Charków to jedno z miast Ukrainy eliminujących ślady sowieckiej przeszłości kraju poprzez usuwanie rosyjskiej sztuki, symboli, książek i języka.
Niewiele miast na Ukrainie podejmuje taki wysiłek, jak Charków, miasto o rosyjskojęzycznej tradycji, aby wymazać swoją przeszłość.
Zmieniono nazwy setek ulic o sowieckich nazwach, dziesiątki pomników zburzono, a na półkach niezliczone książki napisane w języku ukraińskim zastąpiły rosyjskie.
„Te książki działają na człowieka terapeutycznie” – wyjaśnia historyk i wydawca książek Oleksandr Savchuk. „To znaczy, że człowiek wydaje się być chroniony, czytając, że faktycznie istnieje ukraińska kultura, istnieje ukraińska sztuka, istnieje państwo ukraińskie, a wśród Ukraińców są wybitni artyści, malarze, architekci, rzeźbiarze i osoby publiczne. Wszyscy w tym chodzi o nas. Chodzi o zdobycie tożsamości. Dlatego ludzie kupują te książki.
Inwazja Rosji na pełną skalę skłoniła wielu obywateli do przejścia na język ukraiński.
„Kiedy powiedziałem coś po rosyjsku (na początku najazdu), poczułem nieprzyjemny smak w ustach, jakbym zjadł coś zgniłego” – opowiadał artysta i pedagog Mykoła Kołomiets.
Natalya Denisova jest dyrektorem artystycznym i twórczynią lalek w Charkowskim Państwowym Akademickim Teatrze Lalek. Przyznaje, że po 18 miesiącach wojny trudno o spokojną debatę na temat używania języka okupanta, ale nie jest zwolenniczką jego wymazywania:
„Ludzie żyli z tym językiem. Czasem był on mocno narzucany. Tak się składało, że chcąc lub nie chcąc, ludzie mówili głównie po rosyjsku. A jeśli powiemy, że stało się to na siłę, że język rosyjski został tu narzucony, to wątpię, czy powinniśmy wymusić to. Wtedy nie różnimy się od siebie.
Napędzana rosyjskimi bombami i władzami ukraińskimi wojna przyspieszyła proces derusyfikacji, który rozpoczął się po upadku Związku Radzieckiego.