O nas
Kontakt

Recenzja Wenecji 2023: „L’ordine del tempo” („Porządek czasu”)

Laura Kowalczyk

Recenzja Wenecji 2023: „L'ordine del tempo” („Porządek czasu”)

To koniec świata, jaki znamy – i kibicuję asteroidzie.

„Dzieje się coś naprawdę poważnego”.

Czy chciałbyś wiedzieć, czy życie na Ziemi nagle miało się zakończyć?

To jest dylemat w sercu L’ordine del tempo (Porządek czasu), w którym grupa przyjaciół spotyka się w malowniczej nadmorskiej willi, aby świętować 50. urodziny Elsy (Claudia Gerini). Kiedy jednak fizyk Enrico (Edoardo Leo), specjalista od obliczania zniekształceń czasowych, pojawia się wyglądając na szczególnie zdenerwowanego, uroczystości nabierają innego tempa. Czy jest w złym humorze, ponieważ jego zerwana partnerka Paola (Ksenia Rappoport) najwyraźniej rozstała się z nowym partnerem, czy może wie coś, o czym oni nie wiedzą – a mianowicie, że asteroida Anakonda pędzi w stronę Ziemi, skazując w ten sposób ludzkość na droga dinozaurów?

Liberalna adaptacja książki „Porządek czasu” włoskiego fizyka Carlo Rovellego i przeniesiona na ekran przez znaną weterankę filmową Lilianę Cavani (Nocny Portier, Sprawa berlińska) i współscenarzystą Paolo Costelli, w tym zgłoszeniu poza konkursem panuje straszny bałagan.

Wykorzystuje zawarte w książce badania nad teorią względności, czasem w fizyce i Bayesowską teorią prawdopodobieństwa (opisaną przez Rovellego jako „jedyne równanie fizyki podstawowej, które zna jakąkolwiek różnicę między przeszłością a przyszłością”) i przekształca je w banalne lato melodramat, który aktywnie kibicuje uderzeniu asteroidy, dzięki czemu nie będziemy musieli przesiedzieć kolejnych wywołujących ból kręgosłupa szyjnego zmian tonalnych i głębokich rozważań szeregu postaci, które przypominają wycinanki z tektury wyrażające niewiarygodne emocje w krótkich odstępach czasu Najlepszym tego przykładem jest grająca w tle peruwiańska gospodyni, która w jednej chwili ma łzy w oczach i mówi o locie do domu, aby być z synem, a za chwilę podaje tort urodzinowy, jakby świat się nie kończył.

Wszelkie z natury obiecujące wątki na temat zalet dramatyzowania lub minimalizowania możliwości zbliżającej się zagłady lub tego, jak strach przed śmiercią może na nowo skalibrować życiowe priorytety i wzmocnić świeże spojrzenie na to, co naprawdę ważne, są torpedowane przez oklepane frazesy i szczególnie skrzypiące dialogi. Być może sprawdziłoby się to na scenie, ponieważ ustawienie w jednej lokalizacji dałoby w miarę przyzwoite huis-clos, ale na dużym ekranie umiera powoli.

Weź pod uwagę tak głębokie klejnoty, jak „Dlaczego nasza historia składa się z etapów?” / „Ponieważ szukamy intensywności” i „Czas płynie” / „To jest to samo dla wszystkich” – wszystko posklejane w całość przez jakiś niezdarny montaż (w tym dwa irytujące przejścia w czerń po sekwencji tanecznej do „Dance Me” Leonarda Cohena do końca miłości” oraz fragmenty telewizyjne przedstawiające Charliego Chaplina gotującego swój but Gorączka złota) i ścieżkę dźwiękową do czegoś, co brzmi jak odrzuty z Days of Our Lives.

Co prowadzi nas do bardziej palącego pytania: jak sprawić, że groźba szóstego wyginięcia będzie tak zapierająca dech w piersiach nudna?

Mniej czasu byłoby zmarnowanego, gdyby Cavani pogrążył się w farsie lub uratował postępowanie, nagle zmieniając kolor na biały, aby wskazać rozpalony do białości błysk końca czasów. Zamiast tego dowiadujemy się więcej o życiu będącym podróżą wypełnioną pewnością nostalgii i niepewnością nadziei, niezamierzonym przezabawnym włączeniu w ostatniej chwili zaginionego syna, który pojawia się, by urozmaicić relacje na poziomie już telenoweli, a także imponująco aktualny beat o inwazyjnych niebieskich krabach zjadających wszystkie małże i o tym, jak przeżyją nas wszystkich.

Jak widać, włoski rząd zachęcał ostatnio ludzi do jedzenia krabów błękitnych, co niszczy produkcję skorupiaków we Włoszech – trzecim co do wielkości producencie małży na świecie po Chinach i Korei Południowej. Teraz wiesz.

Pomijając przypadkowe, chwilowe względy, nie martw się – w tym momencie będziesz zbyt zajęty odtwarzaniem w głowie lepszych filmów o asteroidach lub modleniem się o słodkie wypuszczenie śmiercionośnej-kosmicznej-skalnej-Anakondy, aby się tym przejmować. Inaczej będziesz ciągle nucić pod nosem znacznie głębsze teksty Nicki Minaj: „ Moja Anakonda nie, moja anakonda nie, moja anakonda nie chce żadnej, chyba że masz bułeczki, kochanie…

W sumie teraz:

Porządek czasu premiera Poza konkursem na Festiwalu Filmowym w Wenecji.