Świat może płonąć i skandale. Czas na komedię, gdyż tegoroczny Festiwal Filmowy w Cannes otwiera meta millefeuille ukochanego francuskiego absurdu Quentina Dupieux.
Filmy otwierające Festiwal Filmowy w Cannes rzadko są aż tak dobre.
W ostatnich latach Jim Jarmusch Martwi nie umierająMichela Hazanaviciusa Ostateczne cięcie i Maïwenn Joanna Du Barry wyjątkowo nie podniósł pulsu, a gala otwierająca coraz częściej wydawała się krytykom sposobem na rozgrzewkę poprzez wczesne plucie jadem, zanim Konkurs zacznie się na dobre.
Teraz, w kontekście wojny, możliwych skandali #MeToo, strajków, ucieczki jednego z dyrektorów Konkursu z rodzinnego kraju, aby uniknąć kary więzienia, oraz dyrektora artystycznego festiwalu Thierry'ego Frémaux, chcącego „znowu postawić kino w centrum uwagi”, zamiast skupiać się na skandal pojawia się w najnowszym filmie francuskiego absurdu Quentina Dupieux Le Deuxième Acte (Akt drugi).
Czemu nie? Biorąc pod uwagę, że w Cannes zrobiło się już gorąco, czy jest lepszy sposób na rozpoczęcie imprezy niż komedia? Nie tylko wydaje się, że był to trafny wybór, ale także okazuje się jednym z najlepszych filmów otwierających w ostatnich latach.
Zaczyna się od dwójki przyjaciół idących w stronę tytułowej przydrożnej restauracji.
Golfowy David (Louis Garrel) nie jest już tak chętny do ścigania Florencji (Léa Seydoux). Ona jednak jest wytrwała i nawet przyprowadza na spotkanie swojego ojca Guillaume’a (Vincent Lindon), ponieważ jest przekonana, że David to ten jedyny.
Plan Davida, jak wydostać się z tego przekrzywionego romansu? Zabiera ze sobą żywiołowego Willy'ego (Raphaël Quenard) w nadziei, że zamiast tego umówi go z Florence.
Wydaje się to dość proste w stylu niezależnej komedii romantycznej, ale jak to zwykle bywa w świecie Dupieux, bzdury szybko rzucają się w oczy. Szybko dowiadujemy się, że akcja filmu rozgrywa się na planie filmowym. Nie żebyś widział jakąś załogę czy fizyczne oznaki tego, pamiętaj. Tylko mnóstwo wyłamań czwartej ściany i patrzenie w kamerę.
I to się nasila. Jest meta i jest meta.
To jest to drugie.
Od niestosownych rozmów, które wydają się przeniesione z kanału X JK Rowling, po molestowanie na planie, matki pozostające pod wrażeniem, miejskie mity na temat Jamesa Camerona Tytaniczny i napędzane ego tyrady o tym, że tworzenie sztuki w płonącym świecie jest przedsięwzięciem próżnym i moralnie nie do obrony – chyba że Paul Thomas Anderson zechce cię obsadzić, a w takim przypadku wzniosłe dyskursy na temat daremności tworzenia filmów szybko zostaną wyrzucone w słońce – Dzielniki pomieszczeń należą tutaj już do przeszłości. Aktorzy wiedzą, że robią zły film. Film z narastającą ścieżką dźwiękową, który okazuje się być pierwszym, który został w całości napisany i wyreżyserowany przez sztuczną inteligencję.
Biorąc pod uwagę analitycznie, Akt drugi sprawia wrażenie niechlujnej mieszaniny pomysłów, która nie wnosi zbyt wiele, jeśli chodzi o znaczący komentarz. Porusza tematy anulowania kultury, sztuki kontra algorytmu, przyszłości przemysłu filmowego i roli kina w czasach zamieszania. Potwornie tuszując te zmuszające do myślenia wątki, Dupieux może wystawić na próbę cierpliwość widzów, którzy odczują, że film w swój wyjątkowo wymyślny sposób nie mówi zbyt wiele o niczym. Jednak odłóż na bok wszelkie apodyktyczne pragnienia stosowania wnikliwych i aktualnych komentarzy na każdym kroku, a jest tu tak wiele do podziwiania.
To, co mogło być tandetnym szkicem pijanym własnym poczuciem samoświadomości, zostaje podniesione przez pięć doskonałych kreacji, w tym kradnącą scenę zwrotkę Manuela Guillota, roztrzęsionego właściciela restauracji. Jego postać (a może rzeczywiście?) pojawia się jako okaleczony ze strachu statysta, który przez całe życie pragnął zagrać w filmie i którego niemożność nalania kieliszka wina staje się jednym z najlepszych powtarzanych gagów filmu. To poprzez swoich bohaterów Dupieux sieje delikatne zamieszanie w związku z zacieraniem się granic fikcji i rzeczywistości, tworząc coś w rodzaju głupiego riffu z „Sześć postaci w poszukiwaniu autora” Luigiego Pirandello. W miarę narastania meta zwrotów akcji jego film ujawnia głębię, ponieważ opowiada o udawaniach, występach, a w ponurych końcowych momentach filmu także o prawdzie.
Akt drugi może nie być tak szaleńczo naciągane jak mordercza psychokinetyczna opona reżysera (Guma), jego morderczą kurtkę (Ircha) lub jego gigantyczna mucha przeżuwająca psy (Żuchwy), ale to więcej niż zadowala. A kiedy wydaje się, że żart dobiegł końca wraz z dodaniem wąsów i rozmową o pułapkach związanych z posiadaniem psa, Dupieux kończy ponurą notatką i kolejnym epicko długim ujęciem śledzącym, od którego chce się krzyczeć: „Vive le Théâtre de l'Absurde!”
Gracze mogą wiedzieć, że wzięli udział w kiepskim filmie, ale końcowe zawirowanie meta jest największe: meta millefeuille, w którym tak naprawdę grają, takie nie jest.
Le Deuxième Acte (Akt drugi) otwiera 77. edycję Festiwalu Filmowego w Cannes i już można oglądać w kinach francuskich.