O nas
Kontakt

„Przy najmniejszym błędzie grożą kary”: frustracja rolników w UE rośnie w miarę narastania liczby dokumentów

Laura Kowalczyk

Bart Dochy stands in front of one of the fields at his family farm in Ledegem, Belgium.

Rolnicy mają wiele skarg – od niewystarczająco regulowanego taniego importu po apodyktyczne przepisy dotyczące ochrony środowiska – ale ogrom biurokracji wszystkich niemal natychmiast zniechęca.

Na farmie w północnej Belgii, niedaleko setek traktorów blokujących drugi co do wielkości port w Europie, żądających od rolników większego szacunku, Bart Dochy włączał komputer.

Czeka, aż rządowy program załaduje mapy jego ziemi obok pustych skrzynek cyfrowych, żądając wypełnienia statystykami dotyczącymi nawozów, pestycydów, produkcji i zbiorów.

„Nadzorują nas także za pomocą zdjęć satelitarnych, a nawet dronów” – powiedział Dochy. Jego frustracja uwypukla rosnącą przepaść w zaufaniu i zrozumieniu, która powstała między europejskimi rolnikami.

Coraz częściej postrzegają to jako nianię zaglądającą do każdego zakamarka ich obór i analizującą sposób rozrzucania każdej kropli gnojowicy.

Od Grecji po Irlandię, od krajów bałtyckich po Hiszpanię – w ostatnich tygodniach dziesiątki tysięcy rolników i ich zwolenników dołączyły do ​​protestów w całej Europie. To wystarczyło, aby sytuacja rolników znalazła się na pierwszych stronach gazet na całym kontynencie, czyniąc ją kluczowym tematem czerwcowych wyborów do Parlamentu Europejskiego.

Rolnicy twierdzą, że nie mogą zaakceptować zmiennych przepisów

Rolnicy zawsze kierowali się kaprysami natury. Nie mogą jednak zaakceptować kapryśnych regulacji.

„To właśnie powoduje ten poziom nieufności. To jak życie w Rosji czy Chinach” – powiedział zamiast na żyznych równinach Flandrii w północno-zachodniej Belgii.

Rolnicy mają wiele skarg – od niewystarczająco regulowanego taniego importu po apodyktyczne przepisy dotyczące ochrony środowiska – ale ogrom biurokracji wszystkich niemal natychmiast zniechęca. UE jest jednak także ich ręką, która ich karmi – co roku około 47 miliardów euro trafia do rozległej sieci programów, które na różne sposoby dotyczą rolnictwa.

W zamian rolnicy muszą rozliczać się ze swoich wydatków – w sposób, który uważają za coraz bardziej uciążliwy.

Bart Dochy przegląda księgi rachunkowe i zapisuje wpisy na swoim komputerze w swoim rodzinnym gospodarstwie w Ledegem w Belgii.
Bart Dochy przegląda księgi rachunkowe i zapisuje wpisy na swoim komputerze w swoim rodzinnym gospodarstwie w Ledegem w Belgii.

51-letni Dochy daleko mu do zgorzkniałego, ekstremistycznego rolnika podpalającego bele siana lub rozpryskującego nawóz na budynki rządowe. W jego biurze, tak niezbędnym jak stodoła w życiu współczesnego rolnika z UE, wisi ostrzeżenie: „Bóg czuwa – tutaj nie wolno przeklinać”.

Pochodzi z dawnych gospodarstw rolnych, pochodzących z pokoleń konserwatywnych chadeków, którzy tradycyjnie stanowili podstawę europejskiego rolnictwa.

Kiedy Dochy upora się z 900 świniami i około 30 hektarami kukurydzy lub ziemniaków, zamienia swój niebieski kombinezon i kalosze na trzyczęściowy garnitur. Jest także burmistrzem społeczności rolniczej Ledegem, położonej 120 kilometrów na zachód od Brukseli, skąd pochodzi większość znienawidzonej biurokracji rolniczej w UE.

„Przy najmniejszym błędzie grożą kary”

Przy porannej kawie jego ojciec, 82-letni Frans Dochy, wspomina, jak w młodości godzinami ręcznie zbierał buraki z zimnej, gęstej ziemi. Jednak, jak twierdzi, księgowość w roku 2024 „już dawno wypędziłaby mnie z gospodarstwa”.

Widzi, jak jego syn musi w ciągu siedmiu dni zarejestrować przybycie sztucznego nawozu. „I oczywiście trzeba to robić nawet w najbardziej pracowitych momentach na boisku” – powiedział Bart Dochy.

„Następnie należy dokładnie zarejestrować, w jaki sposób jest on rozrzucony na każdej małej działce – ile kilogramów i w jaki sposób jest rozłożony” – wyjaśnił, przeglądając kilka grubych teczek w swoim biurze.

„A za najmniejszy błąd grożą kary.”

Traktory przejeżdżają przed Koloseum, podczas gdy w Rzymie we Włoszech trwają protesty rolników.
Traktory przejeżdżają przed Koloseum, podczas gdy w Rzymie we Włoszech trwają protesty rolników.

Dochy powiedział, że często słyszy od kilkudziesięciu rolników w swoim mieście, że kary mogą sięgać setek euro za jedno niewłaściwe kliknięcie myszką. Te same historie pojawiają się podczas protestów wszystkich rolników – czy to Włochów, Francuzów, Holendrów czy Hiszpanów.

We wtorek rolnicy przez większą część dnia blokowali drogi wokół belgijskiego portu w Antwerpii, drugiego co do wielkości w Europie. Zakłócenia nastąpiły po wcześniejszych protestach w porcie położonym 60 kilometrów na północ od Ledegem i w całym kraju. Opóźnienia w transporcie i zepsute towary kosztowały dziesiątki milionów euro.

Tym, co naprawdę denerwuje Dochy’ego, są narzucane mu biurokratyczne terminy, np. jeśli do 1 września trzeba zasiać określone rośliny lub zielone nawozy.

„Jeśli ostatni tydzień sierpnia będzie niewiarygodnie deszczowy, nie będziesz w stanie prawidłowo tego zasiać. Niemniej jednak jesteś zobowiązany siać. W przeciwnym razie grozi nam kara pieniężna” – powiedział.

„Rolnik faktycznie żyje w konflikcie między rządem, który chce przejąć kontrolę, a przyrodą, która nadal rządzi. I tak naprawdę nie można zmienić niczego w naturze” – powiedział Dochy.

Ponieważ zasady również zmieniają się tak szybko, stwierdził Dochy, coraz trudniej jest mądrze inwestować. W północnej Belgii takie kwestie skupiają się wokół zanieczyszczenia azotanami z rolnictwa i zasad jego ograniczania.

Za daleko czy za mało?

Lata sporów politycznych i wyzwań sądowych nie pozostawiły jasnego obrazu tego, co może przynieść przyszłość.

Urzędnicy UE wskazują jednak na potrzebę rygorystycznych regulacji po dziesięcioleciach luźnego egzekwowania przepisów. Zanieczyszczenie gleby było kiedyś powszechne w wyniku wyrzucania nadmiaru nawozu do rynien i rzek. Smród unoszący się nad częściami prowincji Dochy był tak silny, że kilkadziesiąt lat temu popularnie przemianowano ją na Mest (Nawoz) Flandria zamiast na Flandrię Zachodnią.

Należało dokładnie sprawdzić gospodarstwa, aby upewnić się, że prawidłowo wydają dotacje.

Teraz jednak wahadło przechyliło się w drugą stronę. Po latach stosowania coraz bardziej skomplikowanych zasad politycy zdają sobie sprawę, że mogli posunąć się za daleko.

„Nasi rolnicy w dalszym ciągu stoją przed ogromnymi wyzwaniami” – powiedział w tym tygodniu parlamentarzystom UE wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej Maros Sefcovic, nie wspominając o „wymogach administracyjnych”.

„Słyszymy naszych rolników – głośno i wyraźnie. Uznajemy Twoje trudności. A politycy muszą działać lepiej!” – stwierdził Sefcovic.