O nas
Kontakt

Europoglądy. Zbliżając się do wyborów prezydenckich, Ameryka jest wściekła i zaniepokojona

Laura Kowalczyk

Republican presidential candidate former President Donald Trump speaks at a caucus night party in Des Moines, Iowa, January 2024

Donald Trump pewnie prowadzi w wahadłowych stanach, ale listopadowe wybory prezydenckie nadal stoją przed poważnymi wyzwaniami, pisze John McLaughlin.

W stanach wahadłowych przewaga Donalda Trumpa wynosi obecnie pięć punktów procentowych: 48% głosowałoby na niego, a 43% na Joe Bidena.

Jeśli na kartach do głosowania znajdzie się także były Demokrata, obecnie kandydujący jako niezależny kandydat Robert F. Kennedy Jr., przewaga Trumpa jest jeszcze większa i sięga ośmiu punktów: 42% popiera Trumpa, 34% popiera Bidena i 11% Kennedy’ego.

Jednak dzień, w którym trzeba będzie podjąć decyzję, jest jeszcze odległy.

Co mówią liczby?

Firma McLaughlin & Associates przeprowadziła ankietę wśród 1600 prawdopodobnych wyborców w wyborach powszechnych w 17 stanach, na których toczyły się walki wyborcze, w dniach 16–21 stycznia.

Ustaliliśmy, że zdecydowana większość amerykańskich wyborców – 73% – uważa, że ​​sprawy w kraju zmierzają w złym kierunku, podczas gdy tylko 27% uważa, że ​​wszystko idzie dobrze.

Jest to szczególnie prawdziwe w odniesieniu do gospodarki: połowa osób żyjących w wahadłowych stanach stwierdziła, że ​​ich życie pogorszyło się od czasu objęcia urzędu prezydenta przez Joe Bidena, 33% stwierdziło, że ich sytuacja nie uległa zmianie po przyjęciu do kraju, a tylko 17% stwierdziło, że ich poziom życia poprawiło się.

Obecnie 45% wyborców myśli o stanie kraju odczuwa złość lub rozczarowanie, a 41% odczuwa niepokój lub strach. Od ubiegłego roku ich udział wzrósł o sześć punktów procentowych. Tylko 14% czuje dumę, a ich udział spadł od 2023 roku o cztery punkty.

Eksplozja inflacji, wynikająca z niej niepewność gospodarcza, niekontrolowana nielegalna imigracja, pogorszenie bezpieczeństwa publicznego w amerykańskich miastach czy znaczny wzrost liczby i ryzyka konfliktów zbrojnych szalejących na świecie – wszystko to zwiększa niepokoje i obawy wyborców.

Ówczesny prezydent Donald Trump przemawia podczas wiecu, w którym protestuje przeciwko certyfikacji Kolegium Elektorów zwycięstwa Joe Bidena w wyścigu prezydenckim w 2020 r., w Waszyngtonie, styczeń 2021 r.
Ówczesny prezydent Donald Trump przemawia podczas wiecu, w którym protestuje przeciwko certyfikacji Kolegium Elektorów zwycięstwa Joe Bidena w wyścigu prezydenckim w 2020 r., w Waszyngtonie, styczeń 2021 r.

Ze szczegółów badania wynika także, że Donald Trump jest dziś „przywódcą gniewnych”.

Wśród tych, którzy odczuwają złość i rozczarowanie, przewaga Trumpa nad Bidenem wynosi blisko 30 punktów (w tej turze Trump uzyskał 60% głosów, a Biden zaledwie 31%).

Jednak wśród tych, którzy czują niepokój i strach, konkurencja jest znacznie bliżej: Biden prowadzi sześcioma punktami, 48/42. Jednak odsetek tej drugiej grupy wśród amerykańskich wyborców rośnie.

Sytuacja jest zrozumiała pod wieloma względami. Eksplozja inflacji, wynikająca z niej niepewność gospodarcza, niekontrolowana nielegalna imigracja, pogorszenie bezpieczeństwa publicznego w amerykańskich miastach czy znaczny wzrost liczby i ryzyka konfliktów zbrojnych szalejących na świecie – wszystko to zwiększa niepokoje i obawy wyborców.

Świat wydaje się coraz bardziej nieprzewidywalny. Żyjemy w niespokojnym i niepewnym wieku.

Pozyskanie umiarkowanych wyborców to droga do zwycięstwa

W miarę zbliżania się wyborów prezydenckich ci umiarkowani, pośrednicy, czyli wyborcy identyfikujący się jako niezależni, którzy poza tym nie są zainteresowani polityką, stają się coraz bardziej aktywni w sensie politycznym. Ale w tym przypadku ich opinia może mieć decydujące znaczenie.

W tym segmencie przeważają lęki i zmartwienia: 45% „umiarkowanych” wyborców martwi się stanem kraju, 39% odczuwa złość i niezadowolenie, a tylko 16% odczuwa dumę.

Mobilizując tych ze środka, tak zwanych „umiarkowanych” wyborców, można jeszcze bardziej zwiększyć odsetek i znaczenie tych, którzy szukają ochrony i bezpieczeństwa w coraz bardziej niepewnym świecie pod względem gospodarczym i politycznym.

Orbán wygrał wybory (na Węgrzech), ponieważ oprócz wściekłych wyborców prawicy zwrócił także uwagę na tych umiarkowanych, którzy byli zmartwieni, czuli się niepewni i obawiali się o przyszłość swoich rodzin.

Premier Węgier Viktor Orban ściska dłoń prezydentowi USA Joe Bidenowi przed zdjęciem grupowym na szczycie NATO w Wilnie, styczeń 2023 r.
Premier Węgier Viktor Orban ściska dłoń prezydentowi USA Joe Bidenowi przed zdjęciem grupowym na szczycie NATO w Wilnie, styczeń 2023 r.

Pozyskanie tych wyborców jest wyzwaniem politycznym zarówno dla Donalda Trumpa, jak i Joe Bidena.

Na przykład węgierski premier Viktor Orbán stanął przed podobnymi wyzwaniami w 2010 roku, przed swoją reelekcją.

Węgry odczuwały wówczas skutki wielkiego światowego kryzysu gospodarczego z 2008 roku, a wyborcy byli wściekli i zdesperowani.

Następnie kampania Orbána skupiała się na „wysłuchaniu, zobaczeniu i odczuciu obaw i obaw gospodarczych Węgrów”, a wyjściem było usunięcie rządzącego lewicowego rządu w celu osiągnięcia „silnych Węgier”.

Orbán wygrał wybory, ponieważ oprócz wściekłych wyborców prawicy zwrócił także uwagę na tych umiarkowanych, którzy byli zmartwieni, czuli się niepewni i obawiali się o przyszłość swoich rodzin.

Przed nami bitwa postaci

Wybory prezydenckie w Ameryce to zawsze walka charakterów.

Wyborcy w stanach na polach bitew postrzegają Joe Bidena jako słabego przywódcę. Według 74% jest słabym liderem. Uważany jest za zbyt starego i wielu kwestionuje jego zdrowie psychiczne (82% wyborców).

Nie można jednak zaprzeczyć, że wiele osób postrzega go jako swego rodzaju postać „dziadka, dziadka”, który wiele widział, doświadczył i rozumie. Rozumie tych, którzy się boją, boją się o przyszłość swojej rodziny i kraju.

Ci, którzy martwią się i niepokoją przyszłością, potrzebują silnego przywódcy, który użyje swojej mocy, aby ich chronić. Amerykańskie rodziny, ranne ptaszki, przyzwoici pracownicy – ​​kręgosłup Ameryki.

Prezydent USA Joe Biden gestykuluje do publiczności po przemówieniu podczas wydarzenia związanego z kampanią w North Las Vegas w stanie Nevada, luty 2024 r.
Prezydent USA Joe Biden gestykuluje do publiczności po przemówieniu podczas wydarzenia związanego z kampanią w North Las Vegas w stanie Nevada, luty 2024 r.

Jako przywódca „wściekłych Amerykanów” Donald Trump jest niezaprzeczalnie silny, charyzmatyczny i nie boi się walki. Ważne jest jednak dla kogo walczysz i dlaczego.

Można walczyć z Chinami, skorumpowaną biurokracją w Waszyngtonie, a nawet radykalną lewicą – to wszystko jest dalekie od codzienności wielu osób.

Można by też powiedzieć, że to wszystko jest po prostu „polityką o polityce”. Ci, którzy martwią się i niepokoją przyszłością, potrzebują silnego przywódcy, który użyje swojej mocy, aby ich chronić. Amerykańskie rodziny, ranne ptaszki, przyzwoici pracownicy – ​​kręgosłup Ameryki.

Jednak obecnie Trump jest zwolennikiem gniewu. W trakcie kampanii okaże się, czy uda mu się przemówić do tych, którzy boją się o przyszłość swoją lub swojej rodziny.

Nawet niemal równy wynik z Bidenem w tej grupie przechyliłby listopadowe wybory na korzyść Trumpa.

Powstanie silny lider?

Donald Trump potrzebuje teraz produktywnych walk, podczas których mógłby stanąć w obronie amerykańskich rodzin przed przestępczością, ryzykiem terroryzmu i handlem narkotykami przepływającymi przez otwarte granice, a jednocześnie zadbać o to, aby ci, którzy ciężko pracują, mogli zarobić na życie, a nie tylko skorumpowana elita w Waszyngtonie.

Jego walka polegałaby również na zapobieganiu utracie siły nabywczej dolara, przy jednoczesnym zapewnieniu, że domy będą mogły korzystać z energii po przystępnej cenie.

Są to zmagania, podczas których umiarkowani wyborcy mogą poczuć, że silny przywódca nie tylko pokonuje swoich przeciwników politycznych, ale jest dla nich przydatny, bo dla nich walczy, chroni ich i może zapewnić bezpieczeństwo.

Dla Trumpa walka z tak produktywnymi konfliktami może doprowadzić do kolejnego zwycięstwa w postaci pozyskania umiarkowanych wyborców.