Aborcje są na Węgrzech legalne, ale upokarzające traktowanie i listy oczekujących skłaniają kobiety do przerywania ciąży poza granicami kraju, powiedziały TylkoGliwice kobiety i eksperci. Ich głównym celem jest Austria.
„Byłam pewna, że nie chcę przechodzić przez tę procedurę na Węgrzech” — mówi 32-letnia Adri, która poprosiła o identyfikację tylko po imieniu. Mieszka w aglomeracji Budapesztu, pracuje jako life coach i samotnie wychowuje syna. Dwa lata temu ponownie zaszła w ciążę i zdecydowała się na aborcję.
Chirurgiczne aborcje są legalne na Węgrzech do 12. tygodnia, ale kobiety muszą uczestniczyć w dwóch obowiązkowych spotkaniach ze służbą państwową. Pierwszym z nich jest poinformowanie ich o innych możliwościach, w tym adopcji, wyjaśniła Réka Lebedi, prawniczka Węgierskiej Unii Swobód Obywatelskich (TASZ), organizacji pozarządowej zajmującej się prawami człowieka. Celem drugiego jest poinformowanie ich o niebezpieczeństwach związanych z operacją.
Według Lebedi z tymi konsultacjami wynikają dwa problemy: „Te służby ochrony rodzin są niezwykle zajęte”, powiedziała, co może prowadzić do tego, że kobietom zabraknie czasu. „A dzięki naszym partnerom wiemy, że intonacja podczas tych porad może być poniżająca w stosunku do kobiet”.
Adri, która, jak sama mówi, podczas rozwodu doświadczała systematycznych nadużyć, „nie chciała narażać się na dalsze nadużycia”. Zarezerwowała więc wizytę w austriackiej klinice, którą poleciła jej przyjaciółka.
Dziesięć do 15 kobiet tygodniowo
„Na Węgrzech nie ma prawa, które wyraźnie zabraniałoby podróżowania w celu (aborcji)” – powiedział Lebedi.
Christian Fiala, ginekolog z kliniki Gynmed w Wiedniu, mówi, że co tydzień w placówce dokonuje się aborcji 10-15 węgierskich kobiet. Gynmed to tylko jedna z wielu klinik, które pojawiają się na pierwszej stronie wyszukiwania Google. Podobna liczba kobiet uczęszcza do Women and Health, inna klinika, Alexandra Kovács, przedstawicielka obsługi klienta, powiedziała TylkoGliwice.
Women and Health ma również stronę internetową w języku węgierskim, rosyjskim i polskim. Kovács, Niemiec pochodzenia węgierskiego mieszkający obecnie w Wiedniu, zajmuje się węgierskimi klientami i rozmawiał z setkami kobiet, czasem z trzema dziennie.
„Wielu wybiera nas od razu, ponieważ nie chcą nawet przejść przez (system węgierski)” – powiedziała. I to pomimo ceny.
W tych klinikach koszt aborcji wynosi od 500 do 600 euro, z wyłączeniem podróży, co stanowi połowę średniego miesięcznego wynagrodzenia na Węgrzech. Aborcja na Węgrzech kosztuje 100 euro.
Powolne ograniczanie praw
W ciągu ostatniej dekady uchwalono wiele ustaw, które ograniczają dostęp do aborcji na Węgrzech.
W 2012 r. zmieniono konstytucję, wprowadzając paragraf, zgodnie z którym „życie płodowe musi być chronione od poczęcia”, co zostało wykorzystane do podważenia praw kobiet.
We wrześniu ubiegłego roku nacjonalistyczna partia premiera Viktora Orbána, Fidesz, jeszcze bardziej ograniczyła prawa do aborcji, wprowadzając „ustawę o biciu serca”, zobowiązującą kobiety do słuchania tętna generowanego przez monitor ultrasonograficzny, mylnie nazwanego biciem serca płodu, przed podjęciem decyzji o aborcji.
Mimo to liczba aborcji przeprowadzanych od września wzrosła w niektórych regionach nawet o 15%.
Według Fiali „wysoce nieetyczna” praktyka polegająca na zmuszaniu kobiety do słuchania bicia serca nie jest niczym nowym, mimo że została prawnie zatwierdzona w zeszłym roku.
„Przez wiele lat irytowały mnie historie kobiet, które opowiadały mi, że ich lekarze kazali im słuchać tak zwanego bicia serca” – powiedzieli TylkoGliwice wiedeńscy lekarze.
Emily, mieszkająca w Budapeszcie profesjonalistka, która poprosiła o zachowanie anonimowości, miała 24 lata, kiedy dokonała aborcji, zaledwie kilka dni przed przyjęciem przez węgierski parlament kontrowersyjnej ustawy.
O ciąży dowiedziała się w piątym tygodniu. Lekarz w prywatnej klinice kazał jej przyjść za dwa tygodnie i posłuchać bicia serca, mówi Emily. „Nawet nie zapytała, czy to było planowane”.
Dzwoniąc do służb ochrony rodziny, powiedziano jej, że będzie musiała czekać ponad miesiąc na aborcję ze względu na długą listę oczekujących. Zdecydowała się więc na klinikę w Wiedniu, którą znalazła w wyszukiwarce Google.
Emily, podobnie jak Adri, zdecydowała się na aborcję medyczną, legalną w Austrii do dziewiątego tygodnia ciąży i wykonywaną w większości krajów europejskich od początku XXI wieku.
Na Węgrzech ta praktyka jest nielegalna od 2012 roku. Dozwolone są tylko aborcje chirurgiczne, pomimo poważnego braku lekarzy w kraju, co skutkuje zamykaniem oddziałów szpitalnych, w tym oddziałów położniczych, w całym kraju i długimi listami oczekujących.
Fiala powiedział, że była to „decyzja polityczna”.
„Wszystkie kraje Europy Zachodniej uważają to za bardzo dobre i bezpieczne leczenie. Ale (Viktor Orbán) chce zmusić kobiety do rodzenia jak największej liczby dzieci” – powiedział.
Porównanie międzynarodowe
Zgodnie z niedawnym raportem Centrum Praw Reprodukcyjnych, system aborcji dotyka również uchodźców mieszkających na Węgrzech.
Raport globalnej organizacji wspierającej podkreśla, że wiele Ukrainek, które uciekły przed wojną i osiedliły się na Węgrzech lub w Polsce, nie ma innego wyjścia, jak tylko „wrócić na Ukrainę w celu przeprowadzenia aborcji”, aby móc zamówić „leki aborcyjne online z usług telemedycznych”. W przeciwnym razie muszą podróżować do innych krajów europejskich, aby szukać opieki.
W Polsce antyaborcyjne działania konserwatywnej, populistycznej partii Prawo i Sprawiedliwość (PiS) wprowadzone na początku 2021 r. zakazały przerywania ciąży nawet w przypadku ciąż z wadami płodu. Ten de facto zakaz aborcji wywołał masowe protesty w Polsce i Europie.
„Węgierskie przepisy dotyczące legalnej aborcji są w porządku w porównaniu z (tym). Przynajmniej na papierze. Ale sposób, w jaki są one wdrażane w praktyce, jest całkowicie błędny” – powiedziała TylkoGliwice Krisztina Les, pracownica socjalna w Patent, węgierskiej organizacji zajmującej się prawami kobiet.
Les mówi, że Patent z siedzibą w Budapeszcie pomaga miesięcznie 35-40 ukraińskim kobietom w dostępie do aborcji i innych usług związanych ze zdrowiem seksualnym i reprodukcyjnym.
„W porównaniu z Europą Zachodnią sytuacja na Węgrzech jest kłopotliwa” – mówi Les. Gdyby mogli, zaprzestaliby praktyki obowiązkowych konsultacji, ale boją się prosić o cokolwiek.
„Ze względu na ciągłą komunikację obecnego rządu możemy sobie tylko wyobrazić zaostrzenie przepisów”.