Supermarkety oferują tanie produkty, oszczędzają czas i pozwalają uczestniczyć w zglobalizowanym rynku żywności. Cenę płacą za to nasi rolnicy, środowisko i zdrowie, pisze Eurof Uppington.
Do tej pory wszyscy w Europie prawdopodobnie są świadomi, że rolnicy na całym kontynencie rozpoczęli największe protesty w tym roku, dotyczące ciężkiego sprzętu i nie tylko.
Ich żądania są tak różnorodne – od wyższych cen, przez mniej biurokracji, po mniej przepisów środowiskowych i ulgi podatkowe – że wydają się niemożliwe do spełnienia.
I chociaż rolnicy w jakiś sposób „zawsze” protestują przeciwko niektórym postrzeganym zniewagom, wjeżdżając swoimi traktorami na autostrady lub do europejskich stolic i zrzucając obornik pod drzwi biurokratów, coś wydaje się być inne.
Obecne niezadowolenie wydaje się głębsze i bardziej powszechne niż wcześniej.
Nowym czynnikiem jest potrzeba ograniczenia przez rządy emisji z gospodarstw rolnych w ramach polityki Zielonego Nowego Ładu: w zasadach dotacji zaszły duże zmiany, których celem jest poprawa stanu gleby i różnorodności biologicznej poprzez wycinkę zwierząt oraz mniejsze zużycie nawozów, pestycydów i herbicydów.
Są to wszystko doskonałe cele, które rolnicy, jako zarządcy swojej ziemi, w normalnych warunkach zwykle wspieraliby.
Ponieważ jednak większość gospodarstw rolnych stale balansuje na krawędzi bankructwa, konieczność przeskakiwania przez nowe biurokratyczne przeszkody w celu ponownego ubiegania się o dotacje, od których są zależne, jest niezwykle stresująca.
Dodatkowo, jeśli uważasz, że potrzebujesz X ilości nawozu, aby uzyskać taki sam plon, a bez niego zbankrutujesz, i zostaniesz poproszony o cięcie; też byś się wkurzył.
Dostosowanie się do tych nowych zasad byłoby znacznie łatwiejsze, gdyby rolnictwo było dochodowym biznesem.
Fakt, że tak nie jest, wynika z tego, gdzie i jak kupujemy żywność: supermarkety są strażnikami systemu żywnościowego skierowanego przeciwko ludziom, którzy uprawiają to, co jemy.
Towary lokalnych rolników nie mają budżetu reklamowego
W biznesie władza pochodzi z koncentracji rynku. Nasz przemysł spożywczy jest jak klepsydra z milionami konsumentów na niższym szczeblu łańcucha dostaw i tysiącami producentów na wyższym szczeblu łańcucha dostaw, ale pośrodku każdego rynku krajowego znajduje się zaledwie kilka dominujących marek supermarketów w połączeniu z podobną liczbą właścicieli marek żywności przetworzonej, takich jak Nestlé, Kraft i Pepsico.
Te supermarkety i przetwórcy wykorzystują swoją siłę rynkową do zwiększania marż kosztem swoich dostawców – rolników – i swoich konsumentów – nas.
Supermarkety mogą nawet rządzić dużymi markami żywności. Lubią sprzedawać produkty o długim okresie przydatności do spożycia i wysokich marżach od dostawców, którzy zajmują się ich marketingiem.
Nestlé płaci więc miliony za reklamę mleka czekoladowego Nesquick na przykład w telewizji, co zwiększa popyt na tę markę, a następnie płaci Tesco realną gotówkę, aby mleko znalazło się na półkach na wysokości oczu, nad innym mlekiem czekoladowym.
Lokalni producenci mleka, wołowiny i pomidorów nie mają budżetu reklamowego. Są to towary niemarkowe, które supermarkety będą musiały wyrzucić, jeśli nie będą mogły sprzedać: nie widzą powodu, aby płacić i mają wszelkie powody, aby w miarę możliwości obniżać ceny tych kategorii.
Niskie ceny i wygoda również czynią nas współwinnymi
Sposób, w jaki supermarkety sprzedają żywność, wpływa na to, co jemy. Chodząc po alejkach, produkty znajdujące się na poziomie oczu są zwykle mocno przetworzone, zapakowane w jasne opakowania z rysunkowymi tygrysami i królikami.
Są to produkty spożywcze o przedłużonej trwałości produkowane przez partnerów handlowych supermarketów. Nie zwraca się uwagi na zdrową, pełnowartościową żywność. W latach dominacji supermarketów w Europie i USA wzrosło spożycie żywności hiperprzetworzonej, co powoduje, że jesteśmy bardziej chorzy.
Sposób sprzedaży w supermarketach wpływa również na rozwój rolników. Niezdolni do różnicowania swoich produktów i znajdujący się pod ogromną presją cenową, rolnicy zmuszeni są do uprawy ze względu na wielkość, a nie smak czy wartości odżywcze.
Od mniej więcej pół wieku nowoczesne rolnictwo, skupiające się na plonach, spustoszyło europejskie obszary wiejskie i wody w wyniku spływu składników odżywczych, niszczenia siedlisk i utraty różnorodności biologicznej w wyniku rolnictwa opartego na chemikaliach.
Nie obwiniajmy jednak Carrefoura i Coopa za wszystkie bolączki planety. My też jesteśmy współwinni, przekupieni niskimi cenami, a przede wszystkim wygodą posiadania wszystkiego, czego potrzebujemy do cotygodniowego sklepu w jednym miejscu.
Supermarkety oszczędzają nam czas. Dzięki nim wydajemy też na żywność mniej niż kiedykolwiek wcześniej, choć inflacja żywnościowa po covidie nieco to podniosła.
Supermarkety pozwalają nam uczestniczyć w zglobalizowanym rynku żywności, na którym zimą możemy zaopatrzyć się w truskawki z Peru, a przez cały rok tanie kalorie z brazylijskiej soi. Cenę płacą za to tylko nasi rolnicy, nasze środowisko i nasze zdrowie.
Co więc zrobić?
Rolnicy nie powinni płacić rachunku
Po pierwsze, zmuszanie rolników do płacenia za ekologiczną transformację jest wyraźnie niesprawiedliwe i niewykonalne. Rządy i konsumenci powinni je wspierać tak bardzo, jak tylko możemy.
Wiele supermarketów również rozumie ten problem i stara się pozyskiwać produkty lokalnie, a w swoich działaniach marketingowych zwraca uwagę na rolników, którzy je dostarczają.
Jest to jednak dobrowolne; aby odnieść sukces, potrzebujemy nowych modeli biznesowych, które pozwolą na lokalizację i dekomodyfikację żywności, tak jak firma Ooooby w Wielkiej Brytanii, która tworzy lokalne centra dostarczające pudełka z warzywami od drobnych rolników. Mój własny startup dopasowuje restauracje w Szwajcarii do rzemieślniczych producentów oliwy z oliwek w Grecji, Hiszpanii i Portugalii.
Ale jest to trudne. Aby odnieść sukces, modele te muszą znaleźć coś, co pokona przewagę supermarketów w zakresie ceny i wygody.
Edukacja konsumencka może pomóc na marginesie, ale wymaga czasu. Dostawa artykułów spożywczych jest bardzo wygodna, ale zwiększa koszty. Dopóki nie pojawi się nowa technologia, która zmieni paradygmat, będziemy skazani na supermarkety.
Dlatego też na razie utknęliśmy w polityce jako jedynym narzędziu umożliwiającym zmianę sytuacji.
Im większe wsparcie rolnicy mogą uzyskać od polityków, tym lepiej, ale reakcją nie może być przechodzenie od rozwiązań krótkoterminowych do rozwiązań krótkoterminowych.
Aby kwadratura koła zaspokajania potrzeb rolników i pilnej konieczności przywrócenia stanu środowiska naturalnego, potrzebne jest właściwe myślenie systemowe. Nie powinni być przeciwieństwami.