W poniedziałek w Izraelu wybuchł ogólnokrajowy strajk, który jest częścią szerszego protestu przeciwko domniemanemu nieudolnemu działaniu rządu w kwestii uwolnienia zakładników wziętych przez Hamas w atakach z 7 października.
W całym Izraelu wybuchły strajki na znak protestu przeciwko nieudanej akcji rządu w sprawie uwolnienia zakładników przetrzymywanych w Strefie Gazy.
Zamknięcia w całym kraju w poniedziałek, w tym na głównym międzynarodowym lotnisku Izraela, miały na celu zamknięcie lub zakłócenie głównych sektorów gospodarki. Jednak strajk został zignorowany w niektórych częściach kraju — odzwierciedlając głębokie podziały polityczne.
Sąd pracy orzekł, że strajk musi zakończyć się do godziny 14:30 czasu lokalnego, przyjmując petycję rządu, który twierdził, że strajk miał podłoże polityczne.
Szef Histadrutu, największego związku zawodowego w Izraelu, oświadczył, że zastosuje się do decyzji i nakazał członkom powrót do pracy.
Do ataku doszło po tym, jak w niedzielę wieczorem setki tysięcy Izraelczyków wyszło na ulice po znalezieniu ciał sześciu zakładników w Strefie Gazy.
Rodziny zabitych, podobnie jak duża część społeczeństwa, obwiniły premiera Izraela Benjamina Netanjahu, twierdząc, że mogliby zostać odesłani żywi, gdyby osiągnięto porozumienie.
Z drugiej strony inni popierają strategię Netanjahu polegającą na utrzymywaniu presji militarnej na Hamas, którego atak na Izrael 7 października zapoczątkował krwawą wojnę, w której zginęło dotychczas według doniesień ponad 40 000 Palestyńczyków.
W strajku wzięły udział części centralnej części Izraela, w tym Tel Awiw, natomiast inne miasta, np. Jerozolima, nie.
Rzecznik izraelskiego wojska poinformował, że sześciu zakładników znalezionych martwych w Strefie Gazy zostało zabitych tuż przed przybyciem sił izraelskich do tunelu, w którym byli przetrzymywani.
Netanjahu obwinił Hamas, mówiąc, że „ktokolwiek morduje zakładników, nie chce porozumienia”.