Po dwóch latach wiemy, że jeśli Rosji się uda, znajdziemy się w świecie, który będzie niebezpieczny dla wszystkich bez wyjątku – pisze Oleksandra Matwiczuk.
Nie wiem, jak w przyszłości historycy będą nazywać ten okres historyczny. Ale tak się składa, że żyjemy w dość trudnych czasach.
Porządek świata, oparty na Karcie ONZ i prawie międzynarodowym, wali się na naszych oczach.
Międzynarodowy system pokoju i bezpieczeństwa ustanowiony po II wojnie światowej zapewniał niektórym krajom nieuzasadnione odpusty. Wcześniej nie radziła sobie dobrze z globalnymi wyzwaniami, teraz blokuje i reprodukuje ruchy rytualne.
Praca Rady Bezpieczeństwa ONZ jest sparaliżowana. Weszliśmy w bardzo niestabilny okres w historii, a teraz w różnych częściach świata pożary będą pojawiać się coraz częściej, ponieważ światowe okablowanie jest wadliwe i wszędzie pojawiają się iskry.
Konflikt tego, co czyni nas ludźmi
Samuel Huntington przewidział, że między różnymi cywilizacjami pojawią się nowe globalne konflikty.
Mieszkam w Kijowie i moje rodzinne miasto, podobnie jak tysiące innych ukraińskich miast, jest ostrzeliwane nie tylko przez rosyjskie rakiety, ale także irańskie drony.
Chiny pomagają Rosji obchodzić sankcje i importować technologie niezbędne do prowadzenia działań wojennych. Korea Północna wysłała Rosji ponad milion pocisków artyleryjskich. Syria głosuje na Zgromadzeniu Ogólnym ONZ, wspierając Rosję.
Mamy do czynienia z utworzeniem całego bloku autorytarnego. Chociaż Rosja, Iran, Chiny, Syria i Korea Północna to „różne cywilizacje”, według poglądów Huntingtona, stanowią one kluczową wspólną cechę.
Wszystkie te reżimy, które przejęły władzę w swoich krajach, mają takie samo pojęcie o tym, czym jest istota ludzka. Dlatego nie jest to konflikt cywilizacji. Jest to konflikt tego, co czyni nas ludźmi.
Przywódcy autorytarni uważają ludzi za obiekty kontroli i odmawiają im praw i wolności.
Demokracje uważają człowieka, jego prawa i wolności za najwyższą wartość. Nie ma możliwości negocjowania tej kwestii.
Istnienie wolnego świata zawsze grozi dyktaturom utratą władzy. Dzieje się tak dlatego, że istoty ludzkie mają wrodzoną potrzebę wolności.
Dlatego też, gdy mówimy o wojnie Rosji z Ukrainą, nie mówimy o wojnie między dwoma państwami. To wojna pomiędzy dwoma systemami – autorytaryzmem i demokracją.
Jeśli Rosji się uda, będziemy żyć w świecie niebezpiecznym dla wszystkich
Rosja chce przekonać cały świat, że wolność, demokracja, prawa człowieka i praworządność to wartości fałszywe, bo w czasie wojny nikogo nie chronią.
Rosja chce przekonać, że państwo posiadające potężny potencjał militarny i broń nuklearną jest w stanie złamać porządek światowy, narzucić społeczności międzynarodowej swoje zasady, a nawet siłą zmienić uznane na arenie międzynarodowej granice.
Jeśli Rosja odniesie sukces, będzie zachęcać autorytarnych przywódców w różnych częściach świata, aby zrobili to samo. Międzynarodowy system pokoju i bezpieczeństwa nie chroni już ludzi.
Rządy demokratyczne będą zmuszone inwestować pieniądze nie w edukację, opiekę zdrowotną, kulturę czy rozwój biznesu, nie w rozwiązywanie problemów globalnych, takich jak zmiany klimatyczne czy nierówności społeczne, ale w broń.
Będziemy świadkami wzrostu liczby państw nuklearnych, pojawienia się armii robotów i nowej broni masowego rażenia.
Jeśli Rosji się uda i ten scenariusz się spełni, znajdziemy się w świecie, który będzie niebezpieczny dla wszystkich bez wyjątku.
To nie postprawda, to postwiedza
Intelektualiści publiczni twierdzą, że żyjemy w epoce postprawdy. Jeśli chodzi o mnie, żyjemy w epoce postwiedzy.
Osoby mające dostęp do Google’a, które w ciągu sekundy mogą znaleźć przepis na aspirynę, zapominają, że nie czyni to z nich chemików. Ludzie na całym świecie wymagają szybkich i prostych rozwiązań.
Być może w spokojniejszych czasach byłoby nas na to stać. Katar można leczyć przysiadami, a przynajmniej nie zaszkodzi to ciału. Jeśli jednak mamy już do czynienia z chorobą nowotworową, cena takich prostych rozwiązań i faktyczne opóźnienia w terapii będą wysokie.
Problemem nie jest tylko to, że przestrzeń wolności w krajach autorytarnych zawęziła się do rozmiarów celi więziennej. Problem w tym, że nawet w rozwiniętych demokracjach przybierają na sile siły kwestionujące Powszechną Deklarację Praw Człowieka.
Istnieją ku temu powody. Następne pokolenia zastąpiły te, które przetrwały II wojnę światową. Odziedziczyli demokrację po swoich rodzicach.
Zaczęli uważać prawa i wolności za coś oczywistego. Stali się konsumentami wartości. Wolność postrzegają jako wybór pomiędzy serami w supermarkecie.
W istocie są gotowi zamienić wolność na korzyści ekonomiczne, obietnice bezpieczeństwa lub komfortu osobistego.
Prawda jest jednak taka, że wolność jest bardzo krucha. Prawa człowieka nie są osiągane raz na zawsze. Każdego dnia dokonujemy własnych wyborów.
Wojna wróciła do domu dawno temu
W takich niespokojnych czasach wymagane jest przywództwo oparte na odpowiedzialności. Globalnych wyzwań nie da się rozwiązać indywidualnie ani samodzielnie.
Wysiłki twórców wspólnego projektu europejskiego miały na celu przezwyciężenie historii wojen. Jednak stabilny rozwój i pokój w regionie nie są możliwe, dopóki część Europy krwawi.
Ludzie zaczynają rozumieć, że wojna trwa, dopiero gdy bomby spadają na ich głowy, ale wojna ma inny wymiar niż militarny: jest wojną gospodarczą, wojną informacyjną, wojną wartości.
Niezależnie od tego, czy mamy dość odwagi, aby się do tego przyznać, czy nie, ta wojna już dawno przekroczyła granice Unii Europejskiej.
Ponieważ żyjemy w bardzo połączonym świecie. I tylko postęp wolności czyni ten świat bezpieczniejszym.