Hans von der Brelie z TylkoGliwice podróżuje do Rumunii i na Ukrainę, aby na własne oczy zobaczyć gorączkowe próby wywiezienia ukraińskiego zboża z kraju.
Rosyjska blokada morska Morza Czarnego spowodowała chaos logistyczny na Ukrainie, czwartym co do wielkości producentem zboża na świecie. Konsekwencją jest to, że wiele krajów afrykańskich stoi teraz w obliczu bardzo realnej perspektywy głodu, podczas gdy wielu ukraińskich rolników nie ma pojęcia, co zrobią z tegorocznymi zbiorami, biorąc pod uwagę, że ich silosy są nadal pełne zeszłorocznych zbiorów.
Kiedy Ukraina i UE gorączkowo próbują znaleźć to, co dyplomaci nazywają „trasami alternatywnymi”, poszedłem zobaczyć na własne oczy, co się robi, aby przyspieszyć ukraiński eksport zboża i pszenicy.
Na celowniku Kremla
Reni na Ukrainie jest jednym z niewielu tego typu miejsc wciąż działających w kraju i pozostaje kluczowym węzłem eksportowym ukraińskiej kukurydzy, pszenicy i innych płodów rolnych.
Wjeżdżając do miasta portowego, mijałem dziesiątki piętrzących się worków z piaskiem i punktów kontrolnych. Istnieją tu duże obawy, że może stać się celem dla rosyjskich rakiet.
Na razie głównym problemem miasta pozostaje logistyka. Przestarzała metoda przeładunku zboża na barki z przybywających pociągów i ciężarówek sprawia, że władze portu nie są w stanie poradzić sobie z ilością przybywających produktów.
W rezultacie około 2000 ukraińskich kierowców ciężarówek utknęło tuż za Reni. Spotkałem dwóch z nich, Witalija i jego syna Bohdana.
„Rosja jest agresorem, oni są winni” – powiedział mi Bohdan, podczas gdy Witalij powiedział: „Rozładunek powinien być lepiej zorganizowany. Poradzimy sobie z czekaniem trzy dni, ale dwa tygodnie!? Jest tak gorąco! Brakuje wody i toalet.”
Również Roman, inny kierowca ciężarówki przewożący nasiona słonecznika z mocno łuskanego regionu Mikołajowa, również skrytykował powolne tempo rzeczy: „Problem wynika z opóźnień spowodowanych przez barki” – powiedział mi.
Po przybyciu do Galati w Rumunii zastałem robotników trudzących się w piekielnie gorących warunkach przy naprawie linii kolejowej — cennego połączenia, które po uruchomieniu może być na wagę złota. To dlatego, że jest to jedyne miejsce z Ukrainy i Mołdawii do UE, z szerokotorową linią kolejową.
Viorica Grecu, kierownik rumuńskiej kolei, powiedziała mi: „Tą linią można by wyeksportować miliony ton zboża”.
Port w Konstancy
Rumuński port Konstanca jest jednym z najstarszych na świecie. Mimo swojego wieku mieści się w nim prawdopodobnie najnowocześniejszy w Europie obiekt do przeładunku zboża.
Tutejsi urzędnicy ciężko pracują, aby dostarczyć jak najwięcej zboża z Ukrainy do reszty świata, ale Dan Dolghin, kierownik operacji zbożowych w porcie, powiedział mi, że muszą poczekać na przybycie nowego sprzętu, zanim będą mogli skalować… zwiększyć pojemność.
„Musimy zwiększyć prędkość przeładunków na granicy oraz prędkość rozładunku barek i pociągów w porcie w Konstancy. Do podwojenia przepustowości potrzebujemy maszyn, dźwigów, pchaczy, mówimy o 20 mln euro. Ale potrzebujemy co najmniej dwóch lub trzy miesiące na to – przez te dwa, trzy miesiące będziemy mieć wąskie gardło dla ukraińskich towarów”.
Części tego historycznego portu przypominają złomowisko. Rozglądając się, natrafiam na tory kolejowe z 1939 roku. Ale tu już zachodzą szybkie zmiany, wszędzie trwają prace remontowe i budowlane.
Rozpoczął się wyścig z czasem. W Konstancy, Galati, Reni i innych hubach Unia Europejska, Rumunia, Mołdawia i Ukraina mają wspólny cel: zbudować nowe szlaki wolnego handlu.