Lekcje geografii na islandzkim lodowcu i zajęcia plastyczne w Amsterdamie: Jak to jest „kształcić świat” swoje dziecko.
Wybór szkoły domowej dla mojego syna nie był łatwą decyzją.
Ma dopiero siedem lat, ale czy naprawdę będę w stanie zapewnić mu edukację, której potrzebuje? Czy straci podstawowe umiejętności życiowe, jeśli nie nauczy się poruszać w tłumie dzieci na placu zabaw lub nie pokona tremy podczas swojego pierwszego szkolnego przedstawienia?
To wszystko są bardzo realne pytania, które gnębiły mnie przez wiele miesięcy, gdy zmagałem się z decyzją.
Jednak neuroróżnorodność mojego syna oznaczała, że większość czasu na zabawę spędzał stojąc samotnie przy płocie. Poczuł się prześladowany i niezrozumiany. A jego niezwykle ostra zdolność skupiania się na często nieco niejasnych rzeczach, które kocha, została zmarnowana, gdy z bólu walczył o to, by siedzieć spokojnie i zwracać uwagę na zajęciach, które go nie interesowały.
Tak więc w lutym tego roku zaryzykowałam i po raz ostatni odebrałam go spod bram szkoły. Ale mając na uwadze jedną rzecz, która nie mieści się w zwykłym zakresie edukacji domowej: chodziliśmy do „światowej szkoły”.
Czym jest edukacja światowa?
Edukacja domowa obejmuje edukację dzieci w domu, a nie w „tradycyjnym” środowisku instytucjonalnym, takim jak szkoła.
W ostatnich latach w Wielkiej Brytanii gwałtownie wzrosła liczba uczniów uczących się w domu.
Szacuje się, że w 2013 r. ponad 24 800 dzieci uczyło się w domu. Z najnowszych danych opublikowanych przez Departament Edukacji wynika, że według szacunków latem 2023 r. w samej Anglii około 97 600 dzieci korzystało z edukacji domowej w ramach zajęć fakultatywnych.
Nauczanie światowe działa w podobny sposób jak nauczanie domowe, z tą różnicą, że świadomie używasz świata jako swojej klasy.
Oznacza to naukę geografii poprzez wejście na lodowiec na Islandii, studiowanie sztuki poprzez wizytę w muzeum Van Gogha w Amsterdamie i odkrywanie znaczenia różnorodności biologicznej na Azorach. To nauka poprzez praktyczne, wciągające doświadczenie, a nie z książek i ekranów.
Nie można zaprzeczyć, że jest to uprzywilejowany sposób życia. To kosztuje czas i pieniądze. Dla nas oznacza to poświęcenia gdzie indziej – sprzedaż samochodu, oszczędzanie przez cały miesiąc i ograniczanie naszych wyjazdów do sporadycznych, niedrogich miejsc docelowych, koncentrując się na obszarach blisko domu.
Ponieważ jednak i tak płaciliśmy za szkołę mojego syna, aby zaspokoić jego wyższe potrzeby, a ja i mój partner pracujemy w domu, wymaga to jedynie odrobiny starannego planowania.
Wycieczka na Islandię zainspirowała nas do światowej szkoły
Nasz pomysł na szkołę światową zrodził się z zeszłorocznej wycieczki na Islandię, kiedy weszliśmy na lodowiec, zgłębialiśmy historię Wikingów i jedliśmy tradycyjne potrawy.
Inspiracja, jaką wywołało to u mojego wówczas pięciolatka, była czymś, czego nigdy wcześniej nie widziałam. I miało to sens – skoro tworzymy najcenniejsze wspomnienia, dlaczego nie uczynić tego również momentem na naukę?
W końcu ile tak naprawdę pamiętamy z nauki w szkole jako dorośli? Z pewnością nie zapamiętałem zbyt wiele, a wiele z tego, co pamiętam, pochodzi z wycieczek szkolnych.
Zdecydowaliśmy się więc wyruszyć w naszą pierwszą podróż: sześciodniowe zwiedzanie Holandii, a ceny lotów w „okresie semestralnym” były znacznie niższe.
Światowa przygoda szkolna w Holandii
Zaczynając od Hagi, znanej jako Międzynarodowe Miasto Pokoju i Sprawiedliwości, rozpoczęliśmy nieoczekiwaną przygodę skupioną na sztuce.
Dołączył do nas niezwykły przewodnik po mieście, Remco Dörr, który oprowadził nas po wystawie „Escher in the Palace” i polecił nam obejrzeć światowej sławy arcydzieła znajdujące się w kultowym Mauritshuis.
Wiedział wszystko o swoim ukochanym rodzinnym mieście, od bogatej historii popularnych atrakcji turystycznych po najlepsze miejsca, w których można spróbować lokalnych potraw (ciasto Haagse Hopjes bez wątpienia pozostanie ulubionym smakoszem mojego syna na całe życie). Jego wielka miłość do tego miejsca była zaraźliwa.
Stamtąd pojechaliśmy pociągiem (i wieloma tramwajami) do Utrechtu. Wiedząc, że podczas naszej podróży uczyliśmy się na całym świecie, hotel Moxy, w którym mieliśmy rezerwację, skontaktował się z nami z wyprzedzeniem, aby zapytać o zainteresowania mojego syna, aby mogli coś dla niego zorganizować. Po przyjeździe zostaliśmy przywitani fantastyczną grą polegającą na rozwiązywaniu problemów, w której musiał dowiedzieć się, gdzie zostały ukryte wszystkie laminowane zdjęcia postaci Pokemonów.
Odwiedziliśmy Muzeum Nijntje (lub Miffy), aby poznać nowych przyjaciół i podziwiać światowej sławy dzieła sztuki skupiające się na dzieciach, stworzone przez Dicka Brunę. Muzeum to zostało zaprojektowane w oparciu o założenie, że „ludzie funkcjonują zgodnie ze swoją pamięcią i im szybciej zaczniemy zapełniać nasz„ skarbiec pamięci ”, tym lepiej możemy wyrosnąć na zrównoważonych, społecznych i niezależnych ludzi”.
Każda sala wyposażona jest w interaktywne wyświetlacze analogowe, mechaniczne i sensoryczne, wybrane tak, aby zapewnić autentyczne doświadczenia w odkrywaniu kultury i zachęcić dzieci do podążania za własną ciekawością poprzez zabawę.
Każdy posiłek jest okazją do nauki
Oprócz naleśników, stroopwafli i krokietów, surowe ostrygi są specjalnością Holandii.
Od września do kwietnia to najlepszy czas na zbieranie ostryg i chociaż nie udało nam się dotrzeć do słynnej wioski rybackiej w pobliskiej Zelandii, zatrzymaliśmy się w The Seafood Bar, aby ich spróbować.
Tutaj dowiedzieliśmy się kilku zabawnych faktów na temat ostryg. Czy wiesz, że mogą dorastać do 40 cm długości? Mój syn, zwykle wybredny, połknął dwa, zachęcony nowym, pełnym przygód stylem życia.
Wracając do Amsterdamu, zatrzymaliśmy się na noc w przepięknym historycznym ogrodzie Nardinclant w mniej znanym wiejskim miasteczku Laren.
Podążaliśmy szlakami sztuki i zatrzymaliśmy się przy ukrytym klejnocie, muzeum Singera, gdzie mój syn zapoznał się z twórczością Pieta Mondriana i „neoplastyzmem”, poszerzając i tak już imponujące słownictwo artystyczne, którego teraz będzie z radością używać powiedzieć, że jego ulubione style to „surrealizm” i „abstrakcyjny”.
I oczywiście żadna wycieczka artystyczna po Holandii nie byłaby kompletna bez wycieczki do muzeum Van Gogha, gdzie wpadliśmy, aby obejrzeć między innymi kultowe „Słoneczniki” i „Głę szkieletu z płonącym papierosem”. Napisaliśmy pocztówkę, którą kupiliśmy w sklepie z pamiątkami, aby wysłać ją do domu, jako naszą dzisiejszą lekcję czytania i pisania.
Wyzwania szkolnictwa światowego
Jak możesz sobie wyobrazić, światowe nauczanie nie jest takie proste. Było wiele skarg na nudę i bolące nogi, gdy spieszyliśmy się z miejsca na miejsce, próbując jak najlepiej wykorzystać czas poza domem.
Było zbyt wiele przespanych nocy, dużo rozmów o chęci powrotu do domu i oczywiście obciążone konto bankowe. Jeśli myślisz o wyjeździe do Holandii, zdecydowanie zaopatrz się w kartę muzealną, ponieważ jest wiele do zwiedzania, a ceny biletów sumują się.
Nie można zaprzeczyć, że musimy się wiele nauczyć, zwłaszcza gdy mój syn jest jeszcze bardzo młody. Wiem jednak, że podczas tej podróży wszyscy nauczyliśmy się rzeczy, których po prostu nie da się osiągnąć na zajęciach, a inspiracja płynąca z całej zdobytej wiedzy wróciła wraz z nami do domu.
W tej chwili lekcje w naszym salonie skupiają się na odtwarzaniu niektórych dzieł sztuki, które widzieliśmy, dalszej nauce języka niderlandzkiego, pisaniu wierszy inspirowanych naszymi podróżami i ćwiczeniu matematyki poprzez założenie własnego sklepu z udawanymi dziełami sztuki z obrazami, które jesteśmy tworzenie.
Nie wszystko będzie wiecznie skupione na sztuce, właściwie wszystko prawdopodobnie się zmieni do przyszłego tygodnia, ale na tym właśnie polega radość światowego nauczania – to nasza rzeczywista interakcja ze światem doprowadziła nas do tego niezwykle różnorodnego i intelektualnego projektu. Nic z tego nie było zaplanowane, ale wyszło doskonale. A co najważniejsze, sprawia to wrażenie zabawy, łatwej i przyjemnej.
Już myślimy o kolejnym wyjeździe, choć najpierw trzeba będzie trochę odłożyć. Nie jest to najłatwiejsza ścieżka, jaką wybraliśmy i być może nie uda nam się tego zrobić przez całą drogę edukacyjną mojego syna, ale w tej chwili wydaje mi się, że była to najlepsza decyzja, jaką mogliśmy podjąć. Każdy dzień jest dniem szkolnym!