżerów Hoteli, gdy spotykamy się w jego czterogwiazdkowym hotelu.
„Pomarańczowa strefa oznaczałaby, że wjazd mogą mieć tylko osoby pracujące lub mieszkające w granicach miasta. Innymi słowy oznaczałoby to zniszczenie aktywności turystycznej. Jak można zwiedzać miasto bez pozwolenia na wjazd i wyjazd? W naszej branży pracuje prawie 50 000 ludzi, więc byłaby to naprawdę poważna katastrofa”.
Mieszkańcy wyrażają nadzieję, że eksperci i władze podejmą właściwą decyzję – cokolwiek by to nie było.
„Myślę, że możemy spać spokojnie” – mówi Antonio Isabettini przed pięknym włoskim wybrzeżem.
„Żyjemy w symbiozie z tym naturalnym zjawiskiem. Co prawda budzi to pewien niepokój, ale z drugiej strony uważamy się za szczęściarzy, że mieszkamy w jednym z najpiękniejszych miejsc na świecie, pełnym historii, pełnym legend. …” – podsumowuje.