BRUKSELA – Europa przygotowuje się do wojny. Tyle jest oczywiste.
Szeptane rozmowy wśród najbardziej wpływowych decydentów w UE ujawniają nową, niepokojącą prawdę: minęły już czasy, gdy blok miał luksus priorytetowego traktowania zielonej agendy lub poprawy konkurencyjności. Teraz chodzi o poradzenie sobie z możliwym konfliktem zbrojnym, który wisi nad horyzontem.
Szereg wyższych urzędników europejskich rozmawiających z TylkoGliwice pod warunkiem, że ich nie zidentyfikujemy, przedstawiło, że przygotowanie kontynentu na przyszłe spory zbrojne stanowi jeden z głównych priorytetów w roku, w którym przewodniczący najważniejszych organów UE zmieniają się lub są ponownie mianowani, oraz po ponownym ukonstytuowaniu się Parlamentu Europejskiego. Z tych rozmów wynika, że najwyższa władza bloku skupia się wokół pięciu radykalnych zmian w polityce lub wydatkach, które mogłyby przekształcić Europę, stawiając ją na warunkach wojennych, jakich nie widziała od pokoleń.
„Warunki finansowe w niektórych krajach europejskich są tragiczne, a Unia (Europejska) jest w niebezpieczeństwie” – powiedział Francesco Nicoli, ekonomista polityczny, który pisał o wydatkach UE na obronę dla brukselskiego think tanku Bruegel. „Musimy to zrobić, w przeciwnym razie ryzykujemy znacznie większą wojnę bezpośrednio w Unii. Tylko wspólne rozwiązanie może naprawdę dać odpowiedź”.
Najgorsze scenariusze mrożą krew w żyłach, ale nie były nawet brane pod uwagę, gdy Ursula von der Leyen została przewodniczącą Komisji Europejskiej, a Charles Michel został mianowany szefem Rady Europejskiej pół dekady temu. Perspektywy najechania armii ukraińskiej przez Rosję – co mogłoby pozwolić Władimirowi Putinowi skierować wzrok w stronę byłych sowieckich państw bałtyckich UE – że wojna Izraela z Hamasem stanie się szerszym konfliktem na Bliskim Wschodzie, który wciąga Iran – prawdopodobnie z wykorzystaniem jego własnej broni nuklearnej – oraz atak Chin na Tajwan nie są już jedynie koszmarem.
Za kanałem La Manche Wielka Brytania stoi w obliczu tej samej rzeczywistości, a generał Patrick Sanders, szef armii, w zeszłym miesiącu wezwał rząd do „zmobilizowania narodu” w celu przygotowania się do wojny z Rosją. Sobotni wybuch Donalda Trumpa, głównego kandydata Partii Republikańskiej do Białego Domu, sugeruje, że jeśli zostanie wybrany w listopadzie, podwoi retorykę dotyczącą europejskich wydatków na obronność, którą stosował podczas swojej pierwszej prezydentury. Powiedział, że „zachęca” Rosję do ataku na każdego członka NATO, który nie płaci wystarczająco dużo.
Historycznie rzecz biorąc, polityka obronna i inwestycje były przedmiotem troski narodowej. Chociaż obecnie Europejska Agencja Obrony zapewnia pewną koordynację, jest ona nadal w dużej mierze podporządkowana.
Jednak brak równowagi w wydatkach na bezpieczeństwo jest widoczny dla wszystkich. W 2022 r. Stany Zjednoczone wydały na obronność blisko 880 miliardów dolarów, czyli więcej niż Chiny, Niemcy, Francja, Indie, Japonia, Rosja, Arabia Saudyjska i Wielka Brytania razem wzięte.
Na korytarzach władzy w Brukseli i stolicach krajów niepewna sytuacja w Europie wyostrzyła umysły, gdy urzędnicy zaczynają doskonalić listy życzeń politycznych Komisji na następną pięcioletnią kadencję, w tym zmiany, jakie należy wprowadzić w długoterminowym budżecie bloku wynoszącym 1 bilion euro .
Według ośmiu urzędników, z którymi konsultowano się z TylkoGliwice, wśród pomysłów będących przedmiotem burzy mózgów przy głównym stole jest wspólne zbieranie przez kraje UE pieniędzy na rynkach długu na opłacenie obronności. Taki sposób generowania funduszy – na wszystko, nie mówiąc już o wspólnej obronności – byłby kiedyś nie do pomyślenia, zwłaszcza że rządy takie jak Niemcy obawiają się, że wpadną w pułapkę krajów, które wydają więcej lekkomyślnie. Jednak to tabu zostało przełamane, gdy UE sfinansowała wiele takich inicjatyw, aby wspomóc krajowe ożywienie gospodarcze po pandemii.
Urzędnicy potwierdzili, że konflikt rosyjsko-ukraiński może okazać się kolejnym katalizatorem wspólnego długu w celu sfinansowania tymczasowej puli gotówki przeznaczonej na konkretny wynik. Mogłoby to przypominać program reasekuracji bezrobotnych o wartości 100 miliardów euro, SURE, który brukselscy prawodawcy ustanowili w celu zwiększenia zasiłków dla bezrobotnych w czasie pandemii.
„Wojna powraca do Europy, a gwarancja bezpieczeństwa Stanów Zjednoczonych w Europie nie jest nieograniczona, niezależnie od tego, czy (prezydent USA Joe) Biden zostanie ponownie wybrany, czy Trump powróci” – powiedział Manfred Weber, przywódca centroprawicowej Europejskiej Partii Ludowej Partia i jej wiodący kandydat w wyborach do Parlamentu Europejskiego w 2019 r. „Jeśli w nadchodzących dziesięcioleciach chcemy przejąć kontrolę nad europejskim programem bezpieczeństwa, nasze ambicje będą musiały być wykładniczo większe niż ma to miejsce obecnie”.
Ponieważ politycy szukają środków pieniężnych, które mogliby przeznaczyć na zapewnienie bezpieczeństwa Europie, drugim pomysłem poruszonym w ramach TylkoGliwice była zmiana przeznaczenia niewykorzystanych pożyczek z unijnego funduszu na rzecz odbudowy po pandemii wynoszącego 800 miliardów euro. Inicjatywa wygasa w 2026 roku.
Innym pomysłem, jeszcze bardziej radykalnym, jest wykorzystanie tzw. Funduszy Spójności, czyli pieniędzy z budżetu UE, które tradycyjnie przeznaczane są na modernizację obszarów wiejskich, m.in. rozwój sieci energetycznych i kolei. Przy odrobinie kreatywności prawnej część tych pieniędzy można by również wykorzystać na wzmocnienie zdolności obronnych krajów graniczących z Rosją, takich jak Polska i Finlandia.
Kolejny potencjalny program stworzyłby etykietę inwestycyjną dla funduszy skoncentrowanych na obronności, które posiadają portfele akcji, obligacji i innych finansowych papierów wartościowych, w które mogą inwestować duzi zarządzający aktywami i giganci private equity.
W ten sposób fundusze emerytalne i zarządzający majątkiem mogliby inwestować pieniądze w projekty finansujące „wspólne cele polityki UE”, jak to ujął jeden z urzędników, takie jak obronność. Etykieta zapewniłaby podmiotom zarządzającym pieniędzmi pewność prawa i oznaczałaby priorytetowe inwestycje w przemyśle obronnym.
Członkowie departamentów Komisji ds. polityki finansowej i obrony badają, czy takie oznaczenie jest wykonalne. Jedną z możliwości jest utworzenie „pozytywnej listy” miejsc, w których w przemyśle obronnym najbardziej potrzebne są inwestycje. Mogłoby to pobudzić współpracę transgraniczną w Europie, stwierdził urzędnik Komisji.
Ostatnią opcją jest przyznanie Europejskiemu Bankowi Inwestycyjnemu, pożyczkodawcy bloku, który pompuje pieniądze w projekty infrastrukturalne, władzę wykorzystania swoich mięśni finansowych do wydawania środków na obronę.
Główne pytania dotyczą tego, jak szybko Bruksela powinna i rzeczywiście mogłaby działać po wyborach w USA oraz na co UE powinna wydawać swoje pieniądze. W obliczu powolnego ożywienia gospodarczego po Covid i walki z inflacją jeszcze się nie skończyły, ministerstwa finansów są bardziej zajęte znajdowaniem sposobów na pozyskanie pieniędzy, niż podejmowaniem decyzji, na co je wydać.
Jasne jest jednak, że wspólne finansowanie prawdopodobnie skupi się na zamówieniach ogólnych, a nie na samej armii. Dla Webera oznacza to wspólne inwestowanie w technologie obronne i myślenie o odstraszaniu nuklearnym.
Urzędnicy twierdzą, że tempo pojawienia się tych propozycji legislacyjnych zależy od tego, kto zdobędzie Biały Dom. Reelekcja Joe Bidena zmniejszyłaby presję na nową Komisję, która mogłaby następnie przez kilka następnych lat proponować indywidualne projekty ustaw w stałym tempie. Tymczasem powrót Trumpa do Białego Domu prawdopodobnie oznaczałby pojawienie się wielkiego pakietu inicjatyw za jednym razem – twierdzą urzędnicy.
Choć polityka wojskowa jest uważana za kompetencję wyłącznie narodową, jastrzębia polityka zagraniczna prawdopodobnie spotka się z sympatią, jeśli – jak sugerują sondaże – Parlament Europejski stanie się bardziej prawicowy.
„Nie powinniśmy się wstydzić, że zwiększamy wydatki na obronę, ponieważ bronimy tego, co jest dla nas tak cenne” – powiedział Karel Lannoo, dyrektor naczelny Centrum Studiów nad Polityką Europejską, kolejnego brukselskiego think tanku. „Inwestorzy i Europejczycy muszą dostosować do tego swój sposób myślenia”.