Niezwykle ponury, ale hipnotyzujący portret kobiecej depresji w XVIII-wiecznej Austrii i grzechów dogmatów religijnych, które przetrwały do dziś.
Pięć minut austriackiego duetu reżyserskiego Veronica Franz i Severin Fiala (Dobranoc mamusiu, Złożyć) trzecia cecha Złe Des Teufels (Kąpiel Diabła), wiesz, że ten egzemplarz z epoki nie będzie łatwym zegarkiem. I nie bez powodu.
Górna Austria. Rok 1750. W niezwykle ponurym prologu matka przemierza las i kieruje się w stronę wodospadu. Tam bez mrugnięcia okiem zrzuca z półki swoje wrzeszczące niemowlę. Następnie udaje się do kościoła, puka do drzwi i zwraca się do władz.
„Popełniłem przestępstwo”.
Ona zostaje stracona. Mówiąc dokładniej, zostaje ścięta, z odciętymi palcami u rąk i nóg.
Następnie poznajemy Agnes (Anja Plaschg) w dniu jej ślubu. Po ślubie z Wolfem (David Scheid), mężczyzną z innej społeczności, otrzymuje jeden z palców kobiety jako amulet płodności. Modli się o dziecko, ale Wilk nie wydaje się zainteresowany pochłonięciem ich związku, nie mówiąc już o jej dotykaniu. Wydaje się, że bardziej podziwia swojego przyjaciela rolnika Lenza, a jego matka (Maria Hofstätter) wygląda na potężną i kontroluje każdy aspekt życia Agnes.
Stopniowo popadając w coraz większą depresję i zaniedbując obowiązki żony, zostaje zabrana do miejscowego „fryzjera”, aby wyleczyć ją z „diabelskiej kąpieli” – XVIII-wiecznego określenia melancholii. Staje się oczywiste, że nic nie jest w stanie jej wyleczyć, ponieważ ma tylko jedno na myśli: ucieczkę od emocjonalnie zimnego życia, którego już nie chce prowadzić. Trzymając się jednak ścisłych dogmatów chrześcijańskich, głęboko pobożna Agnieszka wie, że nie może się zabić i uzyskać dostępu do królestwa niebieskiego. Samobójstwo jest grzechem kardynalnym i musi znaleźć lukę dogmatyczną, która doprowadzi ją do radykalnego czynu, który uwolni ją od trudnej sytuacji.
Na podstawie szeroko zakrojonych badań historycznych akt sądowych, Kąpiel Diabła widzi, jak Franz i Fiala rzucają niepokojące światło na wcześniej niezbadany rozdział historii Europy, w którym setki ludzi – głównie kobiet – „leczyły się” z depresji, doprowadzając się do morderstwa. Ich grzech pozwolił im odpokutować i szukać rozgrzeszenia podczas spowiedzi przed egzekucją, czego zabraniało wieczne potępienie przez samobójstwo. Dla tych, którzy tego nie zrobili, jedyną alternatywą było życie w samotności, rozpaczy i niewoli.
Tworząc ten głęboko wciągający i niepokojący portret psychologiczny, reżyserzy sięgają po kinowy język horroru. w odróżnieniu Dobranoc mamusiu Lub ZłożyćJednakże, Kąpiel Diabła wymyka się łatwej kategoryzacji. Przypomina to powolny dramat religijny, którego tempo odzwierciedla melancholię głównej bohaterki i który oddaje głos niewidzialnym kobietom, o których zapomniała historia. Nawet jeśli doktryna kościelna pozostaje żywa i ma się dobrze po dziś dzień, dodaje to filmowi, w którym odbija się echem wciąż utrzymujące się piętno wokół depresji i samobójstwa, nieco aktualnego oddźwięku.
Nie da się uniknąć porównań do książki Roberta Eggersa. Czarownica – głównie ze względu na pieczołowicie odwzorowaną epokę, sposób, w jaki autor zdjęć Martin Gschlacht wykorzystuje naturalne światło, aby jeszcze bardziej oddać ponurą autentyczność, a także feministyczny nurt ukazujący kobiety odzyskujące poczucie sprawstwa i pragnące emancypacji, gdy czasy, w których żyły, nie oferowały niczego. Jednakże, Kąpiel Diabła błyszczy sam w sobie dzięki bogatemu wykorzystaniu symboliki, szokującemu użyciu przemocy i uderzającym obrazom.
Niezależnie od tego, czy jest to totemiczny pokaz pozbawionej głowy kobiety z prologu, czy powieszone zwłoki zwierząt – oba przywodzą na myśl obrazy Francisa Bacona, a nawet dwoistość natury jako katalizatora nadziei (motyle) i nastrojowego omenu (rybie głowy wyglądające jak maski pośmiertne), ten film rzuca na siebie wizualnie urzekający czar, inny niż jakikolwiek inny. Pochwały należą się scenografom Andreasowi Donhauserowi i Renate Martin, którzy w niemały sposób uchwycili surowe piękno malarskich krajobrazów i przyczynili się do powstania scen, które wwiercają się pod skórę i pozostają tam długo po napisach końcowych.
Centralną częścią urzekającego filmu jest Plaschg, która przez cały czas zapiera dech w piersiach – szczególnie w scenie trzeciego aktu, w której jej plany stają się tragiczną realizacją. Przygotowanie do uderzającej sceny zwierzeń pod koniec jest mistrzowskie, a aktorka – mająca na swoim koncie zaledwie kilka osiągnięć aktorskich – robi coś, na co poradziłoby sobie niewielu doświadczonych aktorów: pozwala, aby wnętrze jej postaci uwolniło się w w ciągu kilku sekund, uwalniając się z niewidzialnego więzienia i obnażając paraliżującą udrękę, która jest jednocześnie maniakalnie wyzwalająca i głęboko przerażająca. To spektakl wyjątkowy, w pełni zasługujący na główną nagrodę aktorską Berlinale.
Oprócz odgrywania tej wymagającej roli i warstw desperacji, jakie udaje jej się przenieść na ekran, Plaschg – lepiej znana jako artystka muzyczna Soap&Skin – skomponowała złowieszczy i żałobny utwór.
Znów, jeśli nie ucieknie od aktorskich pochwał, kapelusze zostaną zjedzone.
Rzadkie są takie filmy Kąpiel Diabła które zaszczepiają tak otaczające poczucie czasu i miejsca, jednocześnie łącząc gatunki do perfekcji. To mrożąca krew w żyłach krytyka dogmatów religijnych; nastrojowe i rozdzierające serce odkopywanie bezdźwięcznej przeszłości; porywająca metafizyczna eksploracja klatek, które podróżowały w czasie, aby przetrwać we współczesnym społeczeństwie.
Brzmi jak dużo?
To jest. Ale to nie jest wymówka, aby przejść obok tego ponurego arcydzieła.