O nas
Kontakt

Witamy w europejskim roku niepokoju

Laura Kowalczyk

Witamy w europejskim roku niepokoju

Istnieje ryzyko, że w 2024 r. UE będzie daleka od geopolitycznej, a zamiast niej wyłoni się bardziej wyspiarski blok.

Mujtaba Rahman jest szefem praktyki europejskiej Grupy Eurasia. Tweetuje w @Mij_Europe.

Europę czeka rok niepokoju związanego z wyborami – zarówno w samej Unii Europejskiej, jak i w Stanach Zjednoczonych.

W kraju wygląda na to, że zaplanowane na czerwiec wybory do Parlamentu Europejskiego nie przyniosą niczego zbliżonego do populistycznej większości. A biorąc pod uwagę, że partie eurosceptyczne mają osiągnąć znaczne zyski, centrum straci pozycję w porównaniu z ostatnim głosowaniem w 2019 r.

Szczególnie słabo wypadną tu prawdopodobnie partie rządzące we Francji i Niemczech, co niemal na pewno jeszcze bardziej osłabi autorytet niemieckiego kanclerza Olafa Scholza i prezydenta Francji Emmanuela Macrona. Zwiększy także i tak już widoczne zaabsorbowanie sprawami wewnętrznymi obu przywódców.

Scholz od dawna rządzi z chwiejną koalicją, a niedawny kryzys fiskalny w Niemczech jeszcze bardziej zmniejszy ich potencjał polityczny – i siłę nabywczą – w zakresie ambitnych polityk UE. Macronowi ze swej strony nie brakuje ambicji, ale stawia czoła własnym wyzwaniom wewnętrznym, a Francja nie może przewodzić bez Niemiec.

Co więcej, nieprzetestowane i potencjalnie niestabilne nowe rządy w dużych krajach członkowskich, takich jak Hiszpania i Polska, będą głównie dbać o swoje własne, spolaryzowane tereny.

Po wyborach w 2023 r., które wyniosły do ​​władzy na Słowacji prorosyjskich populistów i zapewniły zwycięstwo skrajnej prawicy w Holandii, nurty natywistyczne w całym bloku prawdopodobnie również nabiorą tempa. Oczekuje się, że wyborcy w Austrii, Belgii i Portugalii przyniosą korzyści partiom nacjonalistycznym. Coraz bardziej wygląda na to, że lokalne sondaże mogą wynieść skrajnie prawicową niemiecką Alternatywę dla Niemiec (AfD) na jeszcze większe wyżyny przed wyborami krajowymi w 2025 roku.

Te realia polityczne utrudnią krajom członkowskim dostosowanie się do szerokiego zakresu wyzwań tematycznych, przed którymi UE stanie w tym roku.

Po pierwsze, zjednoczenie UE za Ukrainą i przeciwko Rosji może stać się znacznie trudniejsze niż wcześniej – osłabiając rękę Kijowa przeciwko Moskwie, w miarę jak wojna zmierza ku impasowi. W szczególności dążenie UE do rozszerzenia w kierunku Ukrainy, która już napotyka na trudności polityczne, będzie jeszcze trudniejsze, w miarę jak jaśniejsze stanie się zrozumienie, co to faktycznie oznacza dla UE, a także w miarę wzrostu oczekiwań co do reform w Kijowie.

Migracja może ponownie ujawnić się jako destabilizująca siła polityczna, zwłaszcza biorąc pod uwagę niewystarczające reformy systemu azylowego UE. Niezmniejszone przepływy migracyjne w coraz większym stopniu stanowiłyby wyzwanie dla solidarności, spójności i bezpieczeństwa granic UE. A próby stłumienia nielegalnej imigracji poprzez kupowanie dobrej woli od odźwiernych na peryferiach Europy, tak jak robił to blok w przeszłości, jedynie sprawią, że będzie on bardziej zobowiązany wobec niedemokratycznych rządów – i nie rozwiąże też podstawowych problemów.

Co więcej, oczekuje się, że w tym roku gospodarka UE również będzie borykać się z trudnościami, co jeszcze bardziej podkreśli wysiłki Brukseli mające na celu zwiększenie konkurencyjności kontynentu. Jednak w przypadku Berlina będzie to również szybko wiązało się z trudną rzeczywistością fiskalną.

Co więcej, w miarę jak główne gospodarki ścigają się, by pokierować ekologiczną i cyfrową transformacją przemysłu, UE ryzykuje dalsze pozostawanie w tyle za Chinami i USA. Sytuację tę pogłębi jedynie niezdolność Brukseli do pogłębienia współpracy z Waszyngtonem przeciwko Pekinowi, a także fakt, że UE nadal brakuje własnego proaktywnego stanowiska wobec Chin.

Największym wyzwaniem niewątpliwie będzie reakcja UE na możliwe zwycięstwo byłego prezydenta Stanów Zjednoczonych Donalda Trumpa w amerykańskich wyborach prezydenckich | Jim Watson/AFP za pośrednictwem Getty Images

Nawet kwestia tego, kto powinien kierować instytucjami w Brukseli, może okazać się bardziej kontrowersyjna, niż się powszechnie uważa, zwłaszcza że węgierski premier Viktor Orbán będzie chciał mieć coś do powiedzenia w wyścigu o najwyższe stanowiska. W istocie kluczowym wyzwaniem będzie opanowanie rosnącej wojowniczości Orbána – szczególnie w obliczu objęcia przez Węgry rotacyjnej prezydencji UE w Radzie UE w drugiej połowie tego roku.

Jednak największym wyzwaniem przed nami niewątpliwie będzie reakcja UE na możliwe zwycięstwo byłego prezydenta Stanów Zjednoczonych Donalda Trumpa w listopadowych wyborach prezydenckich w Ameryce. Zwycięstwo Trumpa ponownie wprowadziłoby napięcia transatlantyckie, znacząco utrudniłoby wsparcie Zachodu dla Ukrainy, a także zwiększyłoby ryzyko wojny handlowej.

Co najbardziej problematyczne, potencjalny nacisk ze strony Trumpa, aby wycofać USA z NATO – a także z europejskiego porządku politycznego i bezpieczeństwa – stanowiłby egzystencjalny koszmar. Takiego, które dla wielu krajów UE postawiłoby pod znakiem zapytania podstawy wolności, pokoju i dobrobytu, na których opiera się powojenne porozumienie bloku.

Pięć lat po tym, jak obecna przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen oświadczyła, że ​​ma zamiar stanąć na czele „geopolitycznego” organu wykonawczego UE, ambicje Brukseli, by zwiększyć swoją globalną siłę oddziaływania, prawdopodobnie zderzyły się z rzeczywistością jej wewnętrznych ograniczeń politycznych.

Teraz pozbawiona przywódcy i skierowana do wewnątrz istnieje ryzyko, że zamiast geopolitycznej UE wyłoni się bardziej wyspiarska Europa, w wyniku czego powstanie blok, który nie będzie w stanie wiarygodnie stawić czoła szeregowi narastających problemów, z którymi się boryka – i to w czasie, gdy konieczne są działania najbardziej potrzebne.