Głębokość i szerokość wpływów Francji w jej byłych koloniach afrykańskich sprawia, że nie jest ona graczem neutralnym
Premier Francji Elżbieta Borne ogłosiła, że Francja „z największą uwagą” monitoruje przeprowadzany w Gabonie zamach stanu, a jej rząd potępił powstanie przeciwko sojusznikowi Paryża, prezydentowi Alimu Bongo.
Stwierdzenia te nie są zaskakujące, ale niosą ze sobą bagaż kolonialny.
Gabon jest drugą byłą francuską kolonią w Afryce, która w ciągu tylu miesięcy stanęła w obliczu wojskowego zamachu stanu i szóstą w ciągu trzech lat – po Mali, Czadzie, Gwinei, Burkina Faso i ostatnio w Nigrze, którego nowa junta może jeszcze spotkała się z interwencją sąsiadów z Afryki Zachodniej.
We wszystkich tych przypadkach były kolonizator został powołany do odegrania takiej czy innej roli, a kwestia jego wpływów w każdym kraju była głównym problemem.
Niekoniecznie tak chce być postrzegany rząd francuski, mimo że jest całkowicie jasne, kim są jego sojusznicy. Podczas tej wiosny podczas tournée po kilku krajach frankofońskich Emmanuel Macron obiecał, że era francuskiej ingerencji w Afryce – czasami nazywanej szyderczo „Françafrique” – dobiegła końca.
„Czasami mam wrażenie, że sposób myślenia nie zmienił się tak bardzo jak my, kiedy czytam, słyszę i widzę ludzi przypisujących Francji zamiary, których ona nie ma i których już nie ma” – powiedział po przybyciu do Gabon.
„Wydaje się również, że ludzie nadal oczekują od Francji zajęcia stanowiska, którego ona nie chce zająć, i biorę za to pełną odpowiedzialność. W Gabonie, podobnie jak gdzie indziej, Francja jest neutralnym rozmówcą, który przemawia do wszystkich i którego rolą nie jest ingerowanie w wewnętrzną wymianę polityczną”.
Wiele osób w Gabonie i całym regionie nie postrzega tego w ten sposób.
Pociąganie za sznurki
Francja ma obecnie setki żołnierzy rozmieszczonych na stałe w Gabonie, który podobnie jak inne byłe kolonie francuskie w regionie posługuje się frankiem środkowoafrykańskim, walutą powiązaną z euro i zabezpieczoną gwarancjami francuskiego skarbu.
Francuska firma wydobywcza Eramet jest drugim co do wielkości prywatnym pracodawcą w Gabonie; ogłosiła, że w związku z obecnymi niepokojami zawiesza swoją działalność.
Podobnie jak wcześniej, za kadencji Macrona militarne i polityczne wpływy Francji były w pełni widoczne w jej byłych afrykańskich koloniach, w tym jeśli chodzi o ułatwianie lub zapobieganie brutalnym przekształceniom władzy.
Przykładowo w 2019 r. francuskie samoloty przez trzy dni bombardowały rebeliantów w północno-wschodnim Czadzie, wspierając ówczesnego prezydenta Idrissa Déby’ego, którego Paryż wspierał we wcześniejszym puczu.
Być może najtrudniejszym frontem francuskiego zaangażowania były długie uwikłania militarne w Mali, gdzie Francja przewodziła trwającej niemal dekadę operacji wojskowej mającej na celu zwalczanie zaciekłego powstania dżihadystów.
Operację zakończono w 2022 r. po powstaniu junty wojskowej, która według Francji i jej sojuszników spowodowała „liczne przeszkody” dla misji.
Czynnik rosyjski
Ale stawką dla Francji jest tu coś więcej niż tylko własny interes.
Jak napisał dla TylkoGliwice francuski politolog Nicolas Tenzer, pozornie paradoksalne zachowanie Francji w ostatnich latach wobec jej byłych kolonii afrykańskich wynika w pewnym stopniu z podwójnego imperatywu: odparcia brutalnego dżihadyzmu – zwłaszcza w Mali – oraz wpływu Rosji.
Wyjaśnił, że Rosja dostarcza broń niektórym krajom od dwudziestu lat, a jej notorycznie brutalni najemnicy odgrywają nadzwyczajną rolę w zakresie bezpieczeństwa w wielu z tych miejsc. Ostatni kryzys w Mali, napisał, był „najnowszą ilustracją rosyjskiej pracy w cieniu, mającej na celu wciągnięcie krajów do swojej strefy wpływów, co jest jednym z największych zagrożeń, przed którymi stoi obecnie Afryka.
„Podczas gdy plan Chin w Afryce koncentruje się na grabieży afrykańskich zasobów, Moskwa koncentruje się również na przeciwdziałaniu wpływom Zachodu na kontynencie” – wyjaśnił.
Coraz bardziej widoczne jest wyzwanie Rosji dla wpływów europejskich w Afryce. Na wczesnych etapach niedawnego zamachu stanu w Nigrze na ulicach stolicy Niamey widniały rosyjskie flagi, a także plakaty z napisem „Precz z Francją, niech żyje Putin!”.
Jednakże, jak powiedział wówczas TylkoGliwice Alex Vines z Chatham House: „Nie jest trudno rozdać kilka rosyjskich flag. A wywieszanie rosyjskich flag jest bardziej wyrazem nastrojów antyzachodnich, w szczególności antyfrancuskich, niż poparciem dla Rosji jako takiej”.
Jednak niezależnie od prawdziwej roli Rosji w Nigrze czy gdzie indziej, w tym, co krytycy nazywają „Françafrique”, Francja rzadko, jeśli w ogóle, jest postrzegana jako „neutralny rozmówca”, jak twierdził Macron zaledwie kilka miesięcy temu. I to zanim ostatni z serii dramatycznych wojskowych zamachów stanu wywołał na powierzchnię niechęć do jego ciągłej obecności.
Tuż przed wyborami w Gabonie zaczęły ustępować miejsca działaniom wojskowym państwowy organ nadzoru mediów nie tylko odciął dostęp do Internetu w kraju, ale także zakazał francuskim nadawcom France 24, TV5 Monde i Radio France Internationale.
Sygnałem było to, że choć Gabon mógł być niezależny przez sześć dekad, francuskie media pozostają głównym źródłem informacji dla większości jego elektoratu, podobnie jak Pałac Elizejski pozostaje najważniejszym zewnętrznym graczem w jego polityce.