Ponieważ Wielka Brytania i UE ustalają kwoty połowowe na rok 2024, musimy położyć kres przełowieniu, w przeciwnym razie ryzykujemy zapadnięciem się mórz i jego niszczycielskimi konsekwencjami dla społeczności i dzikiej przyrody, piszą Hugo Tagholm i dr Callum Roberts.
Morza Wielkiej Brytanii i Europy są oblężone. Każdego dnia stają w obliczu nowego ataku: surowe ścieki spływające po plażach, duże i małe wycieki ropy, morskie fale upałów, niszczenie siedlisk oraz zanieczyszczenia tworzywami sztucznymi, substancjami chemicznymi i nawozami.
Do tego dochodzi rodzaj wydobycia przemysłowego prowadzonego na skalę, która naraża populacje, gatunki i całe sieci pokarmowe: przełowienie.
Obecnie ponad jedna trzecia – 34% – populacji ryb w Wielkiej Brytanii jest przełowiona, a stan jednej czwartej osiągnął „krytyczny”.
Niektóre z nich, np. dorsz na zachód od Szkocji, osiągnęły stan tak skrajnego kryzysu, że niezależny organ doradczy ds. rybołówstwa, Międzynarodowa Rada Badań Morza (ICES), zalecił pilne zaprzestanie wszelkich połowów tych stad.
Tymczasem w UE Morze Śródziemne jest jednym z najbardziej przełowionych mórz na świecie, spustoszonym przez szkodliwe praktyki połowowe, takie jak trałowanie denne. Obecnie ponad 70% ocenianych stad jest poławianych poza biologicznie zrównoważonymi granicami.
Ta tragiczna sytuacja dla naszych mórz nie jest spowodowana nielegalnymi rybołówstwem ani manipulowaniem kwotami, lecz jest wynikiem lekceważenia przez rządy – za namową lobbingu branży – porad naukowych i ustalania limitów połowowych zbyt wysokich, aby utrzymać zdrowe rybołówstwo. Krótko mówiąc, jest to spowodowane niebezpieczną koncentracją na krótkoterminowych zyskach, spotęgowaną przez słabe przywództwo.
Dlaczego teraz?
Przełowienie nie jest nowym problemem – ta tragedia rozgrywa się w całej Europie od pewnego czasu.
Badania wykazały, że w latach 1987–2011 aż 68% rocznych limitów połowowych przekroczyło zrównoważone limity w przypadku 11 kluczowych stad ryb w UE.
Chociaż naukowcy i działacze od dziesięcioleci ostrzegają przed konsekwencjami naszej szalejącej eksploatacji, czas na ochronę naszych oceanów ucieka.
Morza Wielkiej Brytanii i UE stoją w obliczu bezprecedensowych zagrożeń. Tego lata morskie fale upałów, jakich nigdy wcześniej nie widziano, przetoczyły się przez nasze wody jak pożar przez las.
W szczególności morza brytyjskie są „gorącym punktem” globalnego kryzysu cieplnego mórz – jednym z 20 miejsc na świecie, w których ocieplenie następuje najszybciej w ciągu ostatnich 50 lat. Zmiany w rozmieszczeniu i hodowli naszych ryb już mają miejsce – z nieznanymi konsekwencjami dla zależnej od nich dzikiej przyrody i gospodarki przybrzeżnej.
Zdrowy ocean miałby realną szansę na przystosowanie się do tych presji – jego bogata różnorodność i rezerwy zapewniłyby elastyczność i odporność.
Ale nie ocean, który został wykorzystany jako składowisko ścieków i zanieczyszczeń rolniczych, który utracił ważne siedliska w wyniku niszczycielskiego trałowania dennego i który został przełowiony do punktu krytycznego.
Jeśli pozostawimy ocean w takim stanie, nie będzie miał już nic do zaoferowania.
Rybołówstwo przyszłości
W tej chwili Wielka Brytania i UE ustalają całkowite dopuszczalne połowy na rok 2024 i choć każdą populację ryb należy dokładnie przeanalizować, istnieje prosta, złota zasada, która zabezpieczy nasze łowiska: postępuj zgodnie z nauką i chroń nasze morza.
Wielka Brytania i UE muszą pilnie zobowiązać się do ustalenia kwot połowowych na ściśle zrównoważonych poziomach, rygorystycznie zgodnych z niezależnymi opiniami naukowymi.
Zarówno rządy UE, jak i Wielkiej Brytanii doskonale potrafią wdrożyć takie zarządzanie – i okazało się ono bardzo skuteczne w przypadku krajów takich jak Islandia, których łowiska są w lepszej kondycji niż nasze.
Pracując z szacunkiem dla naszego świata przyrody i przyszłych pokoleń, negocjatorzy z Londynu i Brukseli mogliby przekształcić coroczny cyrk polityczny dotyczący ustalania kwot połowowych w zupełnie inną dyskusję.
Zamiast odgrywać haniebną rolę w ich zagładzie, moglibyśmy skorzystać z okazji i pozwolić, aby nasze morza powróciły do bujnej obfitości życia, jaką kiedyś były.
Lubimy myśleć o naszym oceanie jako o nieskończoności, ale prawda jest taka, że nie może on znieść eksploatacji na skalę przemysłową.
Ochrona i regeneracja naszych mórz opłaci się nam wielokrotnie: w postaci długoterminowych miejsc pracy dla społeczności przybrzeżnych, stabilnego klimatu, kwitnącej dzikiej fauny i flory morskiej oraz produktywnego, odpornego rybołówstwa. Ostatecznie, jeśli będziemy chronić nasz ocean, on ochroni nas.