Na corocznym wiecu noworocznym skrajnie prawicowej Partii Wolności Austrii (FPÖ), który 13 stycznia odbył się w atmosferze piwiarni w południowym stanie Styria, lider partii Herbert Kickl został triumfalnie okrzyknięty „przyszłością” Austrii Volkskanzler” — kanclerz ludowy.
Nie był to pierwszy raz, kiedy FPÖ użyła terminu zapoczątkowanego przez nazistów – po raz pierwszy zastosowano go do Adolfa Hitlera w 1933 roku.
Po wejściu na scenę Kickl poskarżył się na Kanzler systemowy (kanclerz systemu) i Medycyna systemowa (media systemu), zapożyczając od tego, co dziennikarz Ronald Pohl nazwał kiedyś „nazistowskim żargonem”. Oświadczył, że austriacki kanclerz Karl Nehammer jest „chodzącym trupem” i powiedział, że ma „listę osób poszukiwanych” ministrów odpowiedzialnych za politykę kraju w sprawie Covid-19. Pod rządami FPÖ Austria stałaby się „twierdzą”. „Nie będziemy już przyjmować żadnych wniosków o azyl” – oświadczył drobny przywódca w okularach.
„Węgry są dla mnie wzorem do naśladowania” – powiedział Kickl wiernym partii, aby nie było żadnych wątpliwości co do wizji FPÖ wobec Austrii. Jego przemówienie było hiperboliczne, złośliwe i złowieszcze. Miała w sobie brzemienną energię partii, która stawia czoła niewielkiemu znaczącemu oporowi, dążąc do zwycięstwa w tegorocznych wyborach parlamentarnych, a wraz z nimi powrotu do władzy.
Austria lunatykuje w stronę zwycięstwa skrajnej prawicy.
Dopiero w połowie listopada 2022 roku FPÖ po raz pierwszy wyprzedziła Socjaldemokratyczną Partię Austrii (SPÖ) i objęła prowadzenie w sondażach. A w październiku ubiegłego roku skrajna prawica regularnie osiągała w sondażach 30 procent. Biorąc pod uwagę, że FPÖ spadła na czwarte miejsce z zaledwie 11 procentami poparcia elektoratu podczas pierwszej fali Covid-19, posiniaczona skandalem, podziałami i porażką wyborczą, zmiana ta nastąpiła szybciej niż partia – nie mówiąc już o kraju — pomyślałem, że to możliwe.
FPÖ skorzystała na specyficznych okolicznościach politycznych, które pozwoliły jej na zbudowanie silnej koalicji wyborców poprzez zajmowanie szeregu upartych stanowisk mniejszości. Zaczęło się to podczas pandemii, kiedy partia sprzeciwiła się środkom zaradczym przeciwko Covid-19 i zajęła sceptyczne stanowisko w sprawie szczepionek. Kiedy zatem niewprowadzenie przez rząd mandatu dotyczącego szczepionek zimą 2021–2022 wywołało protesty, FPÖ była w stanie to wykorzystać.
Ale to nie wszystko. Od tego czasu FPÖ do swojej kadry sceptyków Covid-19 dodała także tych, którzy sprzeciwiają się europejskiemu wsparciu dla Ukrainy po inwazji Rosji, wykorzystując uzasadnienie austriackiej neutralności do przyjęcia de facto prorosyjskiego stanowiska. W swoim noworocznym przemówieniu Kickl zapowiedział wykorzystanie weta Austrii do zablokowania europejskiego finansowania Ukrainy, jej przystąpienia do Unii Europejskiej, a także „szkodliwych” sankcji wobec Rosji.
Ostateczny impuls partii nastąpił wówczas dzięki ponownemu pojawieniu się nielegalnej migracji jako kwestii politycznej, a także europejskiemu kryzysowi energetycznemu i inflacyjnemu wywołanemu wojną rosyjsko-ukraińską. W 2022 r. w Austrii złożono 112 272 wniosków o azyl – to więcej niż w szczytowym momencie kryzysu migracyjnego w 2015 r. W styczniu 2023 r. inflacja rok do roku osiągnęła najwyższy poziom 11,2% i pozostaje powyżej średniej dla strefy euro. Ceny gazu ziemnego wzrosły w pierwszej połowie 2023 r. o 103 proc. w porównaniu z tym samym okresem rok wcześniej.
Głównym zmartwieniem przeciwników FPÖ jest to, że warunki gospodarcze i polityczne nie wykazują oznak poprawy. Gospodarka pozostaje powolna. PKB spadł o 0,5 procent w 2023 r. i przewiduje się, że w tym roku wzrośnie jedynie o 1 procent. Tymczasem wysiłki rządu mające na celu złagodzenie inflacji za pomocą jednorazowych płatności gotówkowych i ograniczenia cen energii dla gospodarstw domowych nie przebiły się wśród wyborców.
Tym samym konserwatywna Austriacka Partia Ludowa (ÖVP) Nehammera znajduje się obecnie w podwójnej sytuacji. Jest obciążona dziedzictwem byłego kanclerza Sebastiana Kurza na stanowisku lidera partii: szeregiem zarzutów o korupcję, które są obecnie przedmiotem dochodzenia. Ale jednocześnie bez Kurza partia straciła to, co zapewniło jej dwa kolejne zwycięstwa wyborcze. Jej próby naśladowania FPÖ, szczególnie w kwestii imigracji, nie przynoszą już skutku przy urnach wyborczych.
Na drugim końcu politycznego spektrum, choć wydaje się, że pod rządami nowego lidera Andreasa Bablera losy SPÖ ustabilizowały się, wyniki sondaży tej partii nie są obecnie lepsze niż przed zawziętym procesem przeprowadzania konkursu na przywództwo – który zakończył się wstyd, gdy w wyniku błędnego liczenia ogłoszono niewłaściwego zwycięzcę.
Co więcej, wymarzona koalicja Bablera – lewicowo-liberalny sojusz z udziałem austriackich Zielonych i liberalnej partii NEOS – jest fantazją. Poza tym lewicowy blok może zostać jeszcze bardziej podzielony za sprawą żartobliwego Beer Party. 18 stycznia na konferencji prasowej jej lider Dominik Wlazny — lepiej znany pod pseudonimem Marco Pogo — ogłosił, że jego partia zamierza kandydować, jeśli partia zdobędzie wystarczającą liczbę nowych członków i wsparcie finansowe. SPÖ i Zieloni mają już jednego pretendenta pod postacią Partii Komunistycznej – z pewnością nie potrzebują kolejnego.
Krótko mówiąc, rząd jest niepopularny, a opozycji kończy się czas, aby się otrząsnąć. Gospodarka jest słaba, a bezpośrednie perspektywy kraju są ponure. Austria zmierza w ten sposób ku zwycięstwu skrajnej prawicy w nadchodzących wyborach parlamentarnych. A jeśli ÖVP zgodzi się na wejście w koalicję z FPÖ – tak jak to miało miejsce w latach 2000 i 2017 – to partia ponownie wróci do władzy.
W dwóch poprzednich wyborach w Austrii było to pojedyncze wydarzenie, które radykalnie zmieniło dynamikę każdej rasy. W 2017 r. to zamach stanu Kurza spowodował, że przejął ÖVP i wysadził w powietrze jej koalicję ze SPÖ. W 2019 r. była to afera na Ibizie, kiedy ówczesny przywódca FPÖ i wicekanclerz Heinz-Christian Strache został nagrany na taśmie, gdy oferował kontrakty rządowe kobiecie, którą uważał za krewną rosyjskiego oligarchy.
Aby uniknąć tragicznego wyniku wyborów, Austria rozpaczliwie potrzebuje teraz kolejnego deus ex machina.