Ferrari kontra Ferrari
Akcja rozgrywa się latem 1957 roku i przedstawia Enzo Ferrariego (Adam Driver), byłego kierowcę wyścigowego, który stał się konstruktorem samochodów wyścigowych, w trudnej sytuacji. Bankructwo zagraża fabryce, którą on i jego żona Laura (Penélope Cruz), zbudowali z niczego.
Co gorsza, ich rozpadające się małżeństwo trafia do ścieku: strata ich syna Alfredo nadal ciąży, a podrywacz Ferrari utrzymuje (pełen miłości) romans ze swoją wojenną partnerką Liną Lardi (Shailene Woodley), z którą jest ma nieślubnego syna.
Pośród groźby wyprzedzenia na rynku przez Maserati i dyskusji na temat fuzji z większym koncernem, jedno nadchodzące wydarzenie może odwrócić sytuację Ferrari: zdradziecki Mille Miglia, wyścig na dystansie 1000 mil przez Włochy, który może być niebezpieczny dla jego kierowcy… A przecież to zawód, który jest „śmiertelną pasją i straszliwą radością”…
Styl ponad treść
Jego pierwszy film od 2015 roku jest rozczarowujący Czarny kapeluszMichael Mann powraca z pełnym pasji projektem opartym na powieści Brocka Yatesa „Enzo Ferrari: „Człowiek, samochody, wyścigi, maszyna”, który funkcjonuje jako klasyczna, ale zaskakująco piesza biografia.
Chociaż sprawdza się jako piękny egzemplarz z epoki, który mądrze wybiera stosunkowo niewielki fragment życia głównego mężczyzny, zauważalny jest brak charakterystycznych stylizacji Manna, co sprawia, że Ferrari wydają się dziwnie konwencjonalne z estetycznego punktu widzenia.
Narracyjne kamienie probiercze już tam są, ponieważ Mann zawsze skupiał się na historii surowych mężczyzn i ich pochłaniających obsesji; pozostaje jednak dręczące uczucie, że ten film, choć sprawnie zrealizowany, mógł wyreżyserować James Mangold i nikt nie byłby mądrzejszy. Żaden cień nie był przeznaczony dla Jimmy’ego – którego Matt Damon – Christian Bale – występuje w roli głównej Ford kontra Ferrari był znacznie bardziej napięty.
Człowiek, silniki i pani.
Nie o to napięcie chodziło koniecznie Mannowi. Ferrari najlepiej sprawdza się jako psychologiczna wiwisekcja Enzo i jego problemów w związku, przy czym dobra dostarczają zarówno trafnie nazwany Kierowca, jak i Cruz.
Imponująca fizyczność kierowcy jest idealna do tej roli, jego włoski akcent jest na szczęście mniej OTT w porównaniu z liniami House of Gucci i słodkimi szwami na tylnych ramionach. Czy mężczyzna może założyć garnitur? Cruz spisuje się tu szczególnie powalająco, jako pogrążona w smutku matka i kobieta, która nieustannie musi potwierdzać swoje miejsce przy stole.
Wczesne sceny pokazują, że Cruz fantastycznie przedstawia obie strony wielowarstwowej postaci przy skróconym czasie wyświetlania: w jednej minucie konfrontuje się z mężem z pistoletem (co prowadzi mamę Enzo do uroczego komentarza: „Wolałbym ponownie uzbroić Niemcy, zanim dam tej kobiecie broń ”), a za chwilę jest przy grobie syna, opłakując nieznośną stratę. To, czego Cruz dokonuje w tej ostatniej sekwencji, to bezsłowne komunikowanie studni kipiącego bólu, co gwarantuje, że jej postaci nie można po taniości odrzucić jako stereotypu niestabilnej włoskiej żony.
Nie bójcie się – fani benzyny i miłośnicy filmów typu „cars go vrooom” nie pozostaną obojętni. Sekwencje wyścigów w ostatnim akcie są mocne, z jedną sekwencją oszałamiającą – tragedią Guidizzolo, przerażającą katastrofą, w wyniku której zginęło dziewięć osób oraz kierowca Alfonso de Portago (tutaj grany przez Gabriela Leone) – uderza bardzo mocno. Na pokazie prasowym było słychać westchnienia – po doskonale skalibrowanej scenie mnóstwo rąk pozostało na ustach.
Ferrari pozostaje bardzo fascynującym zegarkiem, ale jak mówi główny bohater: „Przystępujesz do zwycięstwa – hamuj później” – i żałujesz, że Mann nie zdjął jeszcze stopy z pedału hamulca.
Ferrari miał premierę w Konkursie na Festiwalu Filmowym w Wenecji, a do kin na całym świecie trafi pod koniec grudnia.